Myślałem o tym wcześniej, ale jakoś nie znalazłem motywacji. Dopiero Oranje zmotywował mnie do podzielenia się pewnym wspomnieniem.
Było to wtedy, kiedy na stadiony można było wnosić wódkę i piwo, oczywiście nie ostentacyjnie, przed nosem kontrolerów. Polewano sobie i kolegom w kielonki a puste butelki stawiano pod nogami. Nikomu nie przyszło do głowy rzucić butelką w kierunku zawodników. Jeżeli nawet przyszedł taki koncept do głowy, to nikt tego i tak by nie zrobił. Po meczu porzucone butelki szybko znikały zbierane przez małolatów, którzy następnie wymieniali je na złote polskie w punktach skupu. Było to w czasach, kiedy co prawda były siatki, oddzielające kibiców od zawodników, ale nie tak wysokie. Nie miały zapobiegać wtargnięciu kibiców na murawę, bo tego nikt nie robił, ale raczej miały chronić kibiców przed mocnymi i niecelnymi strzałami, czy podaniami. Jak poszło górą to piłka szybko wracała z powrotem.
Doping był i ta atmosfera wielkiego wydarzenia, którą widzę teraz jedynie na filmach fabularnych kręconych na wyspach brytyjskich.
Było trochę zawadiacko, gdy jakiś staruszek, nagle się podrywał i krzyczał na cale gardło: DAJESZ KARINO, DAJEEEE....SZ.
Karino mocno trzymał się na nogach, był niewysoki, krepy i miał faktycznie końskie zdrowie. To Włodzimierz Smolarek, który właśnie przebojem pędził po skrzydle w kierunku pola karnego przeciwników. Nie było w zasadzie mocy, aby go powstrzymać chyba, że we trójkę. Mocno trzymał się na nogach, miał dobrą technikę. Nie dał się przepchnąć barkiem, ani nie wywracał się na byle nodze. Był sprytny, małomówny, ale potrafił się wkurzyć, o czym poświadczyć może sam Dziekanowski. Niegdysiejszy import z Warszawy, który się nie przyjął w Widzewie.
Karino był spokojny, ale niezmordowany. Kiedy trzeba podrywał całą drużynę do walki. Nawet w ostatnich minutach.
Był charakterny - pasował do drużyny. Nawet coś więcej - on ją w bardzo dużym stopniu współtworzył. Smolarek, Boniek, Młynarski i inni razem tworzyli fenomenalna drużynę.
Nic to, że pieniędzy z tej gry nie było zbyt wiele. Taki był system, że chłopaki zatrudnieni byli w pobliskich zakładach. Wybaczam. Nie tylko o kasę chodziło.
To była kopalnia talentów, brakowało jednak zawodowego podejścia w zachodnim stylu. Wielkie szczęście, że Smolarek, Boniek, Młynarski i wielu innych mogli doświadczyć i zdobywać sukcesy na boiskach europejskich. Nie skończyli jak Burzyński.
Wybaczam nawet fakt, że parę lat temu Karino startował do parlamentu z list jakiegoś lewicowego ugrupowania czy lewicowej koalicji. Mimo całej sympatii nie głosowałem na niego, bo to nie miejsce dla takich jak on. Nie każdy musi uważać komunę za zło. Wielu nadal sądzi, że to był dobry okres. Jak patrzę na to, co dzieje się teraz, widzę nawet bardzo wiele podobieństw.
Mimo wszystko będę dobrze wspominał Włodzimierza Smolarka, bowiem jako zawodnik dostarczył nam wielu miłych i niezapomnianych wrażeń.
Szczególnie byłem zadowolony po meczu Polska : Rosja, kiedy Smolarek tańczył z piłką na wprost chorągiewki oznaczającej narożnik boiska. Adijos Rosjanie.
Kiedy chwilę później byłem na wczasach w nadmorskiej miejscowości gospodarz kwatery powiedział, że ci zza płotu skierowali wszystkie swoje anteny na zabudowania i nikt z okolicznych mieszkańców nie mógł obejrzeć końcówki tego pamiętnego meczu.
Ci zza płotu to żołnierze rosyjskiej stacji radiolokacyjnej utrzymujący łączność z samolotami w powietrzu. Oczywiście piloci też mówili po rosyjsku.
Byłem w odwiedzinach na ich kwaterze, nawet miałem okazję założyć laryngofon i słuchawki. Pamiętam jak dziś zdewastowane pomieszczenia, jedno z wielką dziurą w podłodze w sali gdzie były ustawione metalowe piętrowe łóżka a farba schodziła ze ściany całymi płatami. Jedynie magazyn broni był jak nowy, może dlatego, że był za grubymi kratami.
Na pytanie czy znają Smolarka zrzedły im miny i więcej kurtuazyjnych wizyt nie było.
Inne tematy w dziale Rozmaitości