Powiększanie terenów targowych jest dobrą inwestycją, ale tylko i wyłącznie w jednym przypadku. Jest on zarazem fundamentem sensu takiego działania rozwojowego.
Na targowisku potrzeba jest poza sprzedającymi, kupujących. Jeśli nie ma równowagi i konsumentów ubywa, to zwiększenie ilości firm oferujących towary może spowodować niezdrową konkurencję. W konsekwencji prowadzi to do spadku zyskowności większości handlowców, co w efekcie finalnym zmniejszy ich liczbę. Wiedzie to do prostego wniosku, że powiększenie targowiska w Płońsku w obecnym czasie, gdzie po wyborach parlamentarnych wyjdzie ekonomiczne „szydło z worka” i ujawni się skrywany przez Rostowskiego kryzys finansów państwa, jest, co najmniej przedwczesne.
Rodzi się zasadnicze pytanie:
Dlaczego burmistrz Pietrasik i niektórzy radni nie biorą tego pod uwagę?
Płońsk w swoich okolicach potrzebuje terenów inwestycyjnych, ale odmiennego przeznaczenia.
Niezbędne jest pozyskanie zakładów produkcyjnych i rozpoczęcie wytwarzania, co spowoduje przyrost nowych miejsc pracy, a w konsekwencji powiększenie zamożności Płońszczan. Wtedy można by pomyśleć o powiększeniu targowiska.
Powstaje kolejna kwestia:
Dlaczego u nas wiele rzeczy jest odwrotnie niż być powinno?
Jeżeli sytuacja na rynku pracy w Płońsku się nie zmieni, to całe to targowisko stanie się deptakiem, a że nie jest to sopocka promenada, a stragan z ciuchami nie tak atrakcyjny, jak widok polskiego morza, to może ta inwestycja jest absurdalna w obecnej dobie.
Racjonalnie zachowali się radni miejscy, którzy byli przeciwko projektowi burmistrza Pietrasik. Są to:
Zygmunt Aleksandrowicz, Krzysztof Tucholski, Władysław Kuciński, Wojciech Bluszcz, Marianna Żebrowska i Andrzej Ferski.
Niestety arytmetyka jest prosta 5 przeciw, 7 za. Na razie „Nie ma mocnych”, no, bo………
Dodatkowo powiększa to zadłużenie miasta, które prowadzi politykę „biedronka przy każdej ulicy, hipermarket zamiast sklepiku rodzinnego”.
Rujnowanie płońskich sklepikarzy, którym uniemożliwia się de facto rozwój lub nawet doprowadza do upadku jest mocno niezrozumiałym działaniem. Naturalnie jest to działanie godne z prawem, co nie oznacza zawsze, że jest sprawiedliwe.
I tu należy zastanowić się: Czemu władze miasta to robią?
Powoływanie się na wzrost zatrudnienia w tego typu molochach jest pozbawione wnikliwego rachunku ekonomicznego, gdyż więcej zyskuje miasto z 10 małych sklepików niż z jednego „potwora” o słodkiej nazwie w kropeczki odzianej (podatki dla miasta od sklepikarz i wzrost zatrudnienia, czyli mniej zasiłków, więcej podatków). To jakaś dziwna „Seksmisja” i widzi się tylko ciemność.
Można mieć nadzieję, że przy następnych wyborach samorządowych mieszkańcy wystawią właściwy „rachunek”, odpowiednim decydentom.
Inne tematy w dziale Rozmaitości