Zmarły w ostatni czwartek (18.03.2010) ksiądz Julian Chmiel – proboszcz parafii Rzeszów-Słocina w latach 1984-2000 – jest bez wątpienia kapłanem, który wywarł na mój rozwój duchowy, na moją wiarę najsilniejszy wpływ ze wszystkich znanych mi księży. Stąd w tym miejscu chciałbym złożyć mu osobisty hołd – wspominając jakim był człowiekiem, jakim był księdzem.
Zacznę od czterech rysów duchowości ks. Juliana, na które zwrócił uwagę w bardzo pięknym, poruszającym kazaniu ks. Jan Jakubowski – proboszcz parafii w Soninie, gdzie zmarły spędził ostatnie lata życia.
Kaznodzieja stwierdził, że po pierwsze ks. Chmiel wszedł do Kościoła całym sercem. By było to lepiej zrozumiałe, soniński proboszcz porównał to do wchodzenia do kościoła ciałem. Można wejść w całości i zająć miejsca we wnętrzu kościoła, można wejść połowicznie – stojąc w drzwiach czy opierając się o framugę albo nie wejść wcale i siedzieć podczas Mszy św. pod drzewami otaczającymi kościół. Ks. Julian wszedł do Kościoła cały – całą swoją istotą był kapłanem, wszystko, co w życiu robił, obracało się wokół Kościoła.
Drugi rys, to – wedle kaznodziei – to, że był pasjonatem tego, co robił. Można mieć w życiu różne pasje. Ktoś lubi podróżować, ktoś inny łowić ryby – dla ks. Juliana pasją było bycie kapłanem. Wszystko co robił jako kapłan, robił on z zaskakującym czasami dla innych zaangażowaniem. On się tym pasjonował.
(Ode mnie: Ksiądz Julian Chmiel jako wielki przyjaciel mojej rodziny, bardzo często spędzał u nas wieczory. Jako młody chłopak w ostatnich latach podstawówki, prawie codziennie uczestniczyłem we mszy świętej i służyłem do mszy. Pamiętam sytuacje, gdy ks. Julian przyjeżdżał do nas i chwilę później – wiedząc, że byłem w kościele i słuchałem jego kazania – kierował rozmowę na rozważanie Pisma Świętego; jeszcze, w prywatnej rozmowie chciał pogłębić, rozwinąć to, co mówił na kazaniu. Cały czas tym żył. Wiara i jej krzewienie były jego pasją).
Trzeci rys, na który zwrócił uwagę ks. Jakubowski to – nawet jak na kapłana – niezwykła pobożność. W tym kontekście kaznodzieja stwierdził, że niezależnie, co ks. Julian robił – nawet gdy były to codzienne, zwykłe ludzkie czynności – zawsze promieniowała od niego jego wiara. W jego postawie i działaniu, w jego pracy, rozmowach – widać było, że jest człowiekiem pobożnym, kapłanem, który ma Boga w sercu. Ks. Jakubowski wspominał też, jak w ostatnich tygodniach życia przyjechał do ks. Juliana z komunią świętą. Jak sam mówił, osiemdziesięcioletni schorowany ksiądz padł na kolana i złożył „rączki” z pobożnością i pokorą dziecka przystępującego do pierwszej komunii.
(Ode mnie: Osobiście zwróciłbym w tym miejscu uwagę na podejście ks. Juliana do liturgii mszy świętej. Zwracał on zawsze uwagę, że msza święta jest najważniejsza – jest nieporozumieniem przyjść na drogę krzyżową, a nie zostać na mszy. Sarkał też na tych, którzy mówili, że msze święte odprawiane przez niego są zbyt długie. Wyjaśniał, że Eucharystia jest uobecnieniem ofiary krzyżowej Chrystusa, jeśli ktoś twierdzi, że msza trwa za długo, to tak, jakby mówił: „No, Panie Jezu, umieraj szybciej, bo ja już nie mam czasu”. Generalnie nigdy nie spieszył się z liturgią. Pamiętne za jego czasów Liturgie Wielkiego Piątku trwały ok. 3 godzin. Gdy miał jechać z komunią świętą do chorego, obowiązkowo rodzina chorego musiała sobie załatwić kierowcę. Ks. Julian nie uznawał bowiem za godne wobec Ciała Pańskiego, przewieszenia sobie go na szyi i siadania za kierownicę. Woził je ze czcią, w absolutnym skupieniu na siedzeniu pasażera.)
Wreszcie rys czwarty to łatwość przebaczania – kaznodzieja, który jeździł do chorego ks. Juliana w ostatnich miesiącach i latach życia, twierdził, że zmarły Ksiądz nigdy na nikogo się nie skarżył.
----------------------
Znałem ks. Juliana Chmiela od najmłodszych lat, był wielkim autorytetem dla moich rodziców, także i dla mnie, najpierw dziecka, potem dorastającego chłopaka. Spędzał na rozmowach z naszą rodziną wiele godzin i nie będzie przesadą jeśli napiszę, że także przy nim kształtowała się moja wiara – najpierw dziecięca, pełna zaufania, później młodzieńcza – pełna dość dobrze ukierunkowanego buntu wobec świata. Osobiście zwróciłbym uwagę na jeszcze trzy ważne rysy osobowości ks. Chmiela, które nie zostały wymienione w kazaniu pogrzebowym.
Po pierwsze ks. Julian był jednym z najlepszych kaznodziejów, jakich było mi dane słuchać. Dar wymowy, umiejętność barwnego, obrazowego opowiadania o wszystkim była nieprawdopodobna. Niemal każdego, nawet trudnego kazania, słuchało się jak najciekawszej opowieści. Potrafił opowiadać w sposób wciągający dosłownie o wszystkim. Także dlatego, że w to, o czym mówił i w to, czym żył, wchodził całym sercem. Gdy czytam proste, a jednocześnie dosadne, trafiające w samo sedno i samo serce kazania św. Jana Marii Vianneya, to myślę, że właśnie tego typu kazania mówił ks. Julian. Wprawdzie miały inną treść i inne akcenty niż kazania Proboszcza z Ars – ale prostota, prostolinijność i szczerość kazań byłyby wspólne. Pamiętam do dziś, że jedno z jego kazań pasyjnych na Gorzkich żalach trwało 75 minut – trudno jednak znaleźć choćby jeden moment, gdy było ono nudne.
Po drugie ks. Julian kochał świeckich. Albo jeszcze inaczej – on po prostu lubił ludzi, dobrze się czuł w ich towarzystwie. W przeciwieństwie do większości kapłanów nie szukał jednak towarzystwa innych księży, ale przede wszystkim swoich parafian. Realizował też posoborowe postulaty zaangażowania świeckich w życie parafii, ale nie poprzez tak modne dziś poszerzanie ich kompetencji w czasie liturgii, ale poprzez oddanie im tych spraw, którymi świeccy mogą doskonale zarządzać. M.in. to świeccy po każdej niedzielnej kolekcie liczyli pieniądze. Proboszcz w ogóle się ich nie tykał, dopóki świeccy nie przyszli posegregować i zliczyć pieniędzy i nie złożyli swoich podpisów pod kwotą, która została zebrana. Dzięki temu sam budował sobie zaufanie w oczach świeckich. Stworzył też Radę Parafialną, która wspólnie z proboszczem decydowała o najważniejszych wydatkach parafii i wspólnie omawiała sprawy parafialne. Parafia została też podzielona na kilkadziesiąt grup. Grupowi – którzy spotykali się z proboszczem kilka razy w roku – byli łącznikami pomiędzy nim, a poszczególnymi grupami sąsiedzkimi. Jednym słowem ks. Julian angażował świeckich, a przede wszystkim sam ufał świeckim.
Potwierdzeniem tego, jak ks. Julian lubił świeckich było też to, o czym wspomniałem wyżej – jego trudno było spotkać na plebanii – on ciągle był u parafian. Do nas przyjeżdżał – jeśli mnie pamięć nie myli – po kilka razy w miesiącu. I spędzał na szczerych rozmowach z moimi rodzicami długie wieczory. Jako młody chłopak byłem miłośnikiem tych rozmów, a zwłaszcza słuchania tego, co mówił ks. Julian. Tym lubowaniem się w byciu pośród świeckich, ze świeckimi przypomina choćby św. Wincentego a Paulo, który swoje życie poświęcił m.in. pracy wśród ludzi potrzebujących.
Wreszcie trzeci rys jego osobowości to szczerość i prostolinijność. Dla mnie osobiście jest to chyba u ks. Juliana cecha najważniejsza. To był taki człowiek, który mówił, co myślał – niezależnie od konsekwencji. Najważniejsze dla mnie osobiście było wspaniałe świadectwo tego, że potrafił publicznie krytykować nadużycia innych duchownych. Nie bał się mówić świeckim o tym, że kapłani również grzeszą, że popełniają błędy. Największym świadectwem była znana w pewnych kręgach sytuacja, gdy ks. Julian skrytykował przy kościele pełnym świeckich biskupa (nieważne którego, nie chodzi o to, by kogokolwiek o cokolwiek oskarżać i wspominać stare rzeczy – przywołuje tę sytuację, bo doskonale pokazuje, jakim człowiekiem był ks. Julian) także w jego obecności. Konsekwencję tego aktu odwagi ponosił do końca swojej pracy. Oczywiście nie mogłem być przy tej sytuacji obecny, znam ją z drugiej ręki, z opowiadania jednego z księży. Podobno ks. Julian dostał wówczas za tę wypowiedź burzę oklasków. Ów ksiądz twierdził jednak, że gdy przyjdzie co do czego, to zapewne nikt go nie poprze. Tak było w istocie.
Ks. Julian toczył nieraz walkę z nadużyciami w osamotnieniu. Przypomina w tym wielkich świętych – św. Atanazego czy św. Jana Chryzostoma. Ten ostatni dwukrotnie był strącany ze stolicy biskupiej w Konstantynopolu, bo krytykował rozwiązłe życie (chrześcijańskiego przecież) cesarza. Z kolei św. Atanazy był nawet ekskomunikowany, sprzeciwiał się bowiem papieżowi, który popadł w herezję arianizmu. Historia przyznała rację prawdziwym bohaterom. Takim bohaterem bezkompromisowości był także ks. Julian Chmiel.
Innym razem w czasie spotkania przygotowującego do bierzmowania ks. Julian – wobec młodych ludzi – krytykował rzeszowską kurię za wygórowane żądania fiskalne. Były to dla mnie wspaniałe świadectwa tego, że można normalnie ze świeckimi rozmawiać o problemach Kościoła, tego, że krytyka nadużyć duchownych czy duchownego, nie równa się krytyce Kościoła, tego, że w imię prawdy warto poświęcić wiele. Właściwie do dziś znam osobiście tylko dwóch księży, którzy otwarcie krytykowali innych kapłanów – drugim jest kapłan z diecezji łomżyńskiej, z którym miałem zaszczyt mieć zajęcia w czasie studiów teologicznych na KUL-u. Pozostali wolą się nie wychylać, a większość księży działa po prostu jak każda korporacja zawodowa.
W czasie podziękowań pod koniec Mszy pogrzebowej jeden z księży podkreślił owe zaangażowanie, prostolinijność i bezkompromisowość ks. Juliana Chmiela, dodając, że dziś wielu księży dotyka poprawność polityczna.
Jeszcze jedna sytuacja z osobistych kontaktów z ks. Julianem, by unaocznić, że nie tylko wobec kapłanów i o kapłanach szczerze mówił to, co uważał za słuszne. Gdy miałem bodaj 9 lat, ks. Julian przyjechał do nas któregoś wieczoru i rozmawiał z nami w pokoju. W pewnym momencie moi rodzice pochwalili się, że znam na pamięć wszystkich w historii mistrzów świata w piłce nożnej. Ks. Julian spontanicznie zareagował:
– Eee tam, żebyś ty się tak Litanii do Matki Bożej na pamięć nauczył...
On był prostolinijny i skupiony na wierze. Jego nie obchodziło, że dziecko ma zainteresowanie, że się rozwija – interesowanie, cieszenie się tym, wspieranie rozwoju to zadanie rodziców – on był kapłanem całym sercem, jego interesowało to, co zbliża do Pana Boga i zwiększa kult Matki Najświętszej. Dziś gdy po latach przypominam sobie tę sytuację, to myślę, że było to wspaniałe świadectwo jego pobożności i tego, że był pasjonatem swojego kapłaństwa. Nie muszę dodawać, że w krótkim czasie nauczyłem się Litanii Loretańskiej (bo motywacja była duża) i z tej wiedzy korzystam do dziś – nieraz się przydaje, gdy nie ma pod ręką książeczki.
----------------------
Bodaj najpiękniejszym momentem pogrzebu był testament ks. Juliana, który odczytał p. poseł Kazimierz Gołojuch, w ostatnich latach wraz ze swą najbliższą rodziną zajmujący się ks. Chmielem – krótki, prosty, ciepły z podziękowaniami wobec Trójcy Przenajświętszej i Matki Najświętszej oraz wobec wszystkich bliskich, którzy towarzyszyli mu podczas całego życia. Piękne było także to, gdy p. Gołojuch – poważny poseł – nazywał zmarłego Księdza po prostu wujciem. Ks. Julian nie dystansował się od ludzi, ani od swoich krewnych, ani od swoich parafian.
Ja nie mam wątpliwości, że odszedł człowiek nietuzinkowy – a dla mnie osobiście bardzo ważny. Obyśmy mieli więcej księży tego pokroju – odważnych, bezkompromisowych, pobożnych pasjonatów, którzy oddają się Kościołowi całym sercem.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie, a światłość wiekuista niechaj mu świeci.
----------------------
Ks. Kanonik Julian Chmiel urodził się 06.10.1930 w Medyni Głogowskiej. Święcenia kapłańskie przyjął 10.05.1956 r. w Przemyślu z rąk Ks. Bpa Franciszka Bardy. Następnie pracował jako wikariusz w parafiach Kańczuga (09.07.1956- 21.02.1958), Przemyśl – Katedra (22.02.1958 - 01.08.1963), Lubenia (02.08.1963 - 01.08.1966), Jasło (02.08.1966 - 13.01.1967). Od 01.02.1967 do 01.12.1968 r. pełnił urząd rektora w Zaborowie, a następnie proboszcza po utworzeniu tam parafii (Od 02.12.1968 do 01.07.1984). Od 02.07.1984 do 21.08.2000 pełnił urząd proboszcza Parafii św. Rocha w Rzeszowie. Od 21.08.2000 r. przebywał na emeryturze. Otrzymał odznaczenia kościelne EC-1969; RM-1976. Od 01.09.1992 do 10.10.1995 był duszpasterzem diecezjalnym Duszpasterstwa Misyjnego Diecezji Rzeszowskiej. Był także zaangażowany w ruch „Mundo migliore” (Info za: Diecezja.Rzeszow.pl)
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości