Najnowsza, zremiksowana wersja opowiadania Imię twoje część świata, które drukowane było najpierw w Izraelu i następnie w Polsce w tomie moich opowiadań pt. TEN ZA NIM.
Zamówiony przeze mnie kotlet po kijowsku
przywędrował do mnie po 45 min. z Kijowa.
(Nabokov)
Ale okej; potem chyba znowu opowiadałem chłopakom, jak kiedyś obaliłem szampana w Stambule nad Bosforem pośrodku “wiszącego mostu” między Europą i Azją, ale oni chyba nie czuli tego bluesa. Dawidow wysprzęglał przy zmianie biegu. Czerwona kula zachodzącego słońca wisiała nad wydmami - zjeżdżając z asfaltowej szosy spuszczaliśmy trochę powietrza z opon, żeby nie ugrzęznąć w piachu - momentami na wykrotach leciałeś jakby w powietrzu.
Lubiłem patrzyć jak wiatr porusza wielkie srebrzyste Zeppeliny obserwacyjne nad młodymi palmami z bielonymi pniami. Ktoś brząkał na gitarze; wariat w krótkich spodenkach khaki i rozwalonych wojskowych butach leciał środkiem jezdni, nie zważając na patrolowe jeepy. Zobaczyłem ciężarówy na poboczu szosy i faceci w zielonych czapeczkach Keren-Kajemet* sadzili jakieś drzewka na wydmach, i musieliśmy obstawiać tych sadowników do wieczora.
Oparłem nogę na gumowym kanistrze - beduińskie owce i czarne kozy koło studni “Bir-Malaga” - usiadłem na piachu między kaktusami i oparłem się łokciem na kępie ostrej trawy. Luźne rozmówki, miss obiektywu, wolna na rynku, pęta się, szuka faceta. Zacząłem się zastanawiać, czy kiedyś będzie mi się chciało opowiedzieć tym ludziom w Cahalu, jak kiedyś w Wonderful Copenhagen kapslowałem piweczka w browarze Tuborg - w ramach studenckiego jobu, bez podatku - żeby wyskoczyć potem na południe.
Metraż miałem na strychu - coś tam studiowałem - potem w Galilei robiłem za wolontariusza na wykopaliskach obejmujących z parę tysięcy lat. Mieliśmy barakowóz, niezły kran i stołówkę w namiocie - odkopywaliśmy mozaikę z pawiami i drapieżnikami, którą znaleźli, gdy buldożer rozjechał koniec ogona pantery wygiętej do skoku. Potem nauczyłem się jeszcze, że parogodzinnego lotu z powrotem do brzozowego lasku we mgle przed terminalem lotniska Kastrup w Kopenhadze nie da się nadrobić paroma tysiącami lat w tej ziemi.
W wojsku przypominają ci się różne numery z życia i właściwie nie ma sensu niczego tłumaczyć. Najgorsze były momenty samotności - ostry skowyt w środku, że myślałeś normalnie, że się przekręcisz z żalu. Dawidow opowiadał, jak w Libanie rozciągali w nocy kolczaste druty koło ruin twierdzy krzyżowców Beaufort - buldożer wyrównywał podjazd dla ciężarówy RIO, która potem ugrzęzła w błocie, i drugi buldożer z rozpędu o mało nie wpadł w przepaść.
Tym razem wojsko zleciało mi dosyć szybko - ostatni patrol z flachami Stock'84. Znowu złapaliśmy jakieś gumy - Dawidow z chłopakami dostali odpału.Rano znaleźliśmy ślady tygrysa na piachu i generał z pneumatycznym młotem zrobił nam pożegnalny apel z podniesieniem flagi. Zobaczyłem jak tropiciel Dziucha wychodzi z bungalowu, przerzucając z ręki do ręki kawałek lodu i potem zluzował nas nowy skład rezerwistów, który przejął cholerną szosę patrolową.
Starym mercem z rozwalonym kogutem taxi i haftowanymi firankami jedziemy z Dziuchą do beduińskiego obozowiska za Beer-Szewą; tancerka brzucha majta się pod lusterkiem - reklamowe billboardy odbijają słońce, sianokosy, pola słoneczników - ciepły zapach obornika koło jakiegoś kibucu. Niebieskie ule pod przydrożnymi eukaliptusami i wielkie klatki z białymi kłakami bawelny.
Wjeżdżamy do “miasteczka rozwojowego” Ofakim nabrać benzyny - gabloty z falaflem i z pestkami - facet w białym smokingu płynie dżonką w telewizorze. Sznury z plastikowymi czerwonymi chorągiewkami Coli w bufecie “Gilat”. Syczała para z ekspresu i dzieciak jechał na krowiej dupie, trzymając się naprężonego postronka. Beduini w brudnych kefijach sprzedawali kalafiory i adidasy koło pompy paliwowej. Trzy baby z wielkimi rolkami we włosach targały się z wrzaskiem pod pomnikiem ze starym sowieckim czołkiem z zadartą lufą.
W zabitym dechami kinie na rynku zrolowane fotosy tureckich i indyjskich filmów w gablotach. Z przyczepy ściągali po trapie wierzgającego byka i chłopaki z walizkowymi radiomagnetofonami siedzieli nieruchomo na krzywych barierkach - jak audiofile w dużych miastach wegetujący w norach z aparaturą Hi-Fi.
Szosa na Beer-Szewę; żołnierze z dużymi torbami khaki na trempiadach*, cmentarzyska starych aut, złomowane krążowniki szos na zardzewiałych autobusach. Przypomniałem sobie nagle, jak wtenczas w Galilei jechaliśmy rozwalonym Studebakerem między trawiastymi wzgórzami i byłem szczęśliwy jak nigdy w życiu. Stada owiec zagradzały nam drogę; arabskie wiochy z rozwianą bielizną na dachach; między kamiennymi domami wznosił się dym z palenisk i były steki na węglu drzewnym pod meczetem. CDN
@
*Organizacja zajmująca się zalesianiem.
** Przystanki dla żołnierzy jeżdżących stopem.
STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY.
Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach. “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima.
FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura