Najnowsza, zremiksowana wersja opowiadania Imię twoje część świata, które drukowane było najpierw w Izraelu i następnie w Polsce w tomie moich opowiadań pt. TEN ZA NIM.
Zamówiony przeze mnie kotlet po kijowsku
przywędrował do mnie po 45 min. z Kijowa.
(Nabokov)
Więc potem z tymi sztygarami w kaskach z lampkami dojechałem autokarem do Paryża, gdzie kierowca przegapił zjazd - lecieliśmy obwodnicą częściowo pod ziemią - zwolniony ruch z gazeciarzami slalomującymi między samochodami. Paręnaście kilometrów dalej demonstrowali zadymiarze w „arafatkach” z szyldami PLO i flagami palestyńskimi - skoczyliśmy na cmentarz Pere Lachaise, gdzie górnicy od Scargilla kupili kosze białych chryzanten.
W cholernym deszczu szukaliśmy muru, gdzie w 1871 roku rozstrzeliwano Komunardów zwalanych do wspólnej mogiły, ale policjant w błyszczącej pelerynce skierował nas do nagrobka z datą śmierci dokładnie o 100 lat późniejszą. To był grób Jimma Morrisona, koło którego ludzie z czarnymi parasolami i kolorowymi balonami klęczeli w kałużach wstrząsani spazmem.
Jest rano; kurz w pierwszym słońcu, walisz ogniem ciągłym w ruchome tarcze w kształcie przygiętych ludzkich sylwetek na strzelnicy między wydmami. Otwierasz butelkę Goldstara* wargami pustego magazynku; na zakręcie stał pies, gwizdnąłem na niego i ruszyłem pełnym gazem - przełknąłem ślinę i odetkało mi się w uszach, i poczułem, że mam zapoconą prawą pachę.
Poczułem nagle niesamowitą frajdę w środku, jakbyś był małym chłopcem i starzy wysłali cię ze słoikiem do prywaciarza po kiszoną kapustę, i wywrotka przywiozła na podwórko kupę piachu z muszelkami. Wtenczas na zapleczu Nowego Światu przekopywaliście kanały między wielkimi kałużami, w których odbijało się na kolor wiosenne niebo z pierzastymi chmurami. Więc to był właśnie jeden z tych momentów w pustyni, że nie wiesz, co jest grane.
Trasy zachodniej Europy, walisz betonowym pasem przed siebie - Groenningen w zachodzącym słońcu; Piazza Navona w Rzymie, gdzie kiedyś był stadion Adriana - Murzynki z kwiatkami kalkomanii na piersiach tańczyły reggae na pomnikowej fontannie z białymi mocarzami w laurowych wiankach. Za każdym razem w Europie odbywałeś pielgrzymki do swoich prywatnych miejsc świętych na miękkich nogach, ale nie mogłeś skoczyć do Warszawy**, żeby zobaczyć trzepak, na którym jako dzieciak podciągałeś się na rękach.
Jazda pod zegarek na spacerowym biegu szosą patrolową. Nocny deszcz opadający gęstym oparem na pysk - pojedyncze krople leciały w ciemności - mokry asfalt wyglądał jak czarne lustro. Egipcjanie na swoich punktach obserwacyjnych nie mieli generatorów i oficerowie czytali Koran przy świecach. Po ich stronie w nocy strzelali kolorowe race nad piachami i Hosni Mubarak miał przyjechać na świątecznie iluminowane przejście w Rafah, ale najwyraźniej benzyny mu zabrakło***, bo dojechał tylko El-Arisz.
Wariat w krótkich spodenkach czerpał wodę wiaderkiem ze studni „Bir Malaga” i w pierwszym słońcu usłyszałem „Marsyliankę”, którą zaczyna się dawny przebój Beatlesów. Tęcza trzymała na chmurze - w dresach z kapturami wyrzuconymi na robocze drelichy - zbieraliśmy chrust na ognisko w łożysku wysychającego potoku i plandeki wozów były mokre od nocnego deszczu; nagle dziwne uczucie, jakbyś łaził nad morzem w cieniu drzew.
Rzuciłem rozwalone pudło koło studni, żeby na nim usiąść - Dawidow leciał do mnie jeepem z ręką nad oczami, podskakując na wybojach, i też oślepiło mnie słońce odbite w szybie, i potem jak odjąłem rękę, zabołały mnie oczy. Zarył ostro czterema kołami - kurz poszedł z wiatrem - przygazował silnikiem i zajechało benzyną; wyskoczył podciągając spodnie i kopnął w oponę; na siedzeniu leżał chłeb i szwedzki klucz na rozerwanym rękawie khaki i też oderwałem sobie kawał chleba, i znowu usłyszałem tych Beatelsów.
Ale okej; Dawidow na postojach wciąż powtarzał do oporu, że znajdujemy się w odległości półtorej godziny jazdy szybkiej od zatoczki plażowej „starego Sheratonu” w Tel Awiwie, gdzie urzędują dupy od public relations. Wróciłem do odkrytego jeepa z brezentowymi drzwiczkami i nakrapiany żółw łaził po siedzeniu - ręką przez kierownicę zacząłem stukać go w skorupę; przewaliłem go na wznak i zaczął wierzgać łbem i nogami w cholernym paroksyźmie.
Położyłem się na przednich siedzeniach z biegiem na jedynce i potem odwróciłem się bokiem, i leżałem z rękami ściśniętymi między udami. Chciałem wytłumaczyć, co jest grane, ale łeb mnie rozbolał i dałem spokój; fajni ludzie - opowiadali swoje sprawy - jeep z podwiniętą plandeką; zmieniliśmy się miejscami - przesiadłem się na tylne małe siedzenie - czytałeś stare gazety i tranzystor ledwo grał, rozmowy jak w sleepingu.
Jeździlismy na dętkach klejonych łata na łacie - spuszczałeś jeep z lewara i zaraz znowu musiałes lewarować. Przed samym końcem patrolu poszła nam kicha na skręcie i jechaliśmy na obręczy - potem nas wyciągali sztywnym holem - jechaliśmy na holu za terenowym „Rio” i zobaczyłem kałużę oleju, która rozszczepiała słońce i nie wsiąkała w piach.
CDN
@
*Popularne piwo izraelskie - lepsze z beczki niż z butelki.
**Izraelczykom z emigracji-68 odmawiali wiz do 1988 roku.
***Mubarak nigdy nie afiszował się kontaktami z Izraelem.
STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY.
Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach. “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima.
FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura