Prószyński i S-ka Prószyński i S-ka
380
BLOG

"Polaków rozmowy o polityce": MAREK BALICKI

Prószyński i S-ka Prószyński i S-ka Polityka Obserwuj notkę 0

Fragment wywiadu z książki „ Polaków rozmowy o polityce”. Z Markiem Balickim rozmawia Jan Osiecki (z rozdziału: Marek Balicki: Minister zdrowia ostrzega - polityka albo zdrowie psychiczne). 

Polityka może szkodzić psychice?

Może. Zdobycie i sprawowanie władzy wywołuje stres. Pojawia się wyzwanie, któremu trzeba sprostać. Niektórzy źle znoszą powstający w takich sytuacjach stan napięcia i wtedy włączają się u nich mechanizmy obronne.
 
Jakie?
Dobrym przykładem może być obecny szef Parlamentu Europejskiego. Proszę przypomnieć sobie, w jaki sposób profesor Buzek kierował pracami rządu.
 
Był wyraźnie zagubiony, a jak wspominają jego współpracownicy, miał również kłopoty z podejmowaniem decyzji.
No właśnie, wycofanie się czy niechęć do pełnienia roli wiodącej jest jednym z możliwych mechanizmów obronnych. Funkcja premiera łączy się z wielką odpowiedzialnością i osoba niezaprawiona w bojach politycznych może mieć problem z jej sprawowaniem. Dlatego premier Buzek tak chętnie ustawił się nie w roli lidera, a osoby realizującej decyzje Mariana Krzaklewskiego. Zresztą jego zaplecze polityczne tak skonstruowano, że doradcy byli ludźmi zdecydowanie bardziej dynamicznymi niż sam premier.
 
Tyle że to jedyny premier w Trzeciej RP, który przetrwał na stanowisku całą kadencję.
Może właśnie dzięki tej strategii. Ale także dzięki szerszemu kontekstowi politycznemu. Układ sił w parlamencie był taki, że nie dało się zmienić premiera. Więc ten stan trwał. Ale władza może mieć również zupełnie inny wpływ na człowieka. Bywa zastrzykiem „adrenaliny”, który dynamizuje jego działania, wyzwala przekonanie, że wszystkie przeszkody są do przeskoczenia. Wygląda na to, że Donald Tusk jest w takiej sytuacji. A przynajmniej był w pierwszym roku swoich rządów, do czasu kryzysu ekonomicznego.
 
A co się stało z Gabrielem Janowskim? Dlaczego tak dziwnie się zachowywał? Trudno uwierzyć, że ktoś mu dosypał czegoś do jedzenia, wtedy był to już trzecioligowy polityk, którego gwiazda gasła coraz szybciej.
To dziwne zachowanie było jakąś dekompensacją, ale czym ona została spowodowana, nie umiem powiedzieć, bo nie znam na tyle Gabriela Janowskiego.
 
Dekompensacja to załamanie się mechanizmów adaptacyjnych człowieka spowodowane problemami albo zbyt dużym obciążeniem zadaniami...
Janowski znalazł się w polityce dzięki działalności opozycyjnej. W takiej działalności świetnie sobie radzą ludzie, których struktura osobowości, mówiąc najogólniej, nie jest przeciętna. Natomiast w tak zwanych normalnych czasach ludzie o takich cechach miewają problemy w pewnych stresujących sytuacjach. I chyba ten incydent był związany bardziej z przyczyną pierwotną, a ujawnił się, kiedy zadziałał większy stres. To nie władza spowodowała ten stan, lecz ułatwiła jego ujawnienie.
 
Zdradziliśmy zakończenie – czyli co się dzieje z człowiekiem pod wpływem władzy. Zacznijmy jednak od początku – co człowiek czuje, gdy dopiero zdobędzie władzę?
Wydaje się, że są trzy fazy, przez które przechodzi wielu polityków, zwłaszcza tych z mniejszym doświadczeniem w pełnieniu różnych funkcji kierowniczych. Na początku, co świetnie widać po debiutantach w kolejnych rządach, człowiekowi wydaje się, że może przenosić góry. Potem, po kilku miesiącach, przychodzi konfrontacja z rzeczywistością i zaczyna się pojawiać poczucie totalnej bezsilności. Wtedy pojawia się też pytanie, czy przetrwa się do trzeciego etapu, kiedy już umie się rozróżnić, co jest możliwe, a co nie.
 
A jeśli nie uda się dotrzeć do trzeciego etapu?
Frustracja trwa i się nasila, więc emocje są jak na huśtawce. To widać choćby na przykładzie minister edukacji. Katarzyna Hall zapewne jest osobą kompetentną, ale nie ma politycznego doświadczenia. Właśnie dlatego sądziła, że łatwo zrobi reformę szkolnictwa. Niestety, każda jej decyzja jest kontestowana. A na dodatek praca samego resortu również szwankuje. Na początku wydaje nam się, że wszystko można zrobić, a jeszcze media podbijają bębenek, więc człowiek wzlatuje do góry. A po chwili pojawia się zimny prysznic. Podlegli pracownicy, jeśli szef nie ma pewnych umiejętności lub mocnej politycznej pozycji, potrafią zablokować pracę resortu. Być może to jest przyczyna niepowodzeń w niektórych ministerstwach. Urzędnik wie, że polityk dziś jest, a jutro może go nie być, a on pozostanie. Odwrotnie niż w firmie, gdzie szef jest zawsze, a pracownika w każdej chwili może nie być.
 
Z drugiej strony o niektórych politykach mówi się czasem, że są „przyspawani do stołka”. Czy jest coś takiego jak uzależnienie od władzy?
U części osób taki stan na pewno występuje. Jest to choćby uzależnienie od „adrenaliny”, jaką daje władza. To może bardzo wciągać.
 
W jaki sposób?
Z biegiem czasu takim osobom wydaje się, że różne ograniczenia są coraz mniej istotne. Stają się cyniczni, z czasem coraz bardziej. Zaczynają upajać się władzą. A to może stać się niebezpieczne nie tylko dla nich.
(…)
Ile procent naszej klasy politycznej jest uzależnione od władzy? Ile osób nie umiałoby sobie poradzić bez aktywnego uczestniczenia w polityce?
Najpierw trzeba rozróżnić bycie w polityce od bycia przy władzy. To, że ktoś zostaje posłem, nie oznacza jeszcze, że zaczyna dysponować realną władzą – może czasem mandat dla posłów spoza Warszawy daje możliwość zbudowania sobie pozycji w terenie. Jednak zupełnie czym innym jest sprawowanie funkcji premiera, ministra, szefa ABW czy CBA. Te stanowiska mogą nieść zagrożenia. A ile osób może być tym dotkniętych? Trudno powiedzieć. Premier Buzek nie był ogarnięty żądzą władzy, co do tego nie ma wątpliwości, ale inni premierzy owszem – mieli ten problem. Było widać, że trudno im się z władzą rozstać. I wówczas najczęściej popełniali strategiczne błędy, chcąc przedłużyć swoje trwanie na stanowisku o każdy kolejny dzień.
 
Mówi pan o Leszku Millerze?
Leszek Miller niewątpliwie popełnił błąd, nie doprowadzając do wyborów po wygranym referendum unijnym. To zaważyło na sytuacji całego obozu. Sojusz na długo stał się partią drugiego planu.
 
Dlaczego to zrobił? Władza tak go upoiła?
Nie sądzę, zwłaszcza w ostatnim okresie, żeby – jak to pan powiedział – władza go upoiła. Ale było jasne, że nie chciał rezygnować z funkcji premiera. Może chciał dotrwać w tej roli do dnia wejścia Polski do Unii Europejskiej. Przypuszczam, że w większym stopniu problem rozstania się z władzą będzie miał Donald Tusk.
 
Dlaczego?
Bo nie wiem, czy teraz wyobraża sobie życie bez władzy. Proszę zwrócić uwagę, jak ciężko przeżył porażkę w walce o prezydenturę w 2005 roku. Teraz poznał smak władzy, wszystkie atrybuty, symboliczne, rytualne zachowania otoczenia.
 
Zawsze może zostać szefem partii…
Ale jak szef partii gdzieś pojedzie, na przykład wizytować tereny powodziowe, to już nie to samo co premier czy minister. Nie może wykonać gestu ręką czy powiedzieć, że pewne sprawy natychmiast zostaną załatwione. Jarosław Kaczyński dość ciężko przeżył upadek swojego rządu i przegraną partii w wyborach. Na długi czas zniknął zupełnie.
(…)
Mam wrażenie, że władza zmienia ludziom także charakter. Pamiętam Ludwika Dorna jako sympatycznego szefa klubu PiS, który potrafił zaprosić dziennikarza do siebie do gabinetu i miło pogawędzić. Kiedy został ministrem, a potem marszałkiem sejmu, diametralnie się zmienił. Pojawiło się coś, co można nazwać „arogancją władzy”.
To jest bardziej zjawisko kulturowe niż psychologiczne. Należy się zastanowić, czy i na ile w społeczeństwie powstał wzorzec człowieka pełniącego ważną funkcję państwową. Arogancja może być czasem niezbyt udanym dopasowaniem się do zbiorowych oczekiwań.
 
Nie rozumiem.
Kiedyś zamiast samochodem, pojechałem na spotkanie autobusem miejskim. Akurat trafiła się kontrola biletów, więc wyciągnąłem legitymację poselską, która zastępuje bilety. Kontroler rzucił okiem i stwierdził, że chyba nie powinienem jechać takim autobusem.Po prostu nie mógł zrozumieć, dlaczego poseł podróżuje jak zwykły człowiek. Ludzie uważają, że władza powinna być nieprzystępna. W naszej kulturze są silnie zakorzenione rytuały i ludzie oczekują, że rządzący będą się do nich dostosowywać. Choć tak naprawdę są to instrumenty, z których w demokracji nie powinno się korzystać. My wciąż jesteśmy państwem na dorobku. Zapewne Ludwik Dorn zachowywał się zgodnie z wyobrażeniem swoich wyborców o osobie piastującej to stanowisko. Jeśli to rzeczywiście było zachowanie adresowane do tej części elektoratu, mogło być trafne, chociaż zgodzimy się, że zrobione z dużą przesadą.
(…)
Czy politycy powinni mieć zapewnioną w sejmie nie tylko opiekę lekarską, ale również pomoc psychologiczną? Może to pomogłoby im zrozumieć to, co jest wokół nich.
W sejmie pogotowie psychologiczne znajduje się raczej w Barze za kratą. Wprowadzanie jakiejkolwiek pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej mijałoby się z celem. Jeśli ktoś chce być profesjonalnym politykiem, powinien iść na szkolenia z PR, brać udział w treningach umiejętności społecznych itp. Tylko trzeba to robić regularnie i odpowiednio wcześnie zacząć.
 
Fragment książki Jana Osieckiego „Polaków rozmowy o polityce”. Zapraszamy do dyskusji, prosimy o uwagi i komentarze.
 
Informacja o książce:

Prószyński i S-ka to marka jednego z największych wydawnictw książkowych w Polsce. Firma istnieje od 1990 roku. W 2008 roku wydawanie książek sygnowanych logo Prószyński i S-ka przejęła spółka Prószyński Media. Profil wydawnictwa obejmuje literaturę polską i światową, zarówno klasykę, jak i prozę współczesną, literaturę faktu i biografie, książki popularnonaukowe (m.in. seria „Na ścieżkach nauki”). Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazały się m.in. dzieła zebrane Pawła Jasienicy i Melchiora Wańkowicza (ostatnio wznowiona została słynna „Karafka La Fontaine`a”, nazywana biblią dziennikarstwa), książki Jadwigi Staniszkis, Grzegorza W. Kołodki, Laurence’a Reesa, Guy Sormana, wywiady-rzeki m.in. ze Zbigniewem Religą (autorstwa Jana Osieckiego), książki Andrzeja Paczkowskiego „Trzy twarze Józefa Światły” i „Wojna polsko-jaruzelska”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka