Piechuła Piechuła
34
BLOG

Niepokoje Donalda Tuska

Piechuła Piechuła Polityka Obserwuj notkę 4

Waldemar Pawlak nie miał wyboru. Wraz ze swoimi partyjnymi towarzyszami musiał głosować przeciw zmianom w ordynacji wyborczej proponowanym przez PO.

Platforma Obywatelska postulowała nagłe wprowadzenie zmian w ordynacji wyborczej, w związku z przyspieszonymi wyborami prezydenckimi. Posłowie PO chcieli, by przy głosowaniu w pierwszej turze każdy wyborca mógł zwrócić się do członków komisji o wydanie zaświadczenia uprawniającego do głosowania w drugiej turze poza miejscem zamieszkania.

Wakacyjny termin wyborów szczególnie martwi polityków Platformy Obywatelskiej. Elektorat tej partii w znacznej części będzie w tym czasie odpoczywał na wakacjach, co zapewne odbije się na ostatecznym wyniku elekcji. Pomimo orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, w myśl którego zmiany w ordynacji mogą być przeprowadzone najpóźniej na 6 miesięcy przed datą wyborów, ugrupowanie Donalda Tuska za wszelką cenę chciało przepchnąć przez parlament ustawę korzystną dla Bronisława Komorowskiego.

Sejm jednak sprzeciwił się instrumentalnemu wykorzystaniu organów prawodawczych. Przeciw pomysłom Platformy Obywatelskiej zagłosowało 203 parlamentarzystów. 184 posłów, w tym 175 z PO, było za przyjęciem ustawy, którą Bronisław Komorowski podpisałby najpewniej tego samego dnia. Sprzeciw izby niższej nie wynika jednak z poszanowania dla prawa, a z czysto politycznej kalkulacji zysków i strat.

Gdyby proponowana poprawka została przyjęta – zyskałby na niej wyłącznie kandydat PO, z powodów, o których pisałem już powyżej. Poza wyjazdami wakacyjnymi, w grę wchodzą tutaj takie czynniki, jak niechęć do zadawania sobie trudu związanego z załatwianiem na własną rękę zaświadczenia uprawniającego do głosowania poza miejscem zamieszkania, oraz daleko posunięta nielojalność elektoratu PO i brak świadomości rangi samego aktu wyborczego.

Sztab Platformy Obywatelskiej zakłada bowiem, że jeśli zwolennik Bronisława Komorowskiego będzie musiał wybierać pomiędzy wypoczynkiem a wrzuceniem swojego głosu do urny, z całą pewnością wybierze wakacje.

Ponieważ elektorat PiS jest odmienny od wyborców partii Donalda Tuska, partia ta może pozwolić sobie na niższą frekwencję. Zwolennicy PiS-u są zdecydowanie bardziej zmobilizowani, lojalniejsi… i statystycznie mniej majętni, dzięki czemu rzadziej wyjeżdżają na wakacje, zwłaszcza poza granice kraju. Dla PiS-u kiepska sytuacja finansowa wyborców okazała się błogosławieństwem, które już teraz zapewnia duży udział zwolenników Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.

Sprzeciw SLD także nikogo nie powinien dziwić – im mniej wyborców Komorowskiego, tym większy udział procentowy w ogólnej liczbie ważnie oddanych dla Grzegorza Napieralskiego. Wynika to z nieubłaganych zasad matematyki, niekoniecznie z mobilizacji lewicowego elektoratu. Zaś od wyniku wyborczego zależy los przewodniczącego Sojuszu wewnątrz własnej partii.

Przed najtrudniejszą decyzją niewątpliwie stanęło Polskie Stronnictwo Ludowe. Waldemar Pawlak znajduje się bowiem w podobnej sytuacji jak kandydat SLD. Mniejsza frekwencja, to większy sukces prezesa PSL. Z drugiej jednak strony ludowcy związani są umową koalicyjną z Platformą Obywatelską. Ich odmowa nie oznacza wygranej Pawlaka, a co najwyżej delikatne drgnięcie w końcu stawki. Natomiast poparcie PSL-u mogłoby zadecydować o zwycięstwie Komorowskiego.

Pawlak i jego polityczni towarzysze zdecydowali się ostatecznie zagłosować przeciw rozwiązaniu proponowanemu przez PO. Momentalnie spadła na nich krytyka Grzegorza Schetyny i Rafała Grupińskiego. Sami ludowcy tłumaczyli się, że chociaż popierają pomysł Platformy, nie mogli dopuścić do uchwalenia prawa niezgodnego z werdyktem Trybunału Konstytucyjnego.

W kuluarach od jakiegoś czasu pojawiają się plotki, jakoby współpraca Pawlaka z Tuskiem pogarszała się z dnia na dzień. PiS delikatnie kokietuje ze Stronnictwem, mówiąc o szerokiej zgodzie, zakopywaniu dawnych politycznych podziałów i niesnasek. Nawet Palikot ostrzegał na swoim blogu, że wygrana Jarosława Kaczyńskiego może doprowadzić do upadku liberalno-ludowego gabinetu premiera Tuska.

Warto jednak zaznaczyć, że równie prawdopodobny wydaje się także drugi polityczny scenariusz, który mówi, że kandydatura Komorowskiego nie ma poparcia Donalda Tuska, ten bowiem w 2015 roku sam miałby spróbować swoich sił w walce o prezydenturę. O ile – hipotetyczne – dwie kadencje w roli premiera mogą dać przewodniczącemu Platformy Obywatelskiej silny mandat do ubiegania się o najwyższy urząd w państwie, o tyle Komorowski z pewnością chciałby ubiegać się o reelekcję.

Bratobójcza walka dwóch kandydatów PO doprowadziłaby do podziału elektoratu i ostatecznego upadku potęgi ugrupowania Donalda Tuska. Zdecydowanie łatwiej byłoby stanąć w szranki z Jarosławem Kaczyńskim, by nadal móc toczyć bój pomiędzy wrogimi sobie obecnie obozami.

Misterny plan mogą zburzyć ludowcy, wypowiadając – jak to PSL ma w zwyczaju – umowę koalicyjną przed upływem kadencji parlamentu, a także wyciągnięta ręka prezesa PiS-u. Pojednanie polsko-polskie wzmocni jedynie Kaczyńskiego. Tusk potrzebuje konfliktu i wroga, by spełnić swoje dalekosiężne polityczne plany. Stąd nekrofilia, szaleńcy i wojna domowa.

Piechuła
O mnie Piechuła

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka