Kilka razy złożyłem papiery na stanowisko w administracji państwowej, będąc zainteresowanym ideą służby publicznej i mając stosowne kwalifikacje. Efekty tylko mnie utwierdziły w uprzedzeniach.
Składając papiery sądziłem że w większości na dane stanowiska konkursy są ustawione a warunki są tak wyśrubowane by spełnić je mogli tylko „wiadomi” kandydaci- ale jednak spróbowałem z czystej ciekawości. Z tego co zauważyłem, większość warunków jakie muszą spełnić kandydaci jest tak nierealna, że tylko „swoi”, tzn. osoby ze stażem urzędniczym mogą je spełnić. Wymaga się doświadczenia zawodowego w administracji, co jak wiadomo eliminuje niepożądane jednostki spoza tej kasty.
Nawet na niespecjalnie wykwalifikowane stanowiska żąda się dużego stażu w danej branży. Jeśli nawet kandydaci go mają, to muszą wydobyć od obecnych swoich pryncypałów kwitki poświadczające staż pracy. Gdy o nie proszą, jest to tak rzadka rzecz że wg mnie dotychczasowy pracodawca może przecież podejrzewać że potrzebują to by aplikować do innego pracodawcy. W ogóle kwitków i świstków trzeba było w interesujących mnie stanowiskach załączyć od co najmniej kilku do kilkunastu. Moje podanie miało chyba ze 30 stron, straciłem na te kwitki cały dzień
Ostatnio na moje 3 aplikacje przyszła jedna odpowiedź- poinformowano mnie że z naboru w ogóle się wycofano w związku ze zmianą koncepcji. A ja sądzę że to takie oszustwo, że jak aplikuje nie-swój, to odpowiada się że nabór odbędzie się raz jeszcze. I tak do skutku, aż przestanie się dobijać. Widzę interesujące mnie stanowisko w administracji, ale dobijać się nie ma sensu. Już na nie aplikowałem nie raz. Za każdym razem rekrutację rozpoczynano na nowo.
Dziś szkoda mi tuszu w drukarce na to oszustwo, a słowa polityków zachęcających do pracy w administracji uważam za wirtutną obłudę. Jeśli chcą coś zmienić, to niech zadbają o uczciwe procedury naboru, i w miarę równe warunki dla aplikujących z sektora prywatnego czy pozarządowego.
Inne tematy w dziale Polityka
