Pulitzer Pulitzer
362
BLOG

Andrzej Gołota - W poszukiwaniu straconego czasu

Pulitzer Pulitzer Rozmaitości Obserwuj notkę 44

Ani to myśl odkrywcza, ani sensacyjna. Wczorajsza klęska Andrzeja Gołoty w starciu z Tomaszem Adamkiem powinna uzmysłowić nawet najbardziej zagorzałym kibicom Gołoty (a przede wszystkim Jemu samemu), że Jego czas na zawodowym rigu minął definitywnie. I to już dość dawno temu. Powinna uzmysłowić Gołocie, że kolejne próby powrotu na ring będą jedynie dalszym "rozmienianiem na drobne" osiągniętych i niewątpliwych sukcesów, które odniósł. Będą jedynie staczaniem się na dno bokserskiej śmieszności i utratą resztek sportowego honoru. Winien zrozumieć, że czasu i postępującej utraty fizycznych możliwości zatrzymać nie zdoła. Aż nadto było to podczas wczorajszych rozpaczliwych prób trafienia Adamka choćby jednym ciosem, który miałby rozstrzygnąć o losach całego pojedynku. Obecne zachowania sportowe Gołoty coraz bardziej przypominają mi zachowania niejakiego Johna Lawrenca Sullivana - Amerykanina uznawanego za pierwszego mistrza świata wagi ciężkiej w boksie zawodowym (1889 r.) wg zasad "Queensberry Rules" wprowadzających m.in. obowiązek walki w rękawicach. Sullivan uważany jest także za ostatnie wielkiego bokserskiego championa walki na gołe pięści toczonych wg zasad "London Prize Ring Rules". Skąd zbieżność miedzy Gołotą a Sullivanem?

Zmaganiami championów boksu zawodowego zacząłem się interesować na poczatku lat 70-tych ub. w. Wtedy jedynym źródłem wiedzy o tym zakazanym w PRL-u sporcie był znakomity miesięcznik "Boks" redagowany przez wybitnego znawcę boksu zawodowego Aleksandra Rekszę. Początek lat 70-tych w boksie zawodowym to był ostatni czas wielkich mistrzów (nie tylko w wadze ciężkiej). Nazwiska takich championów, jak Wilfredo Gomez, Roberto Duran, Jose Napoles, Carlos Monzon, Bob Foster, Cassius Clay, Joe Frazier, George Foreman znawcom boksu są doskonale znane i cenione po dziś. To był także czas kiedy nie było takiej inflacji organizacji boksu zawodowego rozdających na lewo i prawo tytuły "mistrzów świata", jak to ma miejsce dzisiaj. Wtedy zdobycie pasa mistrzowskiego w którejś z kategorii boksu zawodowego to było naprawdę coś. Ówcześni championi nie mogli sobie pozwolić na to, by nie umieć nie wykorzystać danych im przysłowiowych "pięciu minut" będących kompilacją ich talentu, umiejętności, młodości, doświadczenia i stworzonej im szansy walki o zdobycie, a później utrzymanie tytułu mistrza świata. Wiedzieli, że niewykorzystanie tego momentu, "niewstrzelenie się" w swój czas w praktyce oznacza utratę szansy na tytuł, kasę i sławę. Andrzej Gołota tej umiejetności niestety nie posiadł. "Czas Gołoty" był po Jego walkach z Ridickiem Bowe. Po dwóch naprawdę wspaniałych i niezwykle dramatycznych walkach z tym bokserem był czas na "mistrza świata Andrzeja Gołotę". I ten czas Gołota przegapił. Nie czas i miejsce, by deliberować nad tym dlaczego tak się stało. Po katastrofalnej porażce z Lenoxem Lewisem kolejne walki o tytuł mistrza świata były już tylko próbą odrobienia straconyc h "pięciu minut". Do tego doszły katastrofalne walki z Grantem, Tysonem. Przypomnę, że Brewster broniąc tytułu mistrza świata rozniósł Gołotę w kilkadziesiąt sekund.

John L. Sullivan w jednej kwestii był lepszy od Gołoty. 8 VII 1889 roku po pokonaniu w morderczej walce (75 rund - 2 godz. 16 min. 23 sek. !!!) niejakiego Jake'a Kilraina został uznany za mistrza świata wagi ciężkiej. Po tym sukcesie Sullivan popełnił błąd Gołoty (choć to raczej Gołota popełnił błąd Sullivana). Zaczął tracic czas. Znakomicie opisał całą tę sytuację Aleksander Reksza w swojej świetnej książce "Słynne pojedynki". Kiedy wreszcie Sullivan zdecydował sie na obronę tytułu przyjmując wyzwanie Jamesa Johna Corbetta był cieniem samego siebie z walki z Kilrainem. Podobnie, jak Gołota w walce z Adamkiem. Opis walki Sullivan - Corbett do złudzenia przypomina przebieg walki Gołota - Adamek. Cytuję: "Plan ... (Corbetta - mój przyp.) polegał na stopniowym i konsekwetnym wyczerpywaniu sił Sullivana, ociężałego i niedostatecznie wytrenowanego .... Tańczył wokół wokół swego sławnego rywala - uniemożliwiając mu ataki z bliska - sam zaś raził go celnymi ciosami z dystansu. Zadawał  uderzenia na przemian w głowe i w korpus Sullivana, który całkowicie odkryty, ciągle parł do przodu, był łatwy do trafienia i liczył na rozstrzygnięcie pojedynku jednym ciosem ... Ciosy championa nie miały już dawnej druzgocącej mocy, ale przede wszystkim ... fatalnie mijały się z celem.  ... Corbett serią ciężkich ciosów w tułów zahamował przeciwnika, a gdy ten zaczął się chwiać trafił go czysto w podbródek z lewej i prawej ręki - i Sullivan upadł. Widownia zmartwiała".

Czy ten opis czegoś Wam nie przypomina a pro po wczorajszej walki Adamek - Gołota. Myślę, że Andrzej Gołota powinien sobie przeczytać książkę Aleksandra Rekszy "Słynne pojedynki". A dzisiaj Andrzej Gołota powinien powiedzieć sam sobie: Andrzej! Czas do domu. Czas minął. Nadchodzi czas Adamka. Pulitzer

Pulitzer
O mnie Pulitzer

Żartowniś i wesołek. Z zamiłowania i wykształcenia historyk. Miłośnik muzyki rockowej przełomu lat 60/70-tych i Tolkiena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości