pedro65 pedro65
508
BLOG

Dziecięce Tsunami

pedro65 pedro65 Polityka Obserwuj notkę 3

 

Prawdziwe rzeczniczki praw kobiet* twierdzą podobno, że Dzień Kobiet powinien zostać zniesiony, sam fakt bowiem takiego „świętowania” świadczy o nieczystym sumieniu na co dzień. Podobnie ma się chyba sprawa z Dniem Dziecka (patrz artykuł pp. Elbanowskich w dzisiejszej Rzeczpospolitej) - „świętowanie” w sytuacji, kiedy dobro dziecka kompletnie się nie liczy w rachubach rządzących, jest w najlepszym razie odwracaniem uwagi. Obecny rząd wdraża w tempie ekspresowym kolejne reformy systemu edukacji i tzw. opieki nad małymi dziećmi. Piszę tak zwanej, dlatego że nowy system był konsultowany przede wszystkim z organizacjami pracodawców i innymi tak zwanymi organizacjami społecznymi, natomiast chyba zapomniano już zapytać o zdanie np. pediatrów i psychologów dziecięcych. W rezultacie zmajstrowano system, którego głównym celem pozostaje realizacja stalinowskiego hasła „baby na traktory”, zwany dziś dla zmylenia systemem aktywizacji zawodowej. Nowe prawo ma podobno pomagać w różnych formach tak zwanej opieki nad małymi dziećmi pod jednym kluczowym warunkiem: że nie jest to opieka świadczona przez własną MATKĘ, OJCA lub dziadków. W takim wypadku pomocy nie przewiduje się.

W tym jednak tekście chcę się skupić na trochę starszych dzieciach, które stają się właśnie ofiarami majstrowania przy systemie szkolnym. Odbywa się to na raz w kilku miejscach systemu, a jednym ze szczególnie niebezpiecznych wynalazków ma być przymusowe posłanie sześciolatków do szkoły. Podpiera się to dość słabym argumentem, że teraz dzieci rzekomo „szybciej się rozwijają” - choć można by to uznać jedynie w odniesieniu do przedwczesnego dostępu i obsługi elektronicznych gadżetów („za króla Mieszka mieliśmy zero traktorów na hektar, a teraz 2 traktory na 100 hektarów - jest rozwój w temacie traktorów”). Ten rodzaj „rozwoju” nie idzie w parze ani ze wzrostem dojrzałości małych dzieci, ani ze wzrostem ich sprawności fizycznej, ani ze zdolnością do dłuższego skupienia, nie mówiąc już o równie przestarzałych jak podstawowych filarach myślenia, jak samodzielne czytanie, pisanie i liczenie.

Z kolei argument pana Boniego, który padł przy okazji, sugerujący jakoby dzieci te miały wobec kryzysu demograficznego wypełnić za kilkanaście lat lukę na rynku pracy, jest sam w sobie niegodziwy. Dzieci nie są „mięsem demograficznym” tylko osobami, za których prawidłowy rozwój jesteśmy odpowiedzialni. Jest to też argument niesprawiedliwy - to nie jest wina dzieci które SĄ na świecie ani ich rodziców, że Europejczycy w ogóle, a zwłaszcza Polacy mają za mało dzieci. Niegodziwe i niesprawiedliwe jest karanie tych, którzy jednak SĄ, za brak tych, których w domyśle NIE MA. Wreszcie mam przekonanie, że jest to argument podwójnie nieprawdziwy. Po pierwsze dlatego, że jakoś trudno uwierzyć w dalekowzroczność rządu „Tu i Teraz”, rządu który w żadnej innej dziedzinie nie daje dowodów strategicznego myślenia. Po drugie i ważniejsze: bo jednorazowa manipulacja, polegająca na stłoczeniu dwu roczników, nie rozwiąże w żaden istotny sposób globalnego kryzysu Polski i Zachodu, którego jednym z najważniejszych przejawów jest brak ofiarności, skutkujący między innymi kryzysem demograficznym. Przez brak ofiarności rozumiem tu zarówno poziom indywidualny (brak ofiarności poszczególnych osób do dawania i podtrzymywania życia), jak i brak konsekwentnego i solidarnego wsparcia wspólnoty zwanej Państwem dla rodzin, zwłaszcza tych mających więcej dzieci.

Natomiast posłanie za rok prawie dwu roczników dzieci (2005 i 2006) równocześnie do pierwszej klasy świadczy nie tylko o tym, że rząd zamierza te dzieci skrzywdzić, ale również, że wykazuje w tej kwestii wyjątkową bezmyślność lub arogancję. Zakładam, że pani minister edukacji, jako absolwent studiów matematycznych, powinna umieć co nieco liczyć. Dlaczego więc, zamiast wdrażać ten podobno dobry system stopniowo i konsekwentnie (przesuwając próg obowiązku szkolnego np. o kwartał przez cztery kolejne lata), funduje się naszym dzieciom sytuację sztucznej, nieuczciwej konkurencji między dwoma rocznikami na wielu etapach, poczynając od przyjęcia do szkoły średniej, na studia, a kończąc na rynku pracy właśnie ? Łatwo przewidzieć, że tą konkurencję przegrają dzieci mniej zdolne i młodsze. Czy tak ma wyglądać platformiane „wyrównywanie szans” ? Czy rządzący nie pamiętają, że jakiekolwiek istotne i znaczące reformy wymagają choć trochę odwagi i wzięcia odpowiedzialności za własne decyzje ? I czy po raz kolejny nie wynika z tego, że system edukacji nie ma służyć dzieciom, że to raczej dzieci stanowią rodzaj „masy demograficznej” przeznaczonej do zapełniania wedle upodobania pustych przestrzeni w różnego rodzaju instytucjach ?

Przy okazji można przewrotnie winą za powstały problem „dziecięcego tsunami” obciążyć protestujących, z których to winy rzekomo rodzice nie posyłali dzieci do szkoły wcześniej, kiedy było to jeszcze dobrowolne ! To mniej więcej tak, jakby rząd twierdził: „myśmy proponowali ucinanie głowy, ale delikatnie, ze znieczuleniem, ma się rozumieć. A wy byliście przeciwni ! No to będzie bez znieczulenia !” Zupełnie, jakby sam fakt wcześniejszego rozpoczęcia indoktrynacji dzieci (zwanej umownie nauką szkolną) był poza dyskusją - Wielki Brat kazał i protestować nie wolno.

Czy można jeszcze tę sytuację uratować, lub przynajmniej poprawić ? Można przynajmniej spróbować. Akcja „Ratuj Maluchy” zbiera właśnie podpisy pod obywatelskim projektem ustawy, która mogłaby niedobre dla dzieci zmiany zablokować lub cofnąć. Szczegóły na stronie Rzecznik Praw Rodziców. W wielu miastach można znaleźć miejsce, gdzie takie podpisy są zbierane, można też zbierać samemu i wysłać samemu, choćby kilka sztuk. Ten drugi sposób jest może nawet lepszy, bo uwalnia inicjatywę i pokazuje, że są tysiące ludzi, którym zależy. W sytuacji odgórnego zabetonowania systemu władzy i mainstreamowych mediów przez ludzi „zaprzyjaźnionych” wszelki oddolny ruch obywatelski jest jedynym, czego obawia się rząd. Dodajmy - rząd utworzony przez partię, która chyba dla żartu nazwała się „Obywatelską”. W moim przekonaniu obecny rząd spójnej wizji „celu” raczej nie posiada, a już na pewno nie posiada dość odwagi, żeby zaryzykować konsekwentną realizację takiej wizji. Natomiast jego mocną stroną jest dbanie o wizerunek i śledzenie sondaży. Chociaż więc trudno mieć nadzieję, że władza pod wpływem różnych protestów obywatelskich dozna oświecenia i cofnie głupie i szkodliwe zmiany (jeszcze można to zrobić, jeszcze prawie nic nieodwracalnego się nie stało) to zawsze pozostaje nadzieja, że władza się o swoje notowania przestraszy. Mamy wszak rok wyborczy, a rząd naraża się coraz to innym grupom społecznym i to z bardzo różnych powodów. Może ten rząd obalą fani piłki, nazywani obraźliwie „kibolami” przez GW, może przebudzą się ci, którym bez pytania o zgodę „zwirtualizowano” właśnie składki i w konsekwencji wkłady emerytalne, a może przechylą szalę wyborcy, którym naprawdę zależy na małych dzieciach ? Któż to wie ?

A w dalszej perspektywie warto też pomyśleć o tegorocznych wyborach. Warto pytać kandydatów do Parlamentu, czy zamierzają reformować lub podtrzymywać reformy szkół, przedszkoli i opieki nad maleńkimi dziećmi prowadzone w interesie organizacji pracodawców, ZUS’u i innych instytucji publicznych, w celu utrzymywania miejsc pracy i tym podobnych „nadrzędnych” interesów, nawet, jeżeli szkodzi to samym dzieciom ? Jeżeli szkodliwych zmian nie cofnie obecny rząd, zawsze może to jeszcze zrobić rząd powołany jesienią. Pod warunkiem, że będzie inny, że zacznie mu zależeć na ludziach nie dlatego że mogą wywierać nacisk, tylko dlatego, że SĄ i mają niezbywalne prawa. Jesienią nie będzie jeszcze za późno, żeby ze złych zmian się wycofać.

„All that is required for the triumph of evil is that good men do nothing.” (“Wszystko co jest potrzebne, aby zło zatryumfowało, to aby dobrzy ludzie nic nie zrobili”.) Ten cytat jest przypisywany Edmundowi Burke, irlandzkiemu filozofowi i politykowi z 18 wieku. Czyż można trafniej ująć sytuację ?  Jeżeli ktoś czytający ten tekst uważa, że przymusowe wysyłanie sześciolatków do szkoły jest nie w porządku wobec dzieci, za które jesteśmy wszyscy odpowiedzialni, zachęcam do działania.

 -----------------------------------------------------

* nie mylić z nowoczesnym ruchem feministycznym, założonym przez cwanych facetów w celu pozyskiwania różnorodnych, zwykle darmowych usług (głównie seksualnych) bez brania odpowiedzialności za cokolwiek, a już zwłaszcza za kobiety i ich dzieci. Ale to temat na osobny artykuł.

pedro65
O mnie pedro65

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka