W płomieniach wiary, tej owdowiałej,
nie spłonę cały.
Wyjdę niewinny, o duszy małej,
w nadziei stały.
Będę jak ranek pusty, przejrzysty,
w kropelkach rosy.
Poszumem wody, strumieniem bystrym
ból duszy zniosę.
I kiedy rozpacz szlak mój wzbogaci
z klęski powodu.
Świat swego szczęścia w walce nie straci,
ochroni zgodę.
Wybiorę z mroku tę stronę jasną
wbrew przemilczeniom
i pójdę czysty, ubrany w jawność
ku przeznaczeniu.