tutejszy tutejszy
520
BLOG

Ksiązka Kaczyńskiego. Cienie, blaski, kulisy.

tutejszy tutejszy Polityka Obserwuj notkę 2

W dojrzałych demokracjach jest jak najbardziej naturalne, że kandydaci pozwalają się poznać wyborcom przez swoje publikacje. Wiadomo, że pewne kanty są tam wygładzone, ale jest to zawsze podstawa do polemiki, do krytyki, do weryfikacji.

Książka Jarosława Kaczyńskiego jest jednak inna niż przeciętne produkcyjniaki demokracji. Dlaczego?

 Kulisy książki

Książka była pisana bez ghost writera, tak popularnej na Zachodzie instytucji, Kaczyński pisał ją sam. Pisał? Nie do końca. Książka powstawała we wrześniu – jest tam wspomniana np. walka Adamka z Kliczką i komentarze prasowe po tym starciu (10 września). Premier nie miałby szans pisać jej własnoręcznie w czasie gdy jeździ intensywnie po całej Polsce, ale treść była nagrywana, a potem spisywana przez odpowiednich ludzi. Redaktorzy właściwie nie ingerowali w tekst – każdy kto pracuje w prasie spostrzeże, że słowa Kaczyńskiego mają charakter bardziej mówiony niż pisany. Zdarzają się też powtórzenia tego samego wątku w jednym rozdziale – tak jakby Kaczyński musiał przerwać nagrywanie i kończył to potem (może opowiadał o „Polsce naszych marzeń” w samochodzie, w którym przemierzał kraj?).

 Ale to, że autorem jest Kaczyński to wiecej niż pewne. W każdym zdaniu są refleksje osobiste, często krytyczne nawet wobec najbliższych pracowników. Sporo jest tam dygresji i elementów w biografii bliźniaków i szczegóły prowadzenia rządu – nikt nie miałby takiej wiedzy, by napisać to za Kaczyńskiego i nikt nie śmiałby wyrażać takich poważnych sądów.

 Skąd się wziął ten pomysł? Wydawanie książek przez polityków jest sprawą powszechną, w tych wyborach Jarosława Kaczyńskiego ubiegła jednak Zuzanna Kurtyka. Biorąc pod uwagę, fakt, że premier był na premierze książki w Krakowie (8 września), a o całym pomyśle wiedział wcześniej (skoro był zaproszony), istnieje możliwość, że to książka o żonie śp. Prezesa IPN była inspiracją dla Kaczyńskiego i jego sztabu…

  

Wizja Polski

Książka ma zwartą koncepcję – pierwsza połowa to omawianie możliwości rozwoju Polski na różnych płaszczyznach. Poważnym minusem jest brak rozdziału o gospodarce. Rozdział o polityce historycznej, albo rozdział autobiograficzny poraża erudycją. Klimat nagrywania musiał być swobodny, bo Kaczyński nie jest tu mówcą wobec szerokiego grona, ale samym sobą – inteligentem z Żoliborza. Padają tam nazwiska polityków z całego świata, czasem mało znanych, padają nazwiska naukowców, artystów, reżyserów i o wszystkim premier wie bardzo dużo, umie osadzić ich w odpowiednim kontekście, przytoczyć szczegóły. Są tam koncepcje niekiedy zaskakujące – np. pomysł Kaczyńskiego, by na terenie lotniska koło Nowego Miasta nad Pilicą wybudować… polskie hollywood. Miały tam zostać zainstalowane technologie, umożliwiające symulację trzesień ziemi, kosmiczne lądowania, wybuchy wulkanów. Miało być to „przedsięwzięcie promujące Polskę. I kto je blokował? Blokował je śp. Aleksander Szczygło, ówczesny minister obrony. Upierał się, że ten teren powinien zostać sprzedany na cele wojskowe. Rozumiałby to, gdyby chodziło pieniądze, za które można by zmienic stan uzbrojenia armii. Ale przecież chodziło o sumę rzędu 100 mln zł” Kaczyński opowiada dalej, że planowano nawet odwołać ministra Szczygłę, któremu premier nie miał prawa niczego nakazać, a po przekazaniu gruntów na odpowiednie inwestycje, powołanie go z powrotem.

Przytaczam tę scenę, bo wiele ona obrazuje. Jedni doskonale wpasują to w narrację „małego kłótliwego człowieczka” i tym należy współczuć – z setek różnych czynników dostrzegać tylko jedno, to jest właśnie fanatyzm. Mnie jednak zdumiała drobiazgowość Autora i dalekowzroczność. A takie fragmenty dowodzą autentyczności tej książki.

 

Nie przekonała mnie wizja Kaczyńskiego dotycząca kadr administracyjnych i sposób ich kształtowania. Jakaś wielka szkoła wyższa, która szkoli kadry państwowe to dla mnie taki pomysł rodem z XVIII wieku (szkoła rycerska), pomysł sprzyjający koniunkturalistom umiejącym dobrze wyczuć z której strony wieje wiatr. Widać tu u Kaczyńskiego wpływy ideologiczne przedwojennej sanacji i – moim zdaniem nadmierną – wiarę w etatyzm i odgórne rozwiązania.

Ale generalnie część programowa poraża spójnością – premier dostrzega problemy, które uderzają i mnie, np. fakt, że powstawanie nowych mieszkań kończy się wykupem ich przez ludzi zamożnych, lokujących w ten sposób pieniądze. I premier podaje tam rozwiązania na te problemy. Gdy Kaczyński porusza sprawy międzynarodowe to nie ma na niego mocnych – opowieści o Angeli Merkel, o Unii Europejskiej, doskonałe rozeznanie w sytuacji wewnętrznej krajów starego kontynentu. Imponującą syntezę dziejów polskiej myśli politycznej w XX wieku przedstawił nam Autor. Bezkrytyczny zachwyt Piłsudskim zrzucam na karb pokolenia wychowanego w PRL, ale ewolucję od komunistów do liberałów kupuję absolutnie. I gdy dochodzimy do personaliów trzeba zwrócić na drugą połowę książki, czyli…

 Alfabet Jarosława Kaczyńskiego

  Prawie trzydzieści nazwisk ze świata polityki – od Jana Krzysztofa Bieleckiego do Zbigniewa Ziobro. Po drodze spotykamy Wałęse, Tuska, Janusza Kurtykę, Beatę Kempę, Michała Kamińskiego, Joannę Kluzik-Rostkowską, Joachima Brudzińskiego, Adama Lipińskiego, Marią Kaczyńską, Martę Kaczyńską. Kaczyński opisuje ich z perspektywy osoby prywatnej i polityka Rzeczpospolitej. Nie ma lukrowania – z dystansem patrzy Autor na wątek pseudomiłosny Jolanty Szczypińskiej, potrafi wskazać wady Zbigniewa Ziobry i pisze wprost że Janusza Kurtykę chciał nawet zrobić swoim następcą.

           Ta część książki jest z jednej strony luźniejsza, bo pisana (mówiona!) bardziej potocznym językiem, pełna anegdot, barwna i żywa. Bywa niekiedy dość ponura, czasem napawająca optymizmem, ale przede wszystkim – jak cała książka – prawdziwa!

            Szkoda, że książka ukazała się tuż przed wyborami – nie zdąży rozgłos nabrać rozpędu, a i kłody rzucane pod nogi wydawnictwu, tak jak odwołanie premiery Łazienkach, nie tak łatwa dostępność w księgarniach - skracają czas na lekturę.

           Pojawił się też dośc szybko atak na książkę – portale internetowe skompilowały parę zdań z „Alfabetu” i przedstawiły Kaczyńskiego – po raz n-ty – jako nienawistnika. I choć sondaże mówią swoje, człowiek głosuje a „pan w komisji kartkę wyborczą nosi”, choć nie odbyła się „debata gigantów” to po lekturze już wiem – Jarosław Kaczyński ucieka Tuskowi, ucieka do przodu. Merytorycznie.

 

 Tutejszy

 

tutejszy
O mnie tutejszy

Nie jestem Polakiem, bo Polski już nie ma, nie jestem Europejczykiem bo urodziłem się w Polsce (Ludowej w dodatku).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka