Paweł Pomianek Paweł Pomianek
87
BLOG

IO: Prestiżowe złoto dla Norwega. Northug „królem nart”

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Rozmaitości Obserwuj notkę 1
Jeśli ktoś, śledząc wydarzenia olimpijskie, próbował to robić wyłącznie za sprawą polskiej telewizji, mógł odnieść wrażenie, że ostatni dzień igrzysk to wyłącznie finał hokeja i ceremonia zamknięcia. Niestety, niemal nieobecny był inny finał, który wczoraj rozegrano – bieg mężczyzn na 50 km.
 
Na początek warto byłoby sobie zadać pytanie, dlaczego od wielu już igrzysk zimowych (pamiętam, że już w Lillehammer było tak na pewno a być może i wcześniej) w ostatnim dniu rozgrywany jest jako przedostatni (ostatni jest finał hokeja) bieg narciarski na 50 km. Ano, odpowiedź jest prosta. Skoro taki bieg jest w ostatnim dniu rozgrywany, znaczy to ni mniej, ni więcej, że jest to konkurencja bardzo prestiżowa. Wywalczone w niej złoto jest najbardziej prestiżowym medalem w narciarstwie klasycznym i jednym z bardziej prestiżowych na całych igrzyskach. Zwycięzca zwyczajowo otrzymuje tytuł króla nart. Dlaczego więc w polskiej telewizji można było obejrzeć jedynie półtoraminutowy finisz?
 
Myślę, że i odpowiedź na to pytanie jest prosta. Otóż już bodaj trzecią olimpiadę formuła wyścigu jest po prostu nudna i nużąca. Osobiście miałem okazję oglądać te zawody na żywo od bodaj 35 minuty biegu (czas zwycięzcy to bodaj 2 godziny 6 minut, więc jeszcze trochę to trwało). No i w trakcie mogłem śledzić na bieżąco co się dzieje, zajmować się dzieckiem, jeść, rozmawiać z żoną a dałoby się zrobić jeszcze wiele innych rzeczy. Komentatorzy też świetnie wybrnęli z sytuacji i podsumowywali sobie spokojnie całe igrzyska, opowiadali jakieś zdarzenia z historii, przybliżali sylwetki zawodników etc. Jeśli ktoś nie wie, to bieg wygląda obecnie tak, że ok. pięćdziesięciu ludzi staje na starcie, potem oni sobie przez dwie godziny biegną razem, a kibice się nudzą, a potem jest ostatnie 5 minut ciekawej walki. Oczywiście scenariusz mógłby być nieco inny, gdyby znalazła się taka Bjoergen, która przedwczoraj rozerwała bieg pań, ale dziś był dokładnie taki, jak opisałem.
 
I tak to – pozornie dla widowiskowości – prestiżowy bieg długi został zabity. Pamiętam ostatni bieg o tytuł „króla nart” rozgrywany jeszcze w tradycyjnej formule biegu na czas, który odbył się w Nagano (zawodnicy startowali co pół minuty i wygrywał ten, który uzyskał najlepszy czas biegu). Wtedy Bjoern Daehlie zdobywał swój ostatni, dwunasty olimpijski medal i walczył o złoto z jakimś Szwedem – bodaj Jonssonem czy Johanssonem (wygrał na ostatnich kilometrach o 8 sekund). Wtedy bieg był jak najbardziej medialny, bo tam cały czas coś się działo. Jeden zawodnik był już na 15 kilometrze, inny pokonał dopiero 1,5 km. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Każdy zdany był na siebie: swoją wytrzymałość, solidność, hart ducha, konsekwencję. Zwycięzca takiego biegu był prawdziwym królem nart (teraz często decyduje łut szczęścia i to, kto lepiej finiszuje), a bieg można było z zainteresowaniem oglądać przez dwie godziny.
 
Przy obecnej formule nie jest to możliwe. Bieg łączony ze startu wspólnego ze zmianą stylu, koniecznością zostawienia w tyle specjalistów od drugiego stylu już w pierwszej części dystansu i sam fakt, że nie jest to bieg zbyt długi powoduje, że wspólny start ubogaca bieg, sprawia, że jest ciekawszy. Jednak przy maratonie zupełnie się to nie sprawdza i powinna zostać przywrócona formuła klasyczna.
Tak czy siak relacja półtorej minuty to trochę za mało, bo to jednak wciąż prestiżowa konkurencja. Dla tych, którzy nie mieli okazji obejrzeć biegu polecam zajrzenie tutaj i odtworzenie sobie biegu tak od godziny 50 minut (mówię o czasie biegu a nie transmisji).
 
Na koniec parę słów o Petterze Northugu – nowym olimpijskim królu nart. Prestiżowy tytuł przypadł Norwegowi w pełni zasłużenie. Nie ukrywam, że ten zawodnik podobał mi się w biegach sprinterskich i w sztafecie. Od początku jednak mówiono, że jest najmocniejszy w biegach długich – podobnie jak Justyna Kowalczyk wczoraj, on dziś był faworytem. To wszystko się sprawdziło, a niebagatelne umiejętności sprinterskie przydały się w końcówce. Petter Northug jest wicemistrzem świata juniorów w sprincie z 2005 r. 24-letni Norweg zdobył w Vancouver cztery medale: złoto w sprincie drużynowym, był też drugi w sztafecie 4x10 km i trzeci w sprincie indywidualnym. Na koniec igrzysk dorzucił medal najcenniejszy…

 

Foto: Interia.pl

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Rozmaitości