zraniony odsłaniam drugą stronę księżyca
niemą w swoim wyrazie tradycję przemilczeń
tulę w dłoniach samotność
walczącą o uwagę tłumów - wyobcowaną
w murach katedry wzniesionej na ruinach pogaństwa
wiara nie znika - zmieniają się tylko kapłani
inni przejmują rząd dusz
w ciszy powieszonej na zardzewiałym gwoździu skrapla się lęk
krwawym potem przenika przez biel koszuli
w zimnych dłoniach zamykam krzyk