Gdybym był w Polsce na pewno stałbym dziś przy jej grobie i jakby na przekór silnym podmuchom wiatru zapałał znicze. Moja babcia Marta Banak wychowała dziesięcioro dzieci. W trudnych czasach, gdzie chleb wypiekało się w starym domowym piecu. Ale smakował wyśmienicie! Wcześniej jej dwóch braci zginęło podczas drugiej wojny światowej z okrzykiem: – „Jeszcze Polska nie zginęła!”; na ustach. Babcia zadbała, aby nikt z jej rodziny nie szedł w życiu na łatwiznę, aby nigdy nie stał się konformistą, aby broń Boże nie zapisał się do PZPR. Za to jej jestem najbardziej wdzięczny!
Ile takich babć spoczywa dziś na polskich cmentarzach?! Wiele z nich, niestety nie doczekało wolnej Polski. Anonimowe bohaterki procesu odzyskiwania niepodległości… Nie działały w „Korze” ani „Solidarności”, nie strajkowały w Stoczni Gdańskiej, nie biły się z milicją na ulicach, a jednak tak wiele zrobiły dla idei niepodległej Polski, kształtując świadomość nowego pokolenia. Gdy opowiadały nam o Piłsudskim, o wielkich narodowowyzwoleńczych powstaniach, o „Cudzie nad Wisłą”, o bohaterskiej obronie Westerplatte, zbrodni katyńskiej, dokonanej przez sowietów i idei „Wielkiej Polski”, niczym „Halban” przekazywały następnym pokoleniom pieśń o narodowych bohaterach. Były, jak tak zwana prasa drugiego obiegu, mówiąc nam to, o czym nie chcieli powiedzieć redaktorzy w radiu i telewizji oraz nauczyciele w szkołach. Odkłamywały historię... Dokonywały wyłomu w obowiązującym powszechnie sposobie myślenia. Potrafiły powiedzieć, że Stalin to łajdak, co najmniej taki sam jak Hitler, a czołowi dygnitarze PZPR, to „pachołki” Rosji. Bez naszych babć, bezkrwawa droga do wolności byłaby niemożliwa. To one zaszczepiły w nas iskierkę wolnego myślenia. Do odzyskania wolności to wystarczyło. Z udźwignięciem jej jest już niestety o wiele gorzej…
Same żyły w wyjątkowo trudnych czasach. Wiedziały, co to głód i bieda. Jeszcze nie zdążyły nacieszyć się wolnością, a już ją utrącały. W dwadzieścia lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, przyszło im przeżywać kolejną (podwójną) okupację, a później następną okupację naszych sumień i umysłów. Chodziły w klepatynach. Buty zakładały tylko od święta, gdy szły do kościoła. Oświetlały domy naftowymi lampami, a ogrzewały paląc w kaflowych piecach. W tych samych piecach wypiekały też piękne bochny chleba, które smakowały lepiej niż miód pszczeli. Żyły w świecie zdeterminowanym przez los, bo wybór posiadały bardzo ograniczony. A jednak zrobiły bardzo wiele…
Moja babcia wychowała dziesięcioro dzieci. Wnucząt nie jestem już w stanie policzyć. Jej dwóch braci zginęło podczas drugiej wojny światowej. Starszy brat – Józef Grzymski został stracony przez Niemców pod gilotyną. Był oficerem AK i ratował swoich rodaków oraz żydów. Dziś jest bohaterem miasta Kłodawy. Gdy żył, pełnił tam funkcję sekretarza miasta. Żadne z dzieci mojej babci, nie poszło nigdy na łatwiznę. Nie zhańbiło się przyjęciem PZPR-owskiej legitymacji. Nie prezentowało konformistycznych postaw. Nie sprzedawało zasad oraz wartości. Wręcz przeciwnie – zawsze płynęli pod prąd. Dziadek został skatowany przez UB. Wolał dom wybudować własnymi rękoma niż skorzystać z pomocy partyjnych towarzyszy. Matce nie przyznali ciągnika, bo mięliśmy za mało hektarów, jednak do partii po pomoc nie poszła. Ja sam nigdy nie należałem nawet do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, ani żadnej innej tego typu organizacji. Nie byłem nawet harcerzem.
Babci zawdzięczam to, iż uratowała mój umysł. Nie pozwoliła go „wyprać”. Uchroniła sumienie od całkowitego ideologicznego zniewolenia. W dzieciństwie opowiadała mi o II Rzeczypospolitej, „Cudzie nad Wisłą” i marszałku Józefie Piłsudskim. Oprócz modlitwy nauczyła mnie też przedwojennych, żołnierskich piosenek: – „O mój rozmarynie” i „Przybyli ułani pod okienko”. Jak słuchała radia, to tylko „Wolnej Europy”. Jak wieszała na ścianie jakieś obrazy, to tylko Papieża rodaka i Matki Boskiej Częstochowskiej Królowej Polski. Jak uczestniczyła w jakichś uroczystościach, to tylko kościelnych. 1 maja zawsze pracowała w ogródku... 22 lipca zwoziła z dziadkiem zboże z pola... Świętowała zaś 15 sierpnia. Kochała swoją ojczyznę! Wolnej polski już nie doczekała. Umarła 14 stycznia 1983 roku, ale ocaliła moją świadomość. Ocaliła, bo sama ją miała... Dziękuje Ci babciu za to!!!
Dziś babcie, podobne do mojej spoczywają już najczęściej na polskich cmentarzach. Ich groby są czasami zapomniane. A szkoda! Bo, to właśnie one przenosiły niepodległościową tradycję z pokolenia na pokolenie. To one spowodowały, iż pozostały w nas przynajmniej szczątki wolnościowej świadomości. Bez nich żadna, bezkrwawa rewolucja, nie byłaby możliwa. Nigdy nie doszłoby do utworzenia „Solidarności”. Nie powstałaby III Rzeczpospolita, choć same jej już niestety nie doczekały.
Gdy powołano rząd Tadeusza Mazowieckiego, moja mama powiedziała do mnie tylko jedno: – „Babcia by się cieszyła”. Pospieszmy więc na cmentarze i zapalmy znicze na naszych babciach! Dziadkach też! Podziękujmy im za przekazanie idei Wolnej Polski, którą następne pokolenia zaczęły budować, a my budować dokończyć musimy!
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości