Gdybym był prezydentem zgłosiłbym w postaci projektów konkretnych ustaw wszystkie te postulaty, które w kampanii wyborczej przedstawiała Platforma Obywatelska. Jako pierwsze dotyczące likwidacji senatu, zmniejszenia liczby posłów i odejścia od finansowania partii politycznych z budżetu Państwa. Nie weto, a inicjatywa ustawodawcza jest najsilniejszą bronią prezydenta.
W ogóle w polityce najważniejsza jest inicjatywa. Oczywiście podobnie jak w szachach ważne są figury, jakim się dysponuje, przewaga pozycyjna, ale najważniejsza jest inicjatywa. I to w gruncie rzeczy ona decyduje o zwycięstwie.
Prezydent w Polsce, nawet w obecnym układzie konstytucyjnym, przy obecnych uprawnieniach może być silny. Pod kilkoma wszakże warunkami: że będzie (jako osoba) posiadał odpowiednią estymę; że zbuduje swój obóz polityczny (co najmniej ośrodek); że ma odpowiednie predyspozycje; a przede wszystkim, że będzie chciał i umiał korzystać ze swoich prerogatyw. Do tego wszystkiego potrzebne są wiedza, kompetencje i polityczny talent.
Prezydentowi w Polsce przypisano rolę strażnika konstytucji oraz arbitra. Może on zatem rozstrzygać spory pomiędzy poszczególnymi instytucjami władzy, ale również pomiędzy rządową większością a społeczeństwem, dopilnowywać, aby rządzący dotrzymywali swoich wyborczych obietnic, rozliczać ich z tego. Zmuszać do działań społecznie pożądanych.
Mówi się, iż Lech Kaczyński nie posiadał instrumentów, aby kreować określone działania i kontrolować poczynania koalicji PO – PSL. To nieprawda. W tej dziedzinie był akurat mało sprawny. Trzeba również umieć prowadzić polityczną grę, oczywiście dla dobra Polski i w jej interesie. Gdyby Lech Kaczyński chciał, to mógłby postawić Donalda Tuska oraz całe jego zaplecze polityczne w bardzo niezręcznej sytuacji. Wystarczyło tylko zgłaszać w postaci inicjatyw ustawodawczych wszystkie te projekty, których wprowadzenie zapowiadała Platforma, a więc o likwidacji senatu, zmniejszeniu liczby posłów, odejściu od finansowania partii politycznych z budżetu Państwa, utworzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych, zmniejszeniu stawek podatkowych, likwidacji KRUS-u. Chłopaki z PO mieliby nie lada problem. W ten sposób zostaliby zmuszeni do realizacji własnego programu wyborczego, którego tak naprawdę nie chcą realizować. Rzecz jasna po części byłaby to cyniczna gra ze strony prezydenta, ale prezydent by tą sytuację wygrał. Tymczasem Lech Kaczyński często korzystał z weta, co skazywało go na destruktywny odbiór opinii publicznej, a rzadko z inicjatywy ustawodawczej.
Prezydent Polski powinien być silny. Osobiście jestem zwolennikiem podobnego modelu prezydentury, jak w Stanach Zjednoczonych. Jednak w obecnych warunkach konstytucyjnych tego oczywiście zrealizować w stu procentach się nie da. Jednak prezydent może być i w dzisiejszym porządku prawnym silny, pod warunkiem, że będzie koncyliacyjny i kreatywny. Że z jednej strony będzie stróżem prawa, arbitrem, depozytariuszem najważniejszych symboli państwowych, a z drugiej będzie budował swoją pozycję polityczną, autorytet społeczny, wyznaczał idee i posiadał inicjatywę.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka