Wyobraźmy sobie wrzesień 1939 roku oraz specyficzne zachowanie polskich mediów. Polegałoby ono na „miętkim języku”. Coś w tym stylu:
- „ Niemieckie samoloty przez przypadek od 4 godzin bombardują Warszawę”,
- „Żołnierze niemieckiego Wermachtu zmuszeni zostali do naruszenia granic Polski”,
- „Gestapowcy przeżywają ogromną traumę wyrywając przesłuchiwanym AK- owcom paznokcie i katując ich po plecach metalowymi prętami”,
- „Zasmucony oddział SS rozstrzelał 150 Polaków, a ich dowódca poprosił o pomoc psychologa- ze względu na stresujące warunki służby”.
W obecnej dobie panoszy się lewacka sztuczka („Mowa nienawiści”), że niby wszyscy mają być mili dla wszystkich. Chama nie należy nazywać chamem, a zboczeńca zboczeńcem. (A swoją drogą wojen w Europie nie miało już być, a są- i co mi zrobicie?)
Czemu ma to służyć? Otóż uśpieniu społeczeństwa i sparaliżowaniu jego normalnych odruchów- „walnięcia w gębę”, jak tego wymaga sytuacja. Taka pacyfikacja i produkcja milusich maluszków.
Obecnie nawet, jak się własnej żonie da klapsy w kształtny tyłeczek, to podciągną to zaraz pod „przemoc w rodzinie”. A pocałuj własnego synka na ulicy, to już zrobią z ciebie pedofila.
Większość światowych uniwersytetów, w tym polskie, to siedlisko neokomuny. Młodzi, zdolni ludzie idą na nie pełni wzniosłych ideałów, a jak skończą, to często mają tak mózgi wyprane, jak pościel w wapnie gaszonym. Pisząc tekst, zamiast wklepać:
- burmistrz to łapówkarz- napiszą: „Dziwne dochody szefa magistratu”,
- radna miejska to karierowiczka- nasmarują: „Dlaczego startowała w wyborach?”,
- dyrektor spółki miejskiej straszy pracowników- wywalą: „ Szef zagubiony w swej roli”.
Tak by można wymieniać bez końca ten strach przed nazwaniem rzeczy po imieniu. Czyżby obecni dziennikarze stali się wegetarianami i karmili się cykorią? Część czytelników się z danych tekstów w niczym nie zorientuje (dwuznaczność przekazywanych treści), reszta odbierze wszystko opatrznie i weźmie w obronę szubrawcę, a pozostałym to wisi. Aha jedni tylko uznają się za odważnych i niezależnych- owi dziennikarze.
A dowodzi nimi redaktor naczelny posłuszny towarzyszowi wydawcy. No, to ładna mi swoboda pisania. Czyż nie „kasa uber alles”?
Gdzie znika szukanie prawdy (obowiązek mediów), tam zradza się w „Grypsowate dziennikarstwo”.
Inne tematy w dziale Rozmaitości