„Jestem przekonany, że jeśli każdy słuchałby muzyki, to każdemu żyłoby się lepiej, a na świecie nie byłoby waśni ani przemocy” – taką między innymi wypowiedź usłyszała publiczność od Andre Rieu, który w zeszły piątek (9 maja) wraz ze swoją orkiestrą dał koncert w łódzkiej hali Atlas Arena.
Holenderski skrzypek w Polsce gościł już w 2001roku na zaproszenie Jolanty Kwaśniewskiej na koncercie, z którego dochód został przekazany na konto fundacji "Porozumienie bez barier”. Wtedy jednak nie miał jeszcze swojej orkiestry, z którą zawitał do Polski po raz pierwszy.
Od 10 lat, od chwili założenia orkiestry Johanna Straussa jeździ z nią po całym świecie dostarczając publiczności niezwykłych wrażeń i wzruszeń, doskonale bawiąc.
Podobnie było także podczas koncertu w Łodzi.
Powitanie
Artyści, na czele z mistrzem, występ rozpoczęli krótko po godz. 20.00 radosnym przemarszem wśród publiczności zgromadzonej na płycie hali.
Na scenie, Andre Rieu powitał zebranych polskim: „Dobry wieczór”. Za chwilę też przedstawił nam jedną z członkiń orkiestry, która gra w niej od 10 lat – panią Agnieszkę Fizzano-Walter. Polka pochodząca z Kowar k. Jeleniej Góry pełnić miała bowiem tego wieczoru rolę tłumacza zawsze otwartego na kontakt z publicznością maestra.
Trzeba przyznać, że z powierzonej roli pani Agnieszka wywiązała się doskonale, gdyż to dzięki niej mogliśmy się dowiedzieć m.in., że: w zespole są muzycy z 10 krajów Europy - z czego Andre jest bardzo dumny, dlaczego podczas zaślubin holenderskiego następcy tronu księcia Wilhelma Aleksandra jego wybranka płakała, że miłość to piękne i wzniosłe uczucie, że kierując zespołem ludzi o różnych narodowościach nie ma z nimi żadnego kłopotu, a oni sami doskonale ze sobą współpracują - posłużył się nawet przykładem: ukraińskiej solistki i jej kolegów z Rosji.
Megakoncert
W czasie koncertu orkiestra wykonała m.in. takie utwory jak: „Second Waltz” Szostakowicza, „Schneewalzer” Tomasa Koschata , „This Land Is Mine”, „Dark Eyes”(śpiewane przez Violettę Villas jako „Oczi Cziornyje”), „Besame Mucho”. Usłyszeliśmy też polski akcent – piosenkę, którą w rytm muzyki zaśpiewała cała zgromadzona publiczność: „Niech żyje bal”. Utworem tym zakończyła się pierwsza część występu.
Po kilkunastu minutach przerwy artyści: muzycy i soliści dalej prowadzili zebranych po krainie takich melodii jak: „Gold and Silver” Franza Lehara, „Somewhere My Love” z filmu „Doktor Żywago”, „Poliushko Polie” i argentyńskiego „Libertango”. Zaśpiewana przez solistkę w języku ukraińskim piosenka „To były piękne dni”, znów zachęciła wszystkich do śpiewu.
Nie obyło się też bez sztandarowego utworu każdego występu orkiestry – walca „Nad pięknym, modrym Dunajem”. Korzystając z zaproszenia przez Andre Rieu, kto mógł poderwał się do tańca.
Po walcu trochę złowrogo zabrzmiała „O Fortuna”, której potem miejsce zajął wesoły „Marsz Radetzky’iego”.
To spowalniając, to przyspieszając koncert powoli zbliżał się do końca.
Rozbawiona publiczność zaśpiewała Andre Rieu „Sto lat”. Na reakcję mistrza nie musieliśmy długo czekać. Usłyszeliśmy jeszcze kilka brawurowych wykonań, m.in. kompozycji: Medley”, „Libiamo” i „Niech żyje bal”.
Trzy godziny koncertu minęły jak jedna chwila.
Wychodząc, dało się słyszeć wśród opuszczających salę ludzi pochlebne komentarze na temat występu. Nie brakowało też głosów krytyki za brak propagandy i reklamy o przyjeździe orkiestry w polskich mediach.
Jak dowiedziałam się od kilku rozmówców - większości fanów orkiestry z całej Polski i z zagranicy - o występie dowiedzieli się ze strony Andre Rieu lub pocztą pantoflową.
No cóż, z obecnością Andre Rieu w Polsce było podobnie, jak jest z rodzimą turystyką.
Milczeniem pomija się rzeczy piękne, wartościowe, wnoszące jakiś sens w życie, a propaguje się chałturę i coś, co i tak nie ma szans na długie przetrwanie.
Więcej zdjęć z koncertu - galeria (ok. 70 zdj.):
M.in. te utwory usłyszeliśmy podczas łódzkiego koncertu:
Inne tematy w dziale Rozmaitości