Najnowsza, zremiksowana wersja opowiadania Imię twoje część świata, które drukowane było najpierw w Izraelu i następnie w Polsce w tomie moich opowiadań pt. TEN ZA NIM.
Zamówiony przeze mnie kotlet po kijowsku
przywędrował do mnie po 45 min. z Kijowa.
(Nabokov)
Którejś nocy wielbłądy przelazły luzem z egipskiej strony i starszy tropiciel Dziucha powiedział, że nie miały żadnego obciążenia na garbach, bo w jasnym blasku księżyca ślady szły zygzakiem. Więc tym razem nie było tak, że chcieli przerzucić jakieś kałachy i granaty dla Palestyńczyków - tropiliśmy cholerne dromadery aż do kolorowego napisu „Welcome to Gaza” i nad ranem przymglone kontury palm na horyzoncie wyglądały jak rysunki jaskiniowców.
Na szosie nabrzeżnej między Gazą i Chan-Junes bose Beduinki pędziły stada owiec w tumanach mgły i kurzu - osiołki machały ogonami pod palmami daktylowymi, oganiając się od much. Na poboczach ciągnęły się kartofliska poniżej poziomu morza z wodami gruntowymi podchodzącymi pod samą powierzchnię - lubiłem patrzeć na tunele foliowe z drewnianymi pługami fellahów i z kefijami powiewającymi ze skrzypiących strachów na wróble.
Tropiciel Dziucha najbardziej ze wszystkiego nie znosił, gdy przemytnicy beduińscy z egipskiego półwyspu Synaj - przechodzili przez granicę na podeszwach z baraniego futra. Zjeżdżając potem z patrolu wyhamowaliśmy w rozpędzie i w życiu takiego cyrku nie widziałem. Byk z pochylonym łbem stał pośrodku drogi - w odległości rzutu granatem - jakby nas chciał zrogować.
Wieczorami oglądaliśmy filmiki na wideo - w promie kosmicznym z kanapami rokoko złota rybka nie chciała spełniać życzeń. Kaseta Cohena - 4 nad ranem, New York w grudniu, facet z różą w zębach. Przed nocnym patrolem jakiś oszołom z pneumatycznym młotem „Cobra” zagonił nas do kopania dołów przy świetle księżyca - wracając potem nad ranem do campu zobaczyliśmy esowate, ociosane pniaki wkopane w piach, które były darem libańskiej Falangi* i miała z nich wyrosnąć puszcza cedrowa.
Momentami wszystko było OK - na postojach siedziałeś z butem na zawiasie płóciennych drzwiczek - tranzystor ładował arabską muzykę w gorącym wietrze, że z wrażenia dostawałeś morskiej choroby, jakbyś cwałował na wielbłądzie. Znowu złapaliśmy gumę na skręcie; w taki upał chciałbyś trochę pomieszkać -trzaski na łączach - w polowym telefonie na korbkę... przerywany krzyk dziewczyny jak zza morza: „Chcę cię nareszcie zobaczyć, chcę się wreszcie wygadać”. Zapiaszczona golarka zgrzytała na parodniowym zaroście.
24-godzinna przepustka - najpierw stopem do Beer-Szewy. Po drodze w knajpie kibucowej baby z robótką zerwały się na nasz widok zza chłodniczej lady - wielki schaboszczak z kapuchą i zimnym beczkowym Goldstarem. Wiatr przynosił piękny zapach sianokosów i bosonogie blondyny, duńskie wolonterki w szortach khaki, malowały kombajn, któremu nawalił zapłon i próbowały odciurkac benzynę szlauchem. Kierowca międzymiastowego autobusu otworzył okno i cisnął gruby plik gazet i reklamówek pod azbestową wiatę przystanku „Egged”.
W Beer-Szewie Beduini z tlenionymi kurwami szli na cmentarz brytyjskich żołnierzy z I wojny światowej. Burza piaskowa wdzierała się pod hotel „Oaza”, gdzie jak raz wznowili jakieś rozmowy z delegacją egipską - w targowy dzień owce pasły się na trawiastym pasie rozdzielającym przelotową trasę z włączonymi jarzeniówkami. Zobaczyłem ciemnoskórych Żydów etiopskich z kapłanem (kejsem) z białym parasolem, kupujących gumy do żucia w kiosku.
Na osiedlu z młodymi drzewkami ludzie w pasiastych piżamach oglądali w „TV Moskwa” defiladę rakiet balistycznych na Placu Czerwonym - facet ze złotymi kłami sprzedawał samowary na węgiel drzewny - 40 rocznica zwycięstwa nad Hitlerem. W szałasie koło szosy zamówiłem połówkę arbuza z wielkiej lodówy podłączonej do słupa trakcyjnego. Siedziałem na starej kanapie pokrytej płachtą i z głośnika leciała Um-Kultum** przebijana wiwatami spod mauzoleum Lenina, i zajechała zakurzona ciężarówa „tijulit” z weteranami na jutrzejszą defiladę
Zabrałem sie z nimi, bo jechali do Tel Awiwu - faceci z wiązkami orderów na białych koszulach z krótkim rękawem śpiewali rosyjskie pieśni partyzanckie i butelki izraelskiej wódki „Gold” kursowały między siedzeniami. Człowiek koło kierowcy nadawał w mikrofon: „Ja nastajaszczij ruskij aficier; ja był w samych trudnych bajach w Jewropie; mienia tiepier na wagzał praważdali admirały”.
Więc potem lecieliśmy szosą nr 4 oświetloną żółtymi jarzeniówkami i jumbo-jet schodził do lądowania pod Tel Awiwem - sprzedawali żółte tulipany z kubłów pod oświetlonymi wiatami przystanków z wielkimi zdjęciami nadmorskich dziewczyn w bikini. Skręcająca szerokim łukiem przelotowa arteria Ibn Gwirol z samochodami jadącymi wolno pod drzewami - moment nagłego luzu życiowego, gdy wracasz z wojska lub z jakiegoś wyskoku do Europy.
Świetlne litery “żywej gazety” leciały pod wysokim niebem i zmieniały się kursy akcji w monitorach, i koło fontanny na placu Dizengoff ustawili dwa teleskopy wycelowane w kratery na księżycu. Facet w bosmańskim kaszkiecie sprzedawał zdalnie sterowanego robota z antenkami i błyskającymi światłami - nad schodami płynęły srebrne baloniki ulicznego sprzedawcy i nieogolony człowiek w kombatanckim berecie grał na akordeonie rosyjskie melodie.
W centrum handlowym pedały u fryzjera tapirowały się w trzymetrowym lustrze za balustradką z pianki morskiej i mała dziewczynka odrabiała słupki pod włączoną suszarką, która zwiewała jej zeszyt z kolan. W minilunaparku koło podziemnego parkingu kobiety machały do bachorów na satelitach z bronią laserową i stary człowiek z tekturową walizką wjeżdżał schodami ruchomymi, nad którymi wisiała lotnia jak skrzydłowec Leonarda.
W wideograch trawiaste pobocza autostrady z łaciatymi krowami i reklamami - z kłębiastymi chmurami nad zbliżającym się miastem wieżowców - uciekały przed czerwonym kabrioletem, który ledwo wyrabiał przy wyprzedzaniu. Celowniki strategicznych bombowców przemiatały nad konturami zalesionych wysp i kontynentów i przez okienka kasowe multipleksu dmuchało zimne powietrze z zapachem Coli i popcornu. Przeciąg wydymał kotary pod zielonymi napisami “Exit” i jakieś gołębie miotały się pod dachem.
Zaśnieżone uliczki Pragi Czeskiej i Mozart przebijany zespołem “Duran Duran” z sąsiedniej sali - przypomniałem sobie duński film*** z Euroszimą w lunatycznej poświacie, gdy egipski policjant rżnął japońską kurwę na garbusie-VW.
CDN
@
*Maronici sprzymierzeni z Izraelem.
** Słynna piosenkarka egipska.
***”Element zbrodni” Von Triera.
STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY.
Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach. “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima.
FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura