Eli Barbur Eli Barbur
592
BLOG

IMIĘ TWOJE CZĘŚĆ ŚWIATA (5)

Eli Barbur Eli Barbur Kultura Obserwuj notkę 10

Najnowsza, zremiksowana wersja opowiadania Imię twoje część świata, które drukowane było najpierw w Izraelu i następnie w Polsce w tomie moich opowiadań pt. TEN ZA NIM.

Zamówiony przeze mnie kotlet po kijowsku

przywędrował do mnie po 45 min. z Kijowa.

(Nabokov)

Ale okej; potem chyba znowu opowiadałem chłopakom, jak kiedyś obaliłem szampana w Stambule nad Bosforem pośrodku “wiszącego mostu” między Europą i Azją, ale oni chyba nie czuli tego bluesa. Dawidow wysprzęglał przy zmianie biegu. Czerwona kula zachodzącego słońca wisiała nad wydmami - zjeżdżając z asfaltowej szosy spuszczaliśmy trochę powietrza z opon, żeby nie ugrzęznąć w piachu - momentami na wykrotach leciałeś jakby w powietrzu.

Lubiłem patrzyć jak wiatr porusza wielkie srebrzyste Zeppeliny obserwacyjne nad młodymi palmami z bielonymi pniami. Ktoś brząkał na gitarze; wariat w krótkich spodenkach khaki i rozwalonych wojskowych butach leciał środkiem jezdni, nie zważając na patrolowe jeepy. Zobaczyłem ciężarówy na poboczu szosy i faceci w zielonych czapeczkach Keren-Kajemet* sadzili jakieś drzewka na wydmach, i musieliśmy obstawiać tych sadowników do wieczora.

Oparłem nogę na gumowym kanistrze - beduińskie owce i czarne kozy koło studni “Bir-Malaga” - usiadłem na piachu między kaktusami i oparłem się łokciem na kępie ostrej trawy. Luźne rozmówki, miss obiektywu, wolna na rynku, pęta się, szuka faceta. Zacząłem się zastanawiać, czy kiedyś będzie mi się chciało opowiedzieć tym ludziom w Cahalu, jak kiedyś w Wonderful Copenhagen kapslowałem piweczka w browarze Tuborg - w ramach studenckiego jobu, bez podatku - żeby wyskoczyć potem na południe.

Metraż miałem na strychu - coś tam studiowałem - potem w Galilei robiłem za wolontariusza na wykopaliskach obejmujących z parę tysięcy lat. Mieliśmy barakowóz, niezły kran i stołówkę w namiocie - odkopywaliśmy mozaikę z pawiami i drapieżnikami, którą znaleźli, gdy buldożer rozjechał koniec ogona pantery wygiętej do skoku. Potem nauczyłem się jeszcze, że parogodzinnego lotu z powrotem do brzozowego lasku we mgle przed terminalem lotniska Kastrup w Kopenhadze nie da się nadrobić paroma tysiącami lat w tej ziemi.

W wojsku przypominają ci się różne numery z życia i właściwie nie ma sensu niczego tłumaczyć. Najgorsze były momenty samotności - ostry skowyt w środku, że myślałeś normalnie, że się przekręcisz z żalu. Dawidow opowiadał, jak w Libanie rozciągali w nocy kolczaste druty koło ruin twierdzy krzyżowców Beaufort - buldożer wyrównywał podjazd dla ciężarówy RIO, która potem ugrzęzła w błocie, i drugi buldożer z rozpędu o mało nie wpadł w przepaść.

Tym razem wojsko zleciało mi dosyć szybko - ostatni patrol z flachami Stock'84. Znowu złapaliśmy jakieś gumy - Dawidow z chłopakami dostali odpału.Rano znaleźliśmy ślady tygrysa na piachu i generał z pneumatycznym młotem zrobił nam pożegnalny apel z podniesieniem flagi. Zobaczyłem jak tropiciel Dziucha wychodzi z bungalowu, przerzucając z ręki do ręki kawałek lodu i potem zluzował nas nowy skład rezerwistów, który przejął cholerną szosę patrolową.

Starym mercem z rozwalonym kogutem taxi i haftowanymi firankami jedziemy z Dziuchą do beduińskiego obozowiska za Beer-Szewą; tancerka brzucha majta się pod lusterkiem - reklamowe billboardy odbijają słońce, sianokosy, pola słoneczników - ciepły zapach obornika koło jakiegoś kibucu. Niebieskie ule pod przydrożnymi eukaliptusami i wielkie klatki z białymi kłakami bawelny.

Wjeżdżamy do “miasteczka rozwojowego” Ofakim nabrać benzyny - gabloty z falaflem i z pestkami - facet w białym smokingu płynie dżonką w telewizorze. Sznury z plastikowymi czerwonymi chorągiewkami Coli w bufecie “Gilat”. Syczała para z ekspresu i dzieciak jechał na krowiej dupie, trzymając się naprężonego postronka. Beduini w brudnych kefijach sprzedawali kalafiory i adidasy koło pompy paliwowej. Trzy baby z wielkimi rolkami we włosach targały się z wrzaskiem pod pomnikiem ze starym sowieckim czołkiem z zadartą lufą.

W zabitym dechami kinie na rynku zrolowane fotosy tureckich i indyjskich filmów w gablotach. Z przyczepy ściągali po trapie wierzgającego byka i chłopaki z walizkowymi radiomagnetofonami siedzieli nieruchomo na krzywych barierkach - jak audiofile w dużych miastach wegetujący w norach z aparaturą Hi-Fi.

Szosa na Beer-Szewę; żołnierze z dużymi torbami khaki na trempiadach*, cmentarzyska starych aut, złomowane krążowniki szos na zardzewiałych autobusach. Przypomniałem sobie nagle, jak wtenczas w Galilei jechaliśmy rozwalonym Studebakerem między trawiastymi wzgórzami i byłem szczęśliwy jak nigdy w życiu. Stada owiec zagradzały nam drogę; arabskie wiochy z rozwianą bielizną na dachach; między kamiennymi domami wznosił się dym z palenisk i były steki na węglu drzewnym pod meczetem.  CDN

@

*Organizacja zajmująca się zalesianiem.

** Przystanki dla żołnierzy jeżdżących stopem.

Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Kultura