tad9 tad9
146
BLOG

diabelska edukacja

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 80

    Przeczytałem w „Newsweeku” felieton Tomasza Jastruna, felieton był o wrażeniach z Parady Równości (że też nie wstyd Jastrunowi maszerować w jednym pochodzie z Kaliszem...), przy okazji Jastrun wyznał, że woli cyników od ideowców, stąd sympatyczniejsi są mu postkomuniści od „neoendeków”. Gdyby chodziło tylko o Jastruna – pal go licho. Ale idzie też o kolegów i koleżanki Jastruna, czyli o środowisko „lewicy laickiej”, a ściślej – chodzi o skutki jakie niesie ze sobą postawienie przez „lewicę laicką” na cyników. Oto na naszych oczach dokonuje się osobliwa inwersja, „przewartościowanie wszystkich wartości”, jakiego nie powstydziłby się Nietsche -  gdyby ożył, i gdyby przyszło mu do głowy postawić do góry nogami system wartości jakiemu hołdowała opozycja lat 80-tych. Wychodzi na to, że rację miała wtedy młodzieżówka PZPR. Oportunizm górą. Bo czy istnieje jeszcze jakiś element postkomunistycznego dyskursu o PRL, którego nie przyjęliby za swój obrońcy III RP wywodzący się z "lewicy laickiej"? Zgoda – to przyjmowanie nie zaczęło się wczoraj. Już kilka lat temu szpicle, kaci i tchórze (jak to swego czasu ujmował Adam Michnik), czyli władcy państwa, które Jacek Żakowski nazywał „sowiecką półkolonią realizującą wraz z całym imperium absurdalną doktrynę komunizmu” okazali się być mężami stanu. Ale teraz idzie to coraz dalej - zmierzamy szybkim krokiem do pełnej już rehabilitacji PRL-u, także jej najpaskudniejszych aspektów (do pełnej rehabilitacji pewnie dojdzie – gdy na porządku dnia stanie projekt dekomunizacji, choćby symbolicznej).

    Spróbuję być obrazowy. Proponuję ćwiczenie: proszę wziąć - powiedzmy - dwa ostatnie roczniki "GW" (znowu o niej - ale co ja na to poradzę?) i, posługując się drukowanymi w gazecie tekstami spróbować przekonać dwunastolatka, że być w latach 80-tych w czynnej opozycji wobec reżimu, było czymś – powiedzmy - szlachetniejszym, niż być funkcjonariuszem reżimu, na szczeblu: aktywisty organizacji młodzieżowej, ministra, dyplomaty czy speca od finansów? Konia z rzędem temu, kto przekona dziecię do czegoś podobnego (oczywiście - posługując się tekstami z GW). Za nic. Za cholerę.  Zresztą - co ja mówię o aktywistach, ministrach, dyplomatach czy finansistach PRL-u! Spróbujcie przekonać dwunastolatka, że być opozycjonistą było czymś "lepszym", niż być konfidentem SB! I to zadanie nie będzie łatwe. Opozycjonista wypadnie – w najlepszym wypadku – na naiwnego idealistę (ze skłonnością do moralnego rygoryzmu), konfident zaś wyjdzie na postać tragiczną, ofiarę niejednoznacznych uwikłań, słowem - na tle papierowego opozycjonisty – konfident wypadnie jak człowiek z krwi i kości, którego – w żadnym razie – nie należy potępiać.

    A czy można potępiać same spec-służby PRL? I to staje się wątpliwe. Bo, ostatecznie, skoro nie wypada mieć pretensji do konfidentów - współpracowali wszak ze służbami, "takiej Polski, jaka wtedy była" - to na jakiej podstawie można by mieć pretensje do służb „tej” właśnie Polski? Jeśli przyjmiemy perspektywę „takiej Polski, jaka wtedy była” -  nawet formułka „donosiłem, ale nie szkodziłem” staje się dwuznaczna moralnie. Pomagać legalnym służbom jedynej Polski „jaka wtedy była” tylko na pół gwizdka? Dlaczego? To już lepiej iść na całość. Żaden wstyd, a nawet przeciwnie – robota pro państwowa. Tym bardziej, że same służby jakoś nam pięknieją w oczach. Bezpieka jawić się zaczyna jako instytucja charytatywno-rozrywkowa (charytatywna, bo z dobrego serca produkująca "teczki" celem uchronienia obywateli przed różnymi przykrościami - przypadek Gilowskiej - rozrywkowa, bo namawiająca artystów, by ci puszczali się po kraju w objazdy z przedstawieniami dla dzieci - przypadek Damięckiego - wreszcie  w ogóle wciągająca do współpracy dla jaj - casus: Piwowski). Jakby tego było mało, ostatnio okazało się, że bezpieka operowała  - jako mecenas -  także w obszarach kultury wysokiej, jak - o Ryszardzie Kapuścińskim - powiedział Ernest Skalski: "Gdyby się nie zgodził na współpracę, nie byłoby Ryszarda Kapuścińskiego" (bez alkoholu nie byłoby E.A. Poe - można powiedzieć). Wobec takich zasług bezpieki dla ludności i kultury nie może dziwić fakt, że przeróżne UB-eliski straszące po placach i polach okazują się być wybitnymi działami sztuki awangardowej i niezbywalnym fragmentem dziedzictwa narodowego, któremu należy się ochrona, a nie likwidacja (przez oszalałych dekomunizatorów). Itd., itd...

Taką właśnie piekielną edukację funduje nam dziś „lewica laicka”. A jeśli ktoś powie, że rzecz przerysowałem, odpowiem: tylko trochę, niestety...   

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (80)

Inne tematy w dziale Polityka