Pawel Ulbrych Pawel Ulbrych
374
BLOG

Tygrys bez zębów; lew i kangur schowały się przed deszczem

Pawel Ulbrych Pawel Ulbrych Krykiet Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

 

Nazbierało się sporo zaległości, bo choć starałem się nie pomijać najważniejszych meczów, to jednak umknęło również kilka tych z najwyższej półki. Na początek jednak największe jak dotąd curiosum trwających mistrzostw świata w krykiecie  – mecz Bangladeszu z Indiami Zachodnimi.

 Curiosum

 Dla współgospodarzy turnieju była to trzecia konfrontacja, po porażce z Indiami i pewnym zwycięstwie nad Irlandią. Czy ktoś tu coś pisał o ostrych zębach tygrysa bengalskiego? Zwierz zapadł chyba na szkorbut. Zwycięstwo nad rywalem z Karaibów, który na inaugurację swych występów na tych mistrzostwach przegrał z Afryką Południową, znacznie przybliżałoby Bangladeszu do awansu do ćwierćfinałów.

 Mecz odbywał się w stolicy Bangladeszu; na tym samym stadionie, na którym współgospodarze rozegrali oba poprzednie mecze. Tym bardziej więc byli w uprzywilejowanej sytuacji, bo w krykiecie – w porównaniu z innymi grami zespołowymi – atut własnego boiska, a raczej najbardziej znanego sobie boiska ma ogromne znaczenie. W zależności od tego jak piłka zachowuje się na pitchu, zespół dobiera odpowiednią taktykę; szczególnie bowlerzy (ci, od rzucania piłek) wiedzą jak to robić, by skutecznie uprzykrzyć życie batsmanom (tym od wybijania piłek).

 Losowanie wygrali zawodnicy Bangladeszu i postanowili, że pierwsi będą zdobywać punkty. Szło im to jak krew z nosa, albo jeszcze gorzej. Nie dość tego, tracili zawodników jak na zawołanie; dość powiedzieć, że po 11 seriach czołowa piątka wybijających była już „wybita”. W kolejnych overach obraz gry nie zmienił się i w przedostatniej piłce 19. serii doszło do 10. wykluczenia w bengalskiej (bangladeskiej??) drużynie. Po stronie zdobyczy mieli raptem 58 punktów.

 W zespole Indii Zachodnich piłki rzucali Suleimann Benn z Barbadosu – 4 wykluczenia oraz jego krajan Kemar Roach i Darren Sammy z St. Lucii – obaj po 3 auty. „W ataku” zaś zawodnicy z Karaibów we trzech w 2. piłce 13. serii(!) osiągnęli 59 punktów i było po meczu. Wszystko odbyło się błyskawicznie; Indie Zachodnie po wyraźnej przegranej z Afryką Południową odzyskały wiarę w siebie, a Bangladesz zupełnie nie przypominał drużyny, która równo tydzień wcześniej na tym samym stadionie rozprawiła się z Irlandczykami.

 Osobnicy podający się za kibiców bengalskiego (bangladeskiego?) zespołu obrzucili kamieniami autobus, którym jechali zawodnicy Indii Zachodnich.

 Powtórka finału sprzed 4 lat

 Tym meczem była konfrontacja z ostatniej soboty, z Kolombo, gdzie kolejny współgospodarz turnieju Sri Lanka grał z Australią. Zespół z Antypodów walczy w tym roku o 4. kolejne zwycięstwo w MŚ; Australijczycy przystępowali do tego meczu mając na koncie zwycięstwa nad Zimbabwe i Nową Zelandią.

Sri Lanka na stołecznym stadionie zdążyła już wygrać z Zimbabwe i przegrać z Pakistanem.

 Miała to być konfrontacja zespołów, które mają najlepszych bowlerów świata w swych szeregach; z jednej strony opisywany już tu Muttiah Muralitharan, Lasith Malinga (w meczu z Kenią wyłączył z gry aż 6 zawodników) z drugiej zaś Shaun Tait, posyłający najszybsze piłki, Mitchell Johnson, czy Brett Lee. Losowanie wygrali Lankijczycy, którzy zdecydowali, że będą pierwsi zdobywać punkty.

 

Zaczęło się od dużego rozczarowania – już w 2. serii z boiska musiał zejść jeden z czołowych lankijskich batsmanówm, Tillakaratne Dilshan. Kolejny cios Australijczycy zadali już w 7. serii, kiedy to ich ofiarą padł Upul Tharanga (jego rodzinny dom w Ambalangodzie, na zachodzie Cejlonu w 2004 zmiotło z powierzchni ziemi katastrofalne tsunami).

 

 Po tych dwóch wykluczeniach Sri Lanka miała na pitchu swego kapitana, bardzo doświadczonego i wszechstronnego, 33-letniego Kumara Sangakkarę oraz jego rówieśnika, Mahelę Jayawardene. W tym momencie było wiadomo, że dłuższa współpraca dwóch rutyniarzy przyniesie Sri Lance sporą zdobycz punktową. Australijczycy też o tym wiedzieli więc starali się jak najszybciej wyłączyć z gry któregoś z nich; w 16. serii stało się.

 

Piłki rzucał Shane Watson. W drugiej Jayawardene wybił ją na swój backhand i natychmiast ruszył w kierunku przeciwległej bramki, po punkt. Steve Smith zatrzymał piłkę i przez moment zawahał się. Widząc, że Jayawardene ruszył po punkt, jego partner Sangakkara też zaczął biec. Smith natomiast rzucił prosto na bramkę; tę od strony rzucającego. Gdy piłka opadała na paliki (3 długie wbite pionowo i 2 krótkie, leżące na szczycie), Mahelę Jayawardene dzieliło kilkanaście centymetrów od swojej „bazy”.

 

Nieobecność w niej w chwili rozbicia bramki oznacza wykluczenie z gry i tak właśnie stało się tym razem. Trzeci aut w lankijskiej ekipie; na pitchu pozostaje Sangakkara, dołącza doń 34-letni Thilan Samaraweera, który mimo sporego doświadczenia nie przekonywał do siebie w meczach w formacie jednodniowym. Tym razem zanosiło się na dobry występ, choć bardziej dlatego, że razem pozostawali w grze, aniżeli z uwagi na liczbę zdobywanych punktów. Tych bowiem tak dużo nie przybywało, ale po raz pierwszy w tym meczu minęło 10 serii, a rywalom nie udało się nikogo wykluczyć z gry.

 

Niebezpieczeństwo nadeszło z góry; niebo zasnuło się nagle czarnymi jak kawa chmurami i lunęło jak z cebra. W krykiecie nie kontynuuje się gry, bo przecież rzucana piłka grzęzłaby w błocie na pitchu. Jedyne, co się robi, to zasłania całe boisko specjalnymi płachtami.

 

Ulewa trwała i wcale nie miała zamiaru się skończyć, a ponieważ zrobiło się już bardzo późno (do zakończenia I części trzeba było rozegrać 7 serii, bo grę przerwano po 5. piłce 32. overu; do tego cała II część) przed 20:00 podjęto decyzję o anulowaniu tego meczu.

 

A zatem bez rozstrzygnięcia w tak ciekawie zapowiadającym się pojedynku; szkoda. Oba zespoły otrzymały po punkcie i już tylko Pakistan, który właśnie gra z Nową Zelandią, ma komplet punktów.

 

Sri Lankę czekają mecze z Zimbabwe i Nowozelandczykami; Australijczycy mają przed sobą konfrontacje z Kanadą, Kenią i mecz na szczycie – z Pakistanem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport