Kot był kotem wychodzącym i ciekawskim. Znaczył teren, szukał chętnych pań, sprawdzał czy monotematyczną fast-foodową dietę można urozmaicić myszami. Myszy były, jesienią pchały się w ciepłe rejony piwnic i strychów. Nawet w domu babcia przegoniła mysz, która dobierała się do orzechów na stole. Kot niewątpliwie miał misję do spełnienia. Stare budynki miały piszcząca duszę.
W domu pojawił się konflikt pomiędzy kotem i psem, spór dotyczył miejsca przy ciepłym kominku. Pies pracował nad masą, kot nad rzeźbą, więc utrzymywała się chybotliwa równowaga zaburzana wyjściami na siku. W końcu Karol kupił dwa legowiska i doszło do zgody. Pies z kotem wbrew obiegowym opiniom byli przyjaciółmi, panowała między nimi przyjaźń z pazurem. Ten pazur najczęściej ujawniał się z powodu nudy. Odrobina adrenaliny nikomu nie zaszkodziła
Kot jednej osoby nie tolerował: papugi, zwłaszcza, gdy wypuszczona z klatki grała mu na nosie. Jego terytorium zostało naruszone. Papuga miała narzędzie przewagi nad kotem: słowa, których używała z rozmysłem. Na przykład słowem mysz podrywała kota na nogi, a za chwilę ze zdezorientowanego łowcy śmiała się wprawiając go w zdenerwowanie. Kot uważał, że papugi nie powinny mówić, mówiące papugi zagrażały jego pozycji w stadzie.
Kot był modnisiem, z pietyzmem dbał o futro, zlizywał kurz i stare włosy, w celach higienicznych raczył się trawą, co wprowadzało psa we wzburzenie. Albo się jest łowcą albo łowionym. Jeśli chodzi o łowy, to nagle na podwórku zaczęło brakować wróbli, latająca przystawka po uwolnieniu instynktu łowcy strategicznie wyprowadziła się za ogrodzenie. Kot był niepocieszony, a babcia niezadowolona, karmienie wróbli stanowiło
rozrywkę w monotonnym przebiegu dnia.
Kot udawał pana sytuacji, w rzeczywistości mógł tylko schodzić z własnej drogi.
Był daleko w kolejce dziobania.