Pan Tomasz Terlikowski apeluje by wspierać 40 posłów sumienia z Platformy Obywatelskiej. Będą oni, jego zdaniem, atakowani przez media i nawet przymuszani do opuszczenia PO, a premier Donald Tusk będzie skłaniany do ich usunięcia z partii. Zdaniem Pana Terlikowskiego ten ostatni scenariusz nie jest możliwy – premier Tusk za bardzo potrzebuje owych 40 głosów. Ale potrzebuje tych posłów, w ocenie Pana Terlikowskiego, także Polska. To oni są gwarantem, że nie dojdzie u nas do rewolucji „zapaterystowskiej”, bowiem potrafią głosować zgodnie z sumieniem, a nie tak jak nakazuje sms przysłany z partyjnej centrali.
Nie podzielam oceny Pana Terlikowskiego. To co nazywa on „frakcją konserwatywną” w PO, to moim zdaniem, przysłowiowy „listek figowy” pozwalający propagować wizerunek PO jako partii wielo nurtowej w odróżnieniu od przedstawianego jako bardzo jednorodny PiS-u. Minione lata rządów PO pokazują jednoznaczny zwrot tej partii od deklarowanego wcześniej (być może z powodów taktycznych) konserwatyzmu obyczajowego w stronę lewicowego liberalizmu. I nie da się wskazać działań owej „frakcji konserwatywnej”, które miałyby na celu zmianę tego stanu rzeczy. Symbolem może być tutaj postać Pan ministra Jarosława Gowina, swoistej „ostatniej nadziei konserwatystów” z PO.
Wzmacnianie „konserwatystów” z PO, to w mojej ocenie, zupełnie zbędne, wręcz szkodliwe umacnianie w tych ludziach przekonania, że postępują właściwie. To, że w pewnych spektakularnych głosowaniach, sprzeciwią się polityce swojej partii, nie zmienia dominującego trendu, a jego realizacja jest możliwa także dzięki ich wsparciu udzielanego rządowi PO-PSL.
Co więcej, nie rozumiem na czym Pan Terlikowski opiera przekonanie, że posłowie Żalek, Godson czy Biernacki ochronią nas przed „zapateryzmem”. Przecież to, że teraz premier Donald Tusk musi się z nimi liczyć nie wynika z ich siły, ale z jego słabości. A fakt, że do tej pory tolerowali ostry skręt swojej partii w lewą stronę, nie jest dobrym prognostykiem co do ich zachowania w przyszłości. Inaczej – co musi się wydarzyć w PO, by „konserwatyści” powiedzieli „Odchodzimy”?.
I rzecz ostatnia. Dlaczego tylko dwa warianty: media skłaniają (wręcz zmuszają) posłów do odejścia i równocześnie oczekują od premiera ich usunięcia z partii. I mówimy tu o mediach sprzyjających rządowi! Czyż nie namawiają premiera do oddania władzy? Jak to tłumaczyć? Zwyczajną głupotą? Nadmiarem emocji przysłaniających zdrowy rozsądek? A może, jak to bywało, moim zdaniem, do tej pory, kreowaniem wśród polityków PO swoistych męczenników za wiarę, obrońców wartości konserwatywnych. Korzyści? Jak wyżej: niezależni POsłowie umocnią się w przekonaniu o swojej niezależności i celowości dalszej przynależności do partii rządzącej. Sama partia znowu może być przedstawiana jako aż za bardzo „demokratyczna” bo tolerująca postawy, zdaniem niektórych, całkowicie nieakceptowalne.
Moim zdaniem, jeśli w PO są jacyś konserwatyści, świadomi realności zagrożenia „zapateryzmem” w Polsce to powinni otwarcie stanąć po tej stronie, która sprzeciwia się postępującej liberalizacji obyczajowej.
Inne tematy w dziale Polityka