Kto napisał najniebezpieczniejsze teksty w dziejach literatury? Markiz de Sade? Nietzsche? Bataille? Celine? A gdzie tam. Najbardziej niebezpieczne teksty wyszły spod piór panów Sienkiewicza i Dobraczyńskiego. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie – słuchając wrzawy jaka wybuchła, gdy Roman Giertych usunął kilka pozycji z projektu spisu lektur szkolnych, zalecając – zarazem – jako lektury książki w/w panów. To prawda – krzyczy się raczej o książkach usuniętych. Ale krzycząc o nich, mówi się i o Sienkiewiczu z Dobraczyńskim, a raczej mówi się o zgubnych skutkach czytania ich książek bez zabezpieczenia. Bo wychodzi właśnie na to, że Giertych usuwając Gombrowicza (i kilku innych autorów) zlikwidował bezpiecznik utrzymujący w ryzach niszczycielski potencjał dzieł Sienkiewicza i Dobraczyńskiego. Teraz – gdy zabezpieczenia brak – potencjał ten eksploduje, a skutki eksplozji będą straszne. Nie chcę się nad tymi skutkami rozwodzić, kto ciekawy – znajdzie szczegóły chociażby w „GW”. Mówiąc w skrócie – czytanie Sienkiewicza z Dobraczyńskim bez zabezpieczenia grozi utratą zdolności samodzielnego myślenia, ogólnym stępieniem krytycyzmu, popadnięciem w tępe narodowe samozadowolenie, w przypadkach skrajnych może się to wszystko skończyć nawet głosowaniem na LPR w czasie najbliższych wyborów parlamentarnych.
Przyznaję – Dobraczyńskiego nie czytałem (Bogu dzięki! – chciałoby się powiedzieć, skoro to pisarz tak jadowity), ale Sienkiewicza znam. Myślałem, że Sienkiewicz to – nie powiem „ramota” – ale rzecz w sumie poczciwa, a tu – okazuje się – jest z Henryka prawdziwy dynamit. Że i Dobraczyński nie lepszy – wierzę na słowo krytykom, którzy ostatnio mają o nim tyle do powiedzenia. Wypadałoby więc chyba wycofać książki obydwu autorów z obiegu, dawać tylko w komplecie z książkami – bezpiecznikami, albo sprzedawać z ostrzeżeniem w stylu „czytanie albo zdrowie – wybór należy do ciebie”, czy „nadużywanie grozi skutkami ubocznymi”. Można by też doczepiać do książek obu panów recepty mówiące jak pomóc desperatowi, który się niebacznie na Sienkiewicza z Dobraczyńskim porwał i odczuł tego smutne skutki (recepty w stylu – bo ja wiem? – „w razie wystąpienia gorączki patriotycznej – neutralizować dawką Gombrowicza”). Sprawa jest, w każdym bądź razie, poważna. Ale że z nią sobie nasi intelektualiści poradzą – nie wątpię. I tu mógłby nastąpić koniec mojego wpisu, ale – specjalnie dla wykształciuchów – daję jeszcze wyjaśnienie z cyklu „co autor miał na myśli”. Otóż, idzie mi o to, że przy okazji sporu o „indeks Giertycha” (naprawdę sprzedano wykształciuchom taki termin!) mimowolnie – czy celowo – zdemonizowano Gombrowicza z Dobraczyńskim. I - ciekawa rzecz – gdy Giertych zdemonizował Gombrowicza wzbudziło to śmiech powszechny, a demonizacji Sienkiewicza i Dobraczyńskiego bodaj nikt nie zauważył. Ech...
Inne tematy w dziale Polityka