Wczoraj na Stadionie Narodowym w Warszawie, wygraliśmy z reprezentacją Łotwy 2:0. I tylko wynik cieszy, bo gra momentami wyglądała fatalnie, wcale nie było nam ,,łotwiej" choć graliśmy z outsiderem grupy, który jest amatorem, ciut lepszym niż San Marino a łotewscy zawodnicy są często za słabi nawet na polską Ekstraklasę, Łotwa od półtora roku nie wygrała żadnego meczu, nawet remisując z Andorą czy przegrywając z Gibraltarem.
Szczególnie źle wyglądała I połowa, poza kilkoma akcjami np. słupek Lewego, a wręcz więcej strzałów mieli Łotysze i chociażby w 3 minucie interweniować musiał Wojciech Szczęsny po groźnym strzale z za pola karnego, a było kilka takich sytuacji, które bardziej doświadczona drużyna co najmniej jedną z nich zamieniłaby na bramkę. Nasza drużyna grała powolnie, niedokładnie podawała (szczególnie Arkadiusz Reca i Mateusz Klich choć ten pierwszy zrehabilituje się asystą w 76 minucie)
II połowa wyglądała już lepiej, zaczęliśmy atakować a Łotysze postawili ,,pociąg" w bramce, byli dobrze zorganizowani w obronie, ciężko było się przebić; jednak reprezentacji Polski nadal miała problemy z dokładnością i musieliśmy uważać na kontry.
W 76 minucie Arkadiusz Reca dokładnie dośrodkował do Roberta Lewandowskiego który skierował piłkę do bramki. Nasz kapitan przełamał się i strzelił pierwszego gola od czasów przedmundialowego meczu z Litwą; jego przełamanie nastąpiło w idealnym momencie i dzięki temu kibice odetchnęli z ulgą. W 84 minucie drugą bramkę dołożył Kamil Glik po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Trzeba powiedzieć że choć wygraliśmy i obecnie jesteśmy liderem grupy to jest dużo do poprawy, z taką grą na Euro chyba nie mamy czego szukać.
