Ukrywam świat za deszczu zasłoną,
zaborczy, przenika przez bariery.
Spotykamy się pomiędzy kroplami,
niektóre są słone.
Uśmiecham się do ciebie,
nasze losy splotły się w tańcu przemian,
krzykiem rozbijasz pulę,
wygrywamy siebie.
Stajesz przede mną - dziecko złego snu,
bezbronne w swojej niewiedzy.
Cud zdarza się na moich oczach,
akceptacja leczy z upodlenia.
Uśmiechasz się,
przynosisz kamyki,
w dłoni dziecka świat otwiera się na spotkanie.
Biorę zabawkę z ufnością,
wybieram bezpieczną bliskość,
jestem ponad wyborem egoizmu.
Nasza obecność rozkwita w chłodzie poranka,
perlisty śmiech rozbija smutek.