Jak ktoś mieszkał 16 lat w Warszawie, to może uznać, że stolica już go niczym nowym nie zaskoczy? Wraca do niej po paru latach bytowania w miasteczku owładniętym przez lokalnego prymitywa i myśli:
- Choć Warszawę znam na wylot.
I tu można popełnić skuchę. Wiele się zmieniło. Pomimo, że od 5 lat udowadniam, iż Polska jest państwem neototalitarnym, to sam się zrobiłem w konia.
Dziś 13 kwietnia, w 80- tą rocznicę powstania ONR- u, udałem się z kolegami z Obozu Narodowo- Radykalnego Oddział Płońsk, do Warszawy. Szereg materiałów z tego doładowującego akumulatory przedsięwzięcia ukaże się ponadto, ale teraz o napiszę o nowoczesnej formie łapanki.
Polska policja to naprawdę są zuchy. Ale od początku i w skrócie.
Po wykładzie doktora Kawędzkiego udaliśmy się śladami historii ONR- u po Warszawie. Była to zwykła wycieczka historyczna z przewodnikiem. Pierwsze światła przeszliśmy i już mundurowi ze szczególną troską zajęli się nami. A doprecyzowując naszym przewodnikiem. Spisali go. Być może zajęło im to aż tyle czasu, gdyż umiejący akurat pisać funkcjonariusz musiał przeprowadzić konsultacje społeczne- ze swoim dowództwem. A taka impreza trwa, gdyż wyniki nie wyskakują, jak królik z kapelusza- od razu. Jednakowoż zadziwiło takie małe co nieco. Otóż policjant nie był szwabem, a przewodnik naszej wycieczki nie nazywał się Grzegorz Brzęczyszczykiewicz i nie mieszkał w Chrząszczyżewoszycach powiat Łękołody.
Nie ma co się stawiać. Być może umiejętność pisania po polsku nie jest trenowana u antyterrorystów. Ale w końcu koleś dał radę. Policjanci wypuścili przewodnika naszej wycieczki historycznej po krainie ONR- u.
Co prawda nie było owacji, jak kolega powrócił do grona katolików i narodowców, ale w powietrzu czuć było powiew optymizmu. Było miło, ale zaraz się skończyło.
Idziemy spokojnie w kierunku pod Politechnikę (studiowało się na niej, oj tak) ulicą Piękną od Al. Ujazdowskich, a tu nagle podjeżdża jedna „suka”.
- No to pięknie, kur.. pięknie- jak powiedziałby kawałowy klasyk.
Wypadają z niej już lepiej piśmienni funkcjonariusze, zagradzają naszej historycznej wycieczce drogę i stawiają pod murem kamienicy- oby nie żydowskiej. Wtedy poczułem to, co mojej ocenie, mogło towarzyszyć ludziom podczas łapanki sprokurowanej przez Niemców podczas II wojny światowej.
- Kocham Polskę i za to mnie nienawidzi władza?
Ale, że nieszczęścia chodzą parami- czasami nawet jeżdżą- za chwilkę podjechał drugi radiowóz. I tu zgłupiałem do reszty. Wysiadł z niego policjant dość nowatorsko ubrany ala Podhale Nowy Targ. Przypominał nieco bramkarza w hokeju na lodzie. Kopyta miał tak opancerzone, że diabeł Boruta mógłby mu pozazdrościć. Zapewne to był antyterrorysta.
Policjanci spisywali nas, jak leci. Nie zatrwożyłem się o dowód, lecz o dwa kije, które służą do zainstalowania flag Obozu Narodowo- Radykalnego. Miałem je przy sobie. Pomyślałem:
- A jak się w ich policyjnych czaszkach uroi analogia do „Dwóch mieczy” z Krzyżaków? Wtedy siedzę za grunwaldzki terroryzm- umpa umpa.
I tu po raz kolejny się mylnąłem. Władza ukochała mnie miłością tak ścisłą, że rozpoczęła śledzenia nas i osobiście mnie „everybody” przez cały czas naszej historycznej wycieczki po stolicy.
O owej patriotycznej wycieczce napiszę, ale mam w swoim sercu niezmierzony żal. (Wolno płakać, bo, co się wypłacze, tego się nie wysika.) Przecież mogłem sobie machnąć fotkę z naszymi aniołami stróżami i zaśpiewać im „ tęczową piosenkę”:
- Jak przygoda, to tylko w Warszawie, w Warszawie,jak przygoda, to z chłopcem takim jak ty!
Ciekawe, czy warszawscy policjanci będą legitymować tak skrupulatnie jak naszych inne wycieczki historyczne? W szczególności te z żydowskiego Izraela…
Inne tematy w dziale Rozmaitości