Dla kręgów i wspólnot postępowych w Kościele rzymskim odpowiedź będzie jednoznacznie pozytywna, a samo pytanie nie na miejscu. Z kolei dla radykalnych tradycjonalistów, którzy uważają, że wszystko, co przyniosła posoborowa reforma liturgii było skrajnie złe, odpowiedź może być negatywna. By jednak rzetelnie odpowiedzieć na to pytanie, należy spokojnie rozważyć, co stało się z podejściem do Ciała Pańskiego w ostatnich dziesięcioleciach.
Wbrew temu, co mówią tradycjonaliści zmiany, które dokonały się po Vaticanum II nie były zmianami wyłącznie negatywnymi i idącymi w jednym konkretnym kierunku. Właściwie można powiedzieć o dwóch nurtach: zmianach związanych ze zmniejszeniem szacunku do Ciała Pańskiego oraz zmianach prowadzących do głębszego traktowania Chrystusa obecnego pod postacią Chleba. Jako że sam rzecz jasna wyznaję głęboką wiarę, którą Kościół żywił od samego początku, iż Chrystus zostawił nam całego siebie pod postaciami Eucharystycznymi, zmiany ograniczające szacunek do Ciała Pańskiego będę nazywał dalej negatywnymi, natomiast dowartościowujące potrzebę przyjmowania Chrystusa Eucharystycznego w życiu chrześcijanina – zmianami pozytywnymi.
Zmiany negatywne
1. Odprawiający Mszę świętą nie musi już trzymać złączonych palców, które miały kontakt z Ciałem Pańskim aż do puryfikacji.
To bez wątpienia jedna z najbardziej tragicznych negatywnych zmian w nowym rycie, która pociągnęła za sobą kolejne, o których poniżej. Gdy uczestniczy się we Mszy w rycie trydenckim, widać głęboki szacunek do Chrystusa Eucharystycznego. By nie uronić choćby kawałeczka Ciała Pańskiego, kapłan nie może nawet rozłączyć tych palców, by podnieść kielich. Dziś często jest tak, że kapłan zupełnie nie patrzy na swoje palce, wyciera je w co popadnie (nie tylko w korporał czy puryfikaterz). Szczerze mówiąc, tej zmiany nie rozumiem absolutnie. Nie rozumiem jej logiki, choć rzeczywiście, jeśli wprowadzało się zmiany poniższe, to musiała nastąpić również ta. Bo bez tego rozluźnienia, nie byłaby możliwa tak silna liberalizacja w podejściu do Ciała Pańskiego. Trudno jest mi pogodzić tę zmianę z wiarą w realną obecność Chrystusa w Eucharystii. Jeśli Kościół wierzy, że jest on obecny w każdym kawałku, to dlaczego pozwala na profanację Chrystusa w – pisząc brzydko – walających się partykułach Jego Ciała. Czy kapłan, który wierzy, że trzyma w rękach Chrystusa może potem zwyczajnie obetrzeć swoje palce o ornat, choć istnieje prawdopodobieństwo, że jest na nich żywy Chrystus?
2. Komunia na rękę
Główny zarzut wobec komunii na rękę jest podobny: ludzie przyjmujący Chrystusa na rękę nie puryfikują rąk. Nie wiadomo nawet, co dzieje się później z kawałkami Ciała Pańskiego, które przez przypadek na ich rękach mogą pozostać. W dodatku, jeśli komunia święta do ust ukazuje cześć, z jaką przyjmujący traktują Ciało Pańskie (nie są godni wziąć Go do ręki), o tyle komunia na rękę wskazuje raczej na fakt, że czują się już tak pewni, tak godni, że pozwalają sobie na trzymanie Ciała Pańskiego. Przecież jego ręka jest tak samo godna, jak ręka kapłana. Pół biedy, jeśli dzieje się to jeszcze we wspólnotach, które dbają o cześć i szacunek do Ciała Pańskiego i przyjmowanie komunii na rękę tłumaczą sobie na różne sposoby, jak neokatechumenat. Gorzej, jeśli komunię na rękę bierze sobie każdy, komu się żywnie podoba, jak to jest w wielu kościołach na Zachodzie.
3. Świeccy szafarze
Jeszcze 45 lat temu było to nie pomyślenia. Dziś świeccy szafarze są normą także w naszym kraju. Kiedyś zetknąć ręce z Ciałem Pańskim miał prawo wyłącznie kapłan – człowiek, który w całości poświęcił się Chrystusowi. Ręce mężczyzn czy kobiet żyjących w stanie małżeńskim, dla których Pan przewidział inne dobra i przyjemności nie były godne stykać się z Ciałem Pańskim. O dziwo świeccy końca XX w. i początku XXI nagle taką godność nabyli. A Ciało Pańskie nie domaga się już szczególnego życiowego powołania danego człowieka.
4. Postawa przy komunii świętej
Do Vaticanum II komunię przyjmowano zawsze w postawie klęczącej. Jest to postawa wyrażająca małość, znikomość człowieka, ukorzenie się przed wielkością przychodzącego do niego Chrystusa. Dziś – jak to się mówi – ze względów praktycznych udziela się komunii prawie zawsze w postawie stojącej. Bardziej liczy się czas współczesnego człowieka, niż szacunek dla Ciała Pańskiego. Oczywiście rozumiem, że na uroczystościach, na których gromadzą się tłumy komunia święta w postawie stojącej może być uzasadniona, jako wyjątek, jednak udzielanie jej zawsze w takiej postawie uważam za zwykłe wygodnictwo.
Biorąc pod uwagę to wszystko razem, trudno byłoby wyjaśnić, jak Kościół może nadal wierzyć w obecność Chrystusa w Eucharystii, a jednocześnie dopuszczać do takiego rozluźnienia w traktowaniu Ciała Pańskiego. Nasze spojrzenie musi być jednak nieco inne, gdy weźmiemy pod uwagę kontekst tych zmian oraz pozytywne aspekty wzrastania liturgicznej świadomości.
Zmiany pozytywne
1. Ludzie częściej przystępują do komunii świętej
O ile dawniej normą było przystępowanie do komunii świętej raptem kilka razy do roku, dziś zarówno częsta spowiedź (przynajmniej w Polsce), jak i komunia święta przeżywają swój renesans. Oczywiście częste przystępowanie do komunii może mieć też aspekt negatywny – na Zachodzie wszyscy hurtem przystępują do komunii, bo zatracono poczucie grzechu, zapomniano o wadze sakramentu pokuty etc. Niemniej jednak u nas zazwyczaj częste przystępowanie do komunii jest owocem pogłębionej świadomości liturgicznej.
2. Traktowanie komunii świętej jako podpory w kształtowaniu życia chrześcijańskiego
Wiąże się to oczywiście bezpośrednio z tym, co napisałem powyżej. Dziś częściej niż kiedyś mówi się o tym, że Eucharystia jest wsparciem i życiową siłą. Że to żywy Chrystus przychodzący do naszego serca daje moc do przezwyciężania życiowych trudności, ale przede wszystkim uzdalnia do życia prowadzącego do zbawienia.
Podsumowanie: Tak, ale…
Reasumując, moja odpowiedź na postawione w tytule pytanie brzmi: jestem przekonany, że bezsprzecznie tak. Tyle że ta wiara niejednokrotnie kuleje i wiąże się z licznymi nadużyciami. Kościół wierzy wprawdzie, że Chrystus jest obecny w Eucharystii, ale w tych zachodzących w ostatnich dziesięcioleciach zmianach skupiono się w pierwszym rzędzie na szacunku do człowieka, a nie do Ciała Chrystusa. Charakteryzując obecną mentalność, określiłbym ją w jednym zdaniu tak: Ciało Chrystusa jest tak potrzebne człowiekowi, że można je nawet zbezcześcić, byle tylko mogło do człowieka dotrzeć, byle jak najwięcej osób zechciało je przyjmować i mogło przyjąć je jak najszybciej i jak najczęściej.
Żywię głęboką wiarę, że dzięki konserwatywnej frakcji wśród kardynałów, biskupów naszego Kościoła, dzięki pięknej postawie Benedykta XVI (który udziela komunii wyłącznie w postawie klęczącej i do ust) oraz dzięki silnym ruchom szanującym Tradycję także w aspekcie liturgii uda się jednak przezwyciężyć błędy, które przyniósł ze sobą okres posoborowego liberalizmu. Ale też zachować i jeszcze bardziej ożywić te pozytywne owoce przemian, które przyniosło ze sobą poczucie większego zapotrzebowania na przyjmowanie Ciała Pańskiego wśród ludzi świeckich.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka