Przy ocenie tego co wydarzyło się w ciągu ostatnich 22 lat nie zapominajmy o punktach odniesienia. Jak na razie wszelka krytyka polega na porównaniu tego jak jest do tego jak powinno być. A to jak powinno być jest czymś nieosiągalnym nawet dla krajów, które wolność mają znacznie dłużej czyli państw starej UE. Gdybyśmy jednak odpowiedzieli na kilka pytań, myślę, że nasz osąd transformacji nie byłby już taki negatywny. Po pierwsze porównywanie sytuacji w Polsce do ideału i na tej podstawie ocena działań polityków pomimo tego, że z całą pewnością pewne rzeczy dałoby się zrobić lepiej jest trochę nieuczciwie. Porównajmy to co jest teraz do tego co było 30 lat temu i wtedy odpowiedzmy sobie na pytanie czy polska transformacja to sukces.
Dalej… Pomimo tego, że są dowody na to, że aparat PRL nadal miał po obaleniu komunizmu bardzo duże wpływy (szczególnie w gospodarce i jak się łatwo domyślić ludzie ci nie działali na rzecz społeczeństwa lecz w interesie swoim lub swojej grupy interesów, która była dosyć wąska), to porównajmy obecną sytuację Polski do sytuacji dowolnego innego kraju, który ma za sobą pół wieku realnego socjalizmu. Czy sytuacja na Węgrzech, Ukrainie, w Czechach czy Słowacji (nie mówiąc o Rumunii czy Albanii) jest naprawdę jakoś szczególnie lepsza niż u nas? Z tego co wiem to podobna albo gorsza w zależności od sektora, który byśmy porównywali.
Czyli jak widać teoretycznie, z całą pewnością można było transformacje ustrojową przeprowadzić lepiej (na przykład nie skazując na wegetację całych popegierowskich obszarów, nie dając w zamian nic), jednak jak widać w praktyce nikomu się to nie udało. Przecież nie jest tak, że wszystkie inne kraje postkomunistyczne są mlekiem i miodem płynące a tylko u nas są trudności. Jak widać wszystkie te państwa borykały się z podobnymi problemami i podobnie jak w Polsce wielu nie udało się rozwiązać.
Tak jak pisałem w jednym z wcześniejszych artykułów aby przed krytykowaniem PO popatrzeć na to co robią inne partie, proponuję aby przed oceną III RP spojrzeć na to co się działo w Polsce wcześniej. Przecież zmiana ustroju nie polega na cudownej przemianie żaby w księcia lecz przypomina bardziej trudny okres dorastania, w którym jak wiadomo ciężko ustrzec się błędów. Przecież nic nie powstaje z niczego, wszystko jest jakąś kontynuacją tego co było wcześniej. Nie zapominajmy też, że III RP tworzyli ludzie PRLu- nawet jeżeli byli przeciwni władzy, to jednak w tym systemie się wychowali. Dla tego tak trudno wytłumaczyć niektórym, że korupcja czy kumoterstwo to coś złego. Dla wielu są to rzeczy całkowicie naturalne, dlatego pojawia się kolejny problem. Nowe pokolenie nie zna smaku PRLu za to bardzo dobrze zna smak UE i wie, że niektóre rzeczy (takie jak układy, znajomości, mobbing), które w Polsce są uważane za naturalne („przecież każdy broni swoich”), za granicą spotykają się z bardzo dużą społeczną dezaprobatą. Tutaj przyczyn tej różnicy dopatrywałbym się w kolektywistycznym podejściu człowieka PRLu (który rzeczywiście bez znajomości nie mógł nic załatwić, musiał więc trzymać się ze swoimi i robić to co oni od niego oczekują) wobec indywidualistycznego podejścia człowieka zachodu, który nie przykłada już tak dużej wagi do tego co ktoś pomyśli jak na przykład nie załatwi czyjemuś synowi pracy w ministerstwie, bo jest już w dużym stopniu samodzielny i niezależny od grup do których należy (a przynależność ta opiera się bardziej na więzi emocjonalnej a nie wspólnocie partykularnych interesów).
Dlatego w zależności od tego czy III RP porównamy do krajów starej UE (w których dłużej lub krócej przebywała lub przebywa ogromna większość młodych ludzi) czy do innych państw postkomunistycznych albo do sytuacji w Polsce trzydzieści lat temu, można tej III RP bardzo nie lubić jednocześnie uważając ją za wielki sukces. Bo myślę, że nikt z mojego pokolenia nie wyobraża sobie życia w PRLu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości