Andrzej Wajda i Władysław Bartoszewski rzucają w Jarosława Kaczyńskiego kamieniami. Niemal w tym samym czasie do gry wprowadzony jest Janusz Palikot. Co to może oznaczać? Zbieg wydarzeń raczej nie przypadkowy. Platforma Obywatelska szuka sposobu na odzyskanie inicjatywy i ustawienie debaty publicznej według dotychczasowej – korzystnej dla niej – optyki.
Wybory – podobnie jak i mecz piłkarski – wygrywa ten kto posiada inicjatywę, a mówiąc jeszcze inaczej – kto potrafi narzucić swój styl gry, kontrolować przebieg wydarzeń.
Do tej pory to jednak sztab Jarosława Kaczyńskiego posiadał inicjatywę, która paradoksalnie polegała na braku inicjatywy… PiS zdołał narzucić korzystny dla siebie styl gry i utrzymywać kontrolę nad sytuacją. To PiS dyktował warunki wyborczej rywalizacji, a przede wszystkim określał narrację, która definiowała się wokół tragedii smoleńskiej i polegała na mniej lub bardziej autentycznym złagodzeniu politycznej retoryki.
Dla Platformy Obywatelskiej jest to wyjątkowo niekorzystny układ. Zawieszenie wojny z PiS-em oznacza mniej więcej tyle samo co ustanie wiatru w czasie żeglugi. PO potrzebuje wojny, aby wygrywać z PiS-em. Tylko, bowiem w optyce wojny jest w stanie kreować pozytywny układ odniesienia wobec PiS-u. Na innych płaszczyznach kontrast nie byłby już tak widoczny.
Dlatego tak zwane autorytety, przedstawiciele domniemanej elity życia publicznego niczym „dobosze” rzucają sygnał do rozpoczęcia wojny. Na wojnie są zawsze dwie strony, ci dobrzy i ci źli, a autorytety posiadają opiniotwórczą zdolność, aby pokazać – kto jest tym złym, z kim należy walczyć, komu się przeciwstawić.
Platforma Obywatelska sięgnęła po dawną retorykę. Widocznie przeprowadzono badania fokusowe, które pokazały, że to się politycznie opłaci. Teraz przestrzeń mainstreamowa będzie próbowała wmówić społeczeństwu, że katastrofa w Smoleńsku nie zakończyła historii, że walka musi trwać dalej, że w zasadzie nic się nie zmieniło. Konflikt jest potrzebny przede wszystkim PO.
Organizowanie kolejnej „krucjaty” przeciwko PiS-owi stanie się myślą przewodnią kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego. Czym większa będzie dynamika pogoni dokonywana przez Jarosława Kaczyńskiego, a mierzona w kolejnych sondażach, tym nawoływanie do „krucjaty” zyska na sile. W takich warunkach mówienie o pojednaniu jest czystą utopią, fałszywym, socjotechnicznym sloganem.
We frazeologii piłkarskiej, którą, jak można domniemać premier Donald Tusk zna doskonale istnieje pojęcie wyeliminowania najgroźniejszego gracza przeciwnej drużyny. Jeden z zawodników musi wówczas wziąć na siebie rolę tak zwanego „plastra”, „boiskowego cienia” tego wybitnego piłkarza; nieustannie za nim podążać, powstrzymywać wszelkimi możliwymi sposobami, czasami nawet brutalnie faulować.
Janusz Palikot stanie się „cieniem” Jarosława Kaczyńskiego. To prawda, że stary Palikot zginął wraz z Lechem Kaczyńskim, a teraz jest Palikot nowy… Bo stary Palikot używając nomenklatury piłkarskiej „krył” Lecha, a nowy będzie „krył” Jarosława. W tym jednym szczególe tkwi tylko różnica. Styl się nie zmieni.
Będziemy świadkami żenujących, korespondencyjnych, medialnych polemik. Gdy tylko pojawi się Jarosław Kaczyński by zwrócić się do wyborców od razu na swoim blogu, bądź w telewizyjnym wywiadzie jego wypowiedź skomentuje bez przebierania w słowach Janusz Palikot. Na takim prostym założeniu opiera się kampania Bronisława Komorowskiego, która po trosze wynika z barku walorów intelektualnych jego politycznego otoczenia, a po trosze z bezradności.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka