estamos estamos
530
BLOG

Tylko czy aż 30 % folksdojczów w Polsce

estamos estamos Polityka Obserwuj notkę 38

TV podała wczoraj poparcie Polaków dla odszkodowań, które powinny wypłacić Niemcy za zniszczenia, morderstwa i niewolnictwo w czasie Drugiej Wojny Światowej. TV podała i towarzyszyły entuzjastyczne komentarze, że aż 63 % Polaków popiera pomysł poruszenia tematu i wyjścia do Niemiec z żądaniami. Ja odebrałem to inaczej. Czy ludzi, którzy są przeciwni można nazwać Polakami? Wątpię. Ludziom tym znane są ruiny Warszawy, miasta celowo burzonego. Burzonego metodycznie, dom po domu, kamienica po kamienicy. Najpierw miotacze ognia i pożary, potem ładunki wybuchowe. Morze ruin. Znane są metodyczne rozstrzeliwania zaraz po wejściu Wermachtu. W pobliskiej Mosinie rozstrzelano 29 ludzi 20 października 1939 roku tylko za to, że uznani zostali za wrogów Niemców. Sześć lat Polska była krajem niewolników pracującym dla Niemiec. Ludzie żyli w skrajnej biedzie. Polakom wolno było tylko tyle ile wolno zwierzętom aby nie wyzdychały z głodu. Niemieckim panom potrzebna była siła pociągowa. Jednak wiele krnąbrnych zwierząt polskich było likwidowanych, bo ważyło się stawić opór. 

Te fakty znane są folksdojczom tu mieszkającym. Są też inne, które znikają z historii w miarę jak byli niewolnicy wymierają. Zabierają wspomnienia do grobu. Przytoczę dwa.                                                                                                                                              1. Wuj mojej żony. Pracował, przymusowo, niewolniczo w Niemczech jako szesnastolatek. Jeśli macie folksdojcze dzieci to może któryś się zastanowi. Jak pracował. Pobudka o czwartej rano i obowiązek zadania karmy 100 tucznikom. Jadł to co świniom dawano. Tyle mu było wolno. Potem cały dzień ciężka praca w polu i po zachodzie słońca zadanie karmy 100 tucznikom. W czasie dnia matka okrutnego Niemca przynosiła na pole cienką zupę i po kawałku chleba. Kolacja ze świniami. Spanie też. Każde uchybienie w pracy równało się dotkliwe bicie. W okresie jesieni i zimy niewolnicy musieli w bagien wyciągać olchę. Od wschodu do zachodu słońca brodzili w zamarzającej wodzie. Wuj przeżył tylko dlatego, że pewna Niemka straciła na froncie ojca i syna i przeniesiono go do niej. Ta osoba traktowała swoich niewolników po ludzku. Był tak wycieńczony, że u "gestapowca", jak nazywał okrutnego Niemca nie przeżył by dwóch tygodni dłużej.                                                                                                                                                                    2. Przykład mojego dziadka. Dość porządne gospodarstwo zajął niemiecki ważniak. Kitzmann się nazywał. Wcześniej wywalił z dużego domu gospodarzy z sąsiedniej wsi. Z większych okolicznych gospodarstw zrobił sobie duży folwark. Dziadek miał szczęście bo został z rodziną w swoim domu, dość dużym i murowanym. Dokwaterowano mu Żydów z Konina, na połowę, na początku wojny. Po ich wywózce w nieznane wtedy, dokwaterowano obcych ludzi. Dziadek był niewolnikiem ale miał szczęście bo na swoim. Co wolno było? Wolno było jeść chleb. Raz na rok wolno było zabić niedużą świnię. Jeśli większa to zabierano ileś mięsa. Co jedli dziadkowie i ich dzieci? Głównie ziemniaki i chleb. Dobre i to. To nie była tragedia na tle innych. Było to jednak pełne niewolnictwo. Sześć lat niewolnictwa.

Tak się zastanawiam, czy do sumy zniszczeń i odszkodowań za nie oraz odszkodowań za morderstwa nie byłoby sprawiedliwe wziąć Niemcy na sześć lat w charakterze niewolnika. Fizycznie to niemożliwe. Ale sześcioletni budżet Niemiec dla nas by był właściwą rekompensatą za niewolnictwo, poza wymienionymi odszkodowaniami. 

Oczywiście nie mam złudzeń, że jakiś folksdojcz zmieni zdanie. Pewnie liczą, że tak jak Tuskowi, Niemcy się odwdzięczą. 

estamos
O mnie estamos

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka