PiS odwołał zaplanowaną na najbliższą sobotę radę polityczną partii, która miła wyłonić kandydata tego ugrupowania w wyborach prezydenckich. Wszystko więc jest jasne – Jarosław Kaczyński wystartuje. Inaczej tej sytuacji zantycypować się nie da. W poniedziałek mija termin rejestracji komitetów wyborczych. Trzeba wskazać nazwisko kandydata. Trzeba jeszcze zdążyć żebrać tysiąc podpisów poparcia. Adam Lipiński mówi, iż do końca pogrzebów naszych przyjaciół nie rozmawiamy o polityce. Ostatni pogrzeb Aleksandry Natalii-Świat jest w poniedziałek, we Wrocławiu. A zatem… nazwisko kandydata musi być już znane w tej chwili. Nazwisko zaś, które można w PiS-ie wyłonić bez burzliwych obrad, przeciągających się dyskusji, występujących kontrowersji, nawet o czwartej nad ranem może być tylko jedno – Jarosław Kaczyński…
Przeczytałem ostatnio kilka dobrych politycznych tekstów, między innymi Igora Janke, Piotra Swiecińskiego. W paru punktach się z nimi zgadzam, nawet w większości; w tym zasadniczym jednak nie… Jarosław Kaczyński nie przegra z Komorowskim! Nie wiem, czy w obecnej sytuacji przegrałby nawet z Tuskiem. Zresztą porażka jego tragicznie zmarłego brata również nie była sprawą oczywistą, o czym pisałem wielokrotnie. To się tylko tak w Warszawie na salonach niektórym ludziom wydawało. Ale Polska jest większa, co pokazał ostatnio bieg tragicznych wydarzeń. Tusk czuł to już dużo wcześniej i dlatego na długo wcześniej zdezerterował, czmychnął z wyborów, dorabiając do tego wszystkiego ideologię „pałacu i żyrandoli”. Ci, którzy uważają, iż PiS jest zawsze w starciu z Platformą skazany na klęskę zanadto zaufali sondażom. Oczarowała ich wirtualna, mainstreamowo-medialna rzeczywistość. A przecież nie można poważnie traktować instytucji (chodzi o instytucję sondaży), która pomiędzy jednym, a drugim pomiarem myli się aż o niezauważalne piętnaście procent, albo poszczególne jej agendy różnią się dość znacznie pomiędzy sobą. Wychodzi na to, że wszystkie te badania, robione pośpiesznymi, wybiórczymi i mało miarodajnymi metodami można sobie do łazienki zamiast papieru toaletowego włożyć.
Dlaczego uważam, iż Jarosław Kaczyński wygra z Komorowskim, choć nie jestem w obecnych warunkach entuzjastą jego kandydatury…? Powodów jest przynajmniej kilka.
Z dwójki braci bliźniaków, to ten o czterdzieści minut starszy jest rasowym (i tu przepraszam za słowo) „zwierzęciem politycznym”. Zawsze przewyższał tego młodszego pod względem charyzmy osobistej. W ogóle biorąc pod uwagę predyspozycje czysto polityczne, to nie znam na polskiej scenie politycznej lepszego polityka. Jarosław Kaczyński jest autentycznym przywódcą. Można się z nim zgadzać albo nie, ale to trzeba mu oddać. Ja się na przykład z nim w większości spraw nie zgadzam (chociaż są i takie, w których zgadzam się całkowicie) jednak postrzegam go jako autentycznego przywódcę pewnej formacji społecznej, twórcę bardzo wyrazistej myśli ideowej, świetnego analityka, dobrego mówcę, przekonanego do swoich racji wizjonera i co najważniejsze człowieka mocno wierzącego w swoje przekonania. Tymczasem Bronisław Komorowski nie posiada ani jednego z tych przymiotów. Komorowski jest osobowo nijaki, emocjonalnie chłodny, politycznie mało wyrazisty, decyzyjnie mało zdecydowany, medialnie słabo przekonujący, brakuje mu osobistej charyzmy, przywódca z niego żaden. Można go scharakteryzować za pomocą określeń takich jak marudna, nudziarz, w najlepszym przypadku weteran. Jego wizerunek nie jest dynamiczny. A wybory to wszystko zweryfikują, tak jak w piłce nożnej wszystko weryfikuje boisko… Piłkarz bez talentu, kondycji już przy pierwszym kontakcie z przeciwnikiem zostanie „wkręcony w trawę”… Ale więcej – wybory to nawet obnażą. W starciu z Kaczyńskim – Komorowski poniesie po prostu sromotną klęskę.
Do tej pory było tak, że to śp. Lech Kaczyński był wysuwany z rekomendacji PiS-u do walki o najważniejsze zaszczyty. On też pełnił najwyższe państwowe funkcje. Było tak, bo tak chciał jego brat Jarosław, który rezerwował sobie raczej pozycje relatywnie drugoplanowe. Wolał być strategiem, „szarą eminencją”, wodzę dowodzącym z ukrytego w lesie namiotu, bądź z wysokiego wzgórza, ale nie biorącym udziału w bezpośredniej walce, na pierwszej linii frontu. Jednak to Jarosław Kaczyński miał zawsze lepsze kwalifikacje polityczne od swojego brata bliźniaka. Sam Lech też nigdy tego nie ukrywał, nawet gdy został prezydentem. Z Komorowskim Jarosława nawet nie chcę porównywać… To słabszy z braci Kaczyńskich wygrał pięć lat temu z najlepszym chyba w Platformie Donaldem Tuskiem kampanię prezydencką. Co to więc dopiero będzie, gdy słabszy od Tuska Komorowski będzie musiał się zmierzyć z silniejszym Kaczyńskim...?!
Przy okazji katastrofy w Smoleńsku, w tragicznych co prawda okolicznościach, ale jednak zniknęła jedna z podstawowych przyczyn z powodu których wyszydzano braci Kaczyńskich. Gdyby w polskiej polityce obecny był tylko jeden Kaczyński media by się tak nie zachowywały, a bynajmniej nie z taką skutecznością… A że posiadał brata i to na dodatek bliźniaka, to stał się obiektem zmasowanych drwin. To był właśnie ten mechanizm, który w największym stopniu deprecjonował braci Kaczyńskich. Lecha wyśmiewano, że ulega bratu i daje sobą manipulować; Jarosława zaś, że się we wszystko wtrąca i zarządza spoza kurtyny. Dziś już jednak ta optyka nie będzie działać. Komorowski debatując z Kaczyńskim nie będzie mógł mu zarzucić, że ma brata bliźniaka. Sytuacja wizerunkowo zmieniła się na korzyść Jarosława Kaczyńskiego, w sposób dla niego równie dramatyczny, co zaskakujący.
Igor Janke i Piotr Swieciński zastanawiają się w swoich ostatnich analizach, czy możliwe jest przejście PiS-u na pozycje bardziej umiarkowane, żeby nie powiedzieć liberalne. Sami ochoczo nawet chyba Jarosławowi Kaczyńskiemu takie rozwiązanie podpowiadają. Złe podpowiedzi Panowie! Dobre dla lewicy, ale nie dla prawicy… Manewr ewolucji PiS-u w kierunku centrum nie jest ani potrzebny, ani tym bardziej możliwy. Rachunek strat byłby większy niż korzyści. Możliwość „wędrówki ludów” na polskiej scenie politycznej może dokonywać się tylko z lewej strony do środka i spowrotem – ze środka na lewą stronę. Kiedyś udawało się to z powodzeniem SLD. Kto jednak pójdzie za bardzo w prawo musi już tam na zawsze pozostać. Powód takiego stanu rzeczy jest dość prozaiczny – bo kiedyś ludziom konserwatywnej prawicy urobiono wbrew ich intencją i w oderwaniu od rzeczywistości gębę „oszołomów” i to już niestety pozostało. Ten stereotyp utrwalił się chyba na zawsze.
Pięć lat temu Jarosław Kaczyński w ferworze wyborów prezydenckich, forsując w drugiej turze kandydaturę swojego brata wpadł w „prawicowo-konserwatywne kolejny”. Czy miał jednak inne wyjście?! Gdyby nie przeciwstawił się wizerunkowo „Polsce liberalnej” nie odniósłby z PiS-em sukcesu, ani w batalii parlamentarnej, ani tym bardziej w prezydenckiej. Rywalizując z Platformą Obywatelską, a pośrednio również jej kandydatem na prezydenta musiał wobec tego obozu stworzyć jakąś opozycję, szukać kontrastów. W efekcie zarówno scena polityczna jak i społeczeństwo uległy ostrej polaryzacji. Ale PiS-owi ten zabieg się mocno opłacił… „Polska solidarna” to dość pojemny desygnat znaczeniowy. Na tyle pojemny, że w rozmaitych sytuacjach mogą w nim się dookreślać czynniki socjaldemokratyczne, jak i konserwatywne. „Polska solidarna” o ile tylko się wystarczająco dobrze zmobilizuje zawsze wygra z liberalną. Jeżeli PiS zaś już na czymś tracił, to na próbach odchodzenia od swojego prawicowo-konserwatywnego i antyelitarnego wizerunku. Błędy popełniono gdzie indziej.
Sportowcy mawiają zawsze, że złote medale na igrzyskach olimpijskich zdobywają Ci zawodnicy, którzy oprócz wysokich umiejętności, wielkiej pracowitości – posiadają tak zwaną determinację zwycięstwa. Czy członkowie Platformy Obywatelskiej mają wystarczająco dużo determinacji, aby „pchać” na prezydenta Bronisława Komorowskiego?! Jaka to jest determinacja, to najlepiej pokazały niedawne prawybory w PO… Nie wiem, czy w obecnej sytuacji na Bronisława Komorowskiego zagłosuje nawet sam Donald Tusk… Świadomie oczywiście w tym miejscu przesadzam, ale to przerysowanie mojej oceny ma swoje obiektywne podstawy. Czy sam Komorowski ma wystarczająco dużo determinacji, aby wygrać wybory prezydenckie?! Tymczasem działacze PiS-u pokażą nam determinację, jakiej wcześniej nie oglądaliśmy, nawet w ich wykonaniu. Dla nich będzie to, bowiem walka na śmierć i życie, swoiste „być albo nie być”.
Jarosław Kaczyński posiada ogromne szanse, aby wygrać wyścig do Pałacu Namiestnikowskiego z Bronisławem Komorowskim, choć absolutnie nie dysponuje przymiotami, jakie – szczególnie w obecnych warunkach – powinny uosabiać polską prezydenturę. Zawsze w większym stopniu będzie dzielił Naród niż łączył. Nigdy nie stanie się prezydentem wszystkich Polaków, bo nawet nie chce takim prezydentem być. Dlatego gdyby zwyciężył, to jego formacja korzyści zbierze w krótkiej perspektywie, w dłuższej zaś przegra wszystko.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka