Jak podaje starotestamentowa Księga Rodzaju- Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. No, i tak powstał Radzyminek, wieś w powiecie płońskim. Żyło się tu ludziom dostatnio, ale chyba nudno. Ale przecież „Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić…- jak śpiewała Anna Jantar.”
Idylla w Radzyminku skończyła się z wraz z pojawieniem się rodzinnego klanu lokalnych Robin Chudów. Grasowali oni po okolicy i swawolili sobie w najlepsze. Ich „bohaterskich” czynów jest tyle, co warkoczy na łysej glacy.
Pewnego dnia piekarz rozwoził chleb. Pojechał do Radzyminka. Z uśmiechem na twarzy wnosił kosz chleba do sklepiku. Wracał cały w szczęściu. I nagle! Patrzy! Nie ma innego pojemnika z pieczywem. Tak właśnie powiatowe Robin Chudy zdobyły sobie pożywienie. Jak widać są to pomysłowi i szybcy partyzanci z płońskiego lasu „Szerłód”.
Innym razem one Robin Chudy zakradły się do sąsiada, którego znały od lat. Ale u nich nie ma przebacz- sąsiad nie sąsiad, „łupim”, kogo się da. Plan był następujący: plądrujemy mu garaż, gdzie między innymi znajdują się elektronarzędzia. Jak nieproszeni goście szperali po wspomnianym obiekcie technicznym, właściciel, mężczyzna w podeszłym wieku, usłyszał hałasy. Wyszedł z domu. Ale nasze zuchy i na to były przygotowane. Stojący na czatach, członek sekcji informacyjnej tej szajki, dostrzegł to.
- Chodu!- wrzasnął do swoich.
Był to spóźniony sygnał. Banda Robin Chudów nie miała wyjścia. Zostało im tylko wdrapanie się na rosnące nieopodal, wysokie drzewo- oczywiście w ich mniemaniu. A, że każdy powiatowy Robin jest chudy, to konary bez zbędnego wysiłku utrzymały ich ciężar.
Właściciel nie mógł dosięgnąć, żadnego członka tej szajki. Drwili z niego. Spoglądał na drzewo, które zasadził wiele lat temu. Widział na nim te mózgi od metod bezpiecznego ewakuowania się z miejsca przestępstwa. W sumie wystarczyło poczekać, aż Robin Chudy same, jak ulęgałki pospadają. Można było pocerować w nich siekierką lub rzucić widłami, ale właściciel był za stary.
Szkoda mu było, ale szybko podjął decyzję.
- A hu… z tym drzewem!- pomyślał mężczyzna.
Starzec wziął piłę motorową i ściął drzewo wraz z uczepionymi jego konarów napastnikami. Robin Chudy pospadały, ale nic im się nie stało. Pognali błyskawicznie przez pola, jakby przed wdrapaniem się na drzewo nie mogli tego uczynić. No, ale myśleniem nie wszyscy grzeszą.
Jak po potopie Noe ujrzał ląd i dostrzegł swoje ocalenie, tak Radzyminek doczekał się swojego oswobodzenia. Rodzina Robin Chudów się wyprowadziła. Z okazji tego państwowego święta, cała wieś dała na Mszę dziękczynną. Błogosławiono Boga za migrację rodzinki Robin Chudów do Gumowa. I tak ta plaga egipska, nie, że się skończyła, lecz tylko zmieniła meldunek w dowodach osobistych.
Wszystkie wydarzenia są prawdziwe. A o Gumowie pod rządami szajki Robin Chudów w następnym odcinku.
Inne tematy w dziale Rozmaitości