Był ciepły letni wieczór, dudniące o szybę krople deszczu skutecznie rozpraszały uwagę zagłębionego w lekturze Playboya Suchego. Wtedy do drzwi zadzwonił dzwonek, Suchy wolnym krokiem ruszył w ich stronę jakby przeczuwając kto za nimi stoi. Jego wrodzona intuicja nie zawiodła go po raz kolejny, "niespodziewanym" gościem okazał się Mały, którego wrodzony dar do przychodzenia w najmniej odpowiednich momentach również nie zawiódł. Mały był mężczyzną średniej budowy, średniego wzrostu (pseudonim od nazwiska), ogólnie średniego wszystkiego, jedyną rzeczą, która wyróżniała go z tłumu była spalana przez niego ilość marihuany, o której i tym razem nie zapomniał. Widząc trzymany przez niego opasły worek, Suchy (pseudonim nie od nazwiska) niezwłocznie udał się do szafki gdzie trzymał jedyny użyteczny prezent jaki dostał w życiu, a mianowicie półmetrową fajkę wodną, po czym postawił ją na stoliku stojącym pomiędzy fotelami które obaj zajęli. Po około pół godziny pokój był wypełniony dymem tak szczelnie, że obaj z trudnością widzieli telewizor, który stał naprzeciwko nich.
- Beznadziejny ten mecz, przełącz, może jest coś ciekawszego. Powiedział Mały
- Nic nie ma w tej telebudzie, chodźmy gdzieś, dzwoniłeś do Ciężkiego ? Co on robi?
- On dzisiaj nic, siedzi z Żarówą.(swoją dziewczyna), odpowiedział zawsze dobrze poinformowany Mały.
- Jak zwykle, to dawaj na bilard.
- No to chodź.
Nie minęło dziesięć minut a obaj wstali z fotela co w ich sytuacji wymagało niezwykłej siły woli. Po piętnastu minutach czekania na windę, w końcu zaczęli coś podejrzewać.
-Co ty masz z tą windą, wiecznie jest zepsuta.
-Pewnie to twoja sprawka, nawet windę potrafisz zepsuć.
-Po co wynajmowałeś mieszkanie na dziesiątym piętrze, mówiłem ci, że to poroniony pomysł.
-Sam jesteś poroniony, gdybyś nie zepsuł windy, wszystko by było w porządku,
Ich żarliwą dyskusję przerwał trzask nadjeżdżającej windy. Wszystko było jasne, sąsiedzi Suchego z niższych pięter mieli bardzo zły zwyczaj blokowania drzwi windy gdy chcieli po coś wejść na chwilę do domu. No ale w końcu udało im się zjechać na dół. Po wyjściu z budynku rozejrzeli się jak zwykle we wszystkie strony (miejscowa policja pozyskała ostatnio dodatkowe środki na walkę z narkotykami co w praktyce oznaczało walkę z narkomanami, niestety i ta walka ograniczyła się do użytkowników marihuany ponieważ było ich najwięcej i byli najmniej groźni, nikt nie wsadzi użytkownikowi heroiny ręki do kieszeni, mógłby się ukłuć, a oni nie boją się wyroków, bo już jeden mają) W każdym bądź razie Suchy i Mały przekroczyli w końcu próg wyjściowych drzwi i ruszyli w stronę miejscowego klubu bilardowego, zahaczając po drodze o sklep w celu orzeźwienia się kilkoma piwkami (w klubie nie było piwa ponieważ utracił on koncesję za sprzedaż alkoholu nieletnim). Picie piwa na pobliskim murku było co jakiś czas urozmaicane przez osiedlowe pokazy sztuk walki, w wykonaniu rówieśników naszych bohaterów, niestety miały one jeden minus, niektórzy starsi mieszkańcy mieli słabość do plotkowania, na ich nieszczęście sąsiedzi nie byli już zbytnio skorzy do wysłuchiwania ich, tak więc na osiedlu zostawały dwa miejsca gdzie można było wpaść na ploteczki o każdej porze dnia i nocy i zawsze było się ciepło przyjętym. Była to plebania, jednak nie wiedzieć czemu tam wstęp miały tylko posiadaczki odpowiednich beretów. Drugim takim miejscem był osiedlowy komisariat, gdzie w wyniku akcji zbliżania policji do społeczeństwa, za ciekawe ploteczki częstowano kawą i pączkiem, uruchomiono również specjalny numer zwany przez młodych mieszkańców "telefonem zaufania". Tak więc najdalej dziesięć minut po zakończeniu pokazu, należało się stamtąd oddalić. Policja oczywiście zawsze bardzo dogłębnie weryfikuje oskarżenia, jednak niestety dopiero rano, po upojnej nocy spędzonej na izbie wytrzeźwień (co wybitnie nie uśmiechało się naszym bohaterom, szczególnie, że mieli już w tym względzie pewne doświadczenie, ale o tym kiedy indziej). Tak więc wszyscy spokojnym krokiem (oprócz przegranego, który nie miał na to sił ani ochoty) oddalili się z miejsca bójki, poszkodowany dodatkowo lądował na wcześniej wspomnianej izbie wytrzeźwień, chyba, że jego życiu zagrażało niebezpieczeństwo co na szczęście nie zdarzało się zbyt często.
Suchy i Mały w końcu dotarli do klubu. Było to miejsce wręcz karykaturalne, ale nie przeszkadzało to im zbytnio, naprawdę denerwujący był fakt, że stół bilardowy stał jakieś dwadzieścia centymetrów od ściany, także dla większości ludzi dostęp do niego był z trzech stron, co znacznie ograniczało pole manewru. Na jakiekolwiek uwagi, barman odpowiadał spokojnie, że przecież obaj mają takie same szanse, i niech sobie wyobrażą, że to nowa odmiana. Rzeczywiście bilard był nietypowy, i to nie tylko z tego względu, dodatkowym jego "atutem" był brak dwóch bil. Jedna z nich miała wylądować podczas którejś z awantur na głowie niejakiego Bola, ale na jego szczęście i na nieszczęście barmana (właściciela) zdążył się uchylić i bila (wtedy widziano ją po raz ostatni) wyleciała przez okno w klubie o czym świadczy do dziś nie wstawiona szyba. Na wszelkie wątpliwości, barman z niezmąconym spokojem odpowiadał, że przecież jest lato, i okna są i tak pootwierane. Druga brakująca bila została zabrana ze względu na konieczność wyrównywania szans. Gdy usłyszał postulat żeby ze względu na krótszą grę obniżyć cenę żetonu, był zmuszony użyć ostatecznego argumentu czyli słynnego już: „nie podoba się to na ławkę”. Słowa te powiedziane z charakterystycznym dla niego przekąsem kończyły wszelkie dyskusje ponieważ było to jedyne zadaszone miejsce na osiedlu gdzie można było zrobić coś innego niż napić się piwa. Po zakończonej rozgrywce obaj postanowili udać się na "papierosa". Niestety, okazało się, że w worku pozostała jak to mówili „jakaś kpina”, więc jedynym wyjściem była wizyta u Spasłego, dilera z naprzeciwka.
- Która godzina?- zapytał Suchy
- Za piętnaście
- No to idealnie, dzwoń do niego
- Czemu ja?
- Ja mu już siedzę trzy dyszki.
- Kolejny wałek nie przejdzie, powiedział mi ostatnio, że nie da mi już na kreskę i żebym nawet nie przychodził do niego bez hajsu.
- To co nie jaramy?
- Dobra, dawaj telefon, coś się wymyśli.
- Siemka tu Mały, masz jakiś glon?
- Mówiłem ci żebyś przez fona nie mówił takich rzeczy.
- Sorry, wychodzisz na piwko?
- Tak, ile tych piwek?
- Giet…
- Nie denerwuj mnie!
- To znaczy chce jedno duże piwko.
- Dobra, bądź przy ławce za piętnaście minut.
- Spoko, narka. Na twarzy Małego pojawił się bezgłośny uśmiech
- Czekaj !- wrzasnął Spasły (na twarzy Małego pojawiło się wyraźny grymas).
- Tak?
- Masz siano?
- No jasne.
- Jak nie masz to nawet nie przychodź bo cię uszkodzę.
- Gdybym nie miał to bym nie dzwonił do ciebie, nie? Przecież mówiłeś, że mi nie dasz już w kredo?
- I nawet nie próbuj tych swoich tanich wałków.
- Spoko, spoko, nie martw się ziomuś będę z siankiem za piętnaście minut.
- Pamiętaj!
- Ok, nara.
- Spasły nas zabije.
- Nas? Chyba ciebie, ja tam się na pewno nie pokazuje.
- Co mu powiedzieć?
- To nie przychodź.
- Jeszcze gorzej. Wiem, powiem, że mnie okradli.
- Nie żartuj.
- Powiedz mu, że przez przypadek wsadziłeś kasę do dziurawej kieszeni i ci wypadła.
- Nie uwierzy.
- To pokażesz mu dziurę i powiesz, że przecież w takiej sytuacji na pewno byś nie ściemniał bo nie jesteś nienormalny.
- Nie mam dziurawej kieszeni.
- Wolisz mieć dziurę w spodniach czy w twarzy?
- Dobra, dawaj. Już jedenasta, muszę iść, Spasły nie lubi czekać.
- Powodzenia.
Do wspomnianej ławki droga była niedługa, jednak Małemu wydawała się ciągnąć w nieskończoność, jego głowę opanowała jedna myśl, czy uwierzy. Wiedział, że dopiero niedawno udało mu się odbudować jego zaufanie po tym jak wziął "towar" i uciekł. Spasły trzy tygodnie "biegał za nim po osiedlu z pałką teleskopową". Małemu udało się w końcu go udobruchać, powiedział mu, że rzuciła go dziewczyna i był na skraju załamania psychicznego i nie wiedział co robi. Ale teraz, jeżeli tylko coś zacznie podejrzewać to koniec. Mały był dobrym aktorem, ale czy do tego stopnia? Ławka była coraz bliżej, nikogo przy niej nie było, Mały ochłonął trochę przez te dziesięć minut, które musiał jak zwykle czekać. Nagle z mroku wyłoniła się ogromna sylwetka Spasłego. Światło latarni opadało na jego twarz tak, że wyglądał jeszcze groźniej niż zazwyczaj.
- Siema Spasły, co tam?
- Dawaj hajs!
- Stary, nie uwierzysz co się stał… BUUUUUM, Spasły w dość drastyczny sposób przerwał dobrze zapowiadającą się historyjkę.
Głuchy dźwięk uderzającej o beton czaszki Małego odstraszył gołębie, które zaczęły latać dookoła, obficie użyźniając glebę, w tym ubrania obydwu. Jednak nie to było w tej chwili największym zmartwieniem Małego, tzn. w chwili obecnej nie miał żadnych zmartwień, ale po przebudzeniu niechybnie dotrze do niego straszna świadomość zerwania wszelkich kontaktów z najlepszym (nie licząc kategorii obsługa klienta) źródłem "trawki" w okolicy. Nagle jakby z oddali doszedł go krzyk.
- Mały! Mały! Żyjesz?!
Mały powoli przez półotwarte oczy zaczął dostrzegać twarz Suchego, który z bezpiecznej odległości obserwował całe zdarzenie. Z początku nie za bardzo wiedział gdzie się znajduje, jednak z każdą sekundą z coraz większą mocą do jego głowy docierała bolesna świadomość tego co się zdarzyło. „Ale lipa” pomyślał tylko, jednak nie wiedział, że jedyna na świecie rzecz, która mogłaby mu w tej sytuacji poprawić humor właśnie się wydarzyła.
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Powiedział Suchy
- Jaką? z niedowierzaniem zapytał Mały.
- Ten spasiony knur zapomniał, że trzymał w ręce zioło kiedy cię uderzył, zobacz- powiedział machając mu przed nosem wielkim workiem.
- No to idealnie! Entuzjazmu Małego nie dało się z niczym porównać, w ogóle nie przypominał siebie z przed kilku sekund. Nasi bohaterowie dokończyli wieczór już bez większych przygód. W ten sposób dobiegł końca jeden dzień z życia mieszkańców pewnego wrocławskiego osiedla.
Inne tematy w dziale Rozmaitości