Nastąpiła odwilż a wraz z nią Polska ukazała swoją ospowatą cerę dróg zalaną czarną mazią soli i brudu, a kamienice opasane zostały wąsami biało-czerwonych taśm uwiązanych na różnego rodzaju kijach, deskach ze starej boazerii, resztkach słupów telefonicznych i nie wiadomo czym tam jeszcze. Konstrukcje te mają chronić przechodniów przed zbliżaniem się do ścian budynków, co - z racji spadających z dachów sopli i nawisów śnieżnych - może grozić ciężkimi urazami głowy. Polska znów zatem stanęła na skraju cywilizacyjnej przepaści. Będący formalnie członkiem wszystkich gremiów państwowych bogatego świata zachodniego (OECD, UE, NATO), niemały kraj zamieszkiwany przez duży naród o słusznie poważnych aspiracjach, padł na kolana i wije się na naszych oczach w cywilizacyjnych bólach w skutek corocznego nadejścia roztopów. Nie jesteśmy w stanie spowodować, by z dachów nie wisiały sople, a nawierzchnia dróg nie rozpadała się na mrozie. Jest w tym coś tragicznego i komicznego zarazem jak zgubienie losu, który okazał się zwycięski lub wykupienie wymarzonej wycieczki do Tajlandii na tydzień po tsunami.
Jednocześnie Polska czeka na wiosenny deszcz europejskich środków na rozwój. Co prawda na razie ugrzązł gdzieś po drodze i trudno go dojrzeć, ale potencjalnie jest. Rząd sprzedał część tych środków po trochę w kantorach w całym kraju, aby zmienić kurs złotówki, ale nawet z tego co zostało w kasie dałoby się chyba coś z dachami zrobić.
W prywatnej willi obok mnie całą zeszłą jesień trwał intensywny remont. Cieszyłem się obserwując jak budynek nabiera właściwego wyglądu. Tuż po zakończeniu remontu pojawiła się na nim tabliczka, że mieści się tu siedziba ciała zarządzającego jednym z miękkich projektów z Europejskiego Funduszu Społecznego na rzecz rozwoju rynku pracy i pomocy bezrobotnym. Myślę sobie teraz, że słusznie – po pierwsze dzięki remontowi ktoś miał pracę, po drugie po co ktoś ma remontować swoją willę za swoje jak może za to zapłacić Unia, a po trzecie to jedne z najlepiej wydanych pieniędzy na rozwój cywilizacyjny Polski – przynajmniej obok tego budynku można przejść bez strachu, że spadnie na głowę sopel. A program aktywizacji grup wykluczonych i tak się zrealizuje wirtualnie, bo wirtualny był od początku.
Stąd też apel: wszystkie kamienice z dziurawymi rynnami niech staną się siedzibami miękkich projektów unijnych (równościowych, emancypacyjnych, promujących, zapobiegających wykluczeniom, otwierających, zachęcających, aktywizujących i innych), a dzięki nim dokonamy cywilizacyjnego skoku i za rok znikną czerwono-białe bandaże wokół budynków. I to będzie real.
Wydawca Pressji
Strona Pressji
www.pressje.org.pl
Poglądy wypowiadane przez autorów nie stanowią oficjalnego stanowiska Pressji, stanowisko Pressji nie jest oficjalnym stanowiskiem Klubu Jagiellońskiego, a stanowisko Klubu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Stanowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego nie jest oficjalnym stanowiskiem autorów.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości