Mam już swoje lata. Moja stawka wynosi ca 2,5 tysiąca złotych za dzień pracy eksperckiej. Większość moich najbliższych kumpli, ludzi na których mogę liczyć i którzy mogą liczyć na mnie, zarabia coś między 1,5 a 2,5 tysiąca miesięcznie. Są wyjątki, ale nieliczne.
Oczywiście czasami muszę postawić piwo, czy pożyczyć na wieczne oddanie parę złotych, gdy brakuje im w domach do pierwszego albo którys musi zrobić kurs na operatora wózka widłowego by załapać się do roboty na miejskim wysypisku. Jednak poza tym nic nas nie różni. Jeśli o nas chodzi, to pieniądze możemy od jutra uznać za ślepą uliczkę w ewolucji człowieczeństwa i uroczyście je skasować.
Z wielką ochotą uciekam do tych moich znajomków od tych palantów (niestety, ale ten typ, dziany palant pospolity, stanowi dominującą większość), którzy mi płacą. Straszną czuję odrazę do tych ostatnich. I nie mogę się nadziwić jak to się dzieje, że to właśnie takie dupki ustawiają świat, a moi kumple, dobrzy ludzie, muszą wychowywać swoje dzieci za 1,5 k pln brutto miesięcznie?
I nikt mnie nie przekona, że tak być musi. Nie musi. To tylko chwilowy tryumf woli dupków. Ale do czasu.. Albo się to zmieni, albo wszystko legnie w gruzach, a wtedy nawet dupki się nie obronią.