Cały czas pozostajemy w sferze hipotetycznych scenariuszy. Ale prawdopodobnych. Wyobraźmy sobie taką oto sytuację… Do drugiej tury wyborów prezydenckich wchodzą Komorowski i Kaczyński, a różnica głosów pomiędzy nimi jest subtelna. Tymczasem na trzecim miejscu plasuje się Grzegorz Napieralski z poparciem powyżej 10 proc. Pierwszym pytaniem, które ciśnie się na usta to: jak się zachowa elektorat Napieralskiego, którego z kandydatów poprze?
W polityce nie ma nic za darmo… Napieralski może zaapelować, aby jego wyborcy zagłosowali na Bronisława Komorowskiego, ale wystawi zapewne za to Platformie Obywatelskiej wysoki rachunek. Nieumiejętne sprzedanie elektoratu może, bowiem przynieść więcej strat niż korzyści.
Teoretycznie ceną polityczną za poparcie Komorowskiego mogłoby być rozszerzenie rządowej koalicji o SLD i funkcja wicepremiera dla Napieralskiego. To jednak za proste rozwiązanie, aby mogło być prawdziwe. Aczkolwiek pierwszy krok został już zrobiony – rękę na „portfelu” państwa będzie trzymał lewicowy liberał Marek Belka. Jednak SLD nie pójdzie na koalicję z PO. Na rok przed wyborami parlamentarnymi byłby to manewr zupełnie nieopłacalny, a ryzykowny. W jaki zatem sposób może w kontekście drugiej tury wyborów prezydenckich zachować się Grzegorz Napieralski?
Z politycznego punktu widzenia najbardziej opłacałoby mu się nie poprzeć nikogo. Powiedzieć oni obaj są „be”, to konserwatyści, obóz postsolidarnościowy, POPiS. To nie nasza sprawa. W takiej sytuacji Napieralski ustawiłby się z boku, co działałoby zapewne na jego i SLD korzyść. Brak wyraźnego komunikatu dla wyborców lewicy, to jednak wydatne zwiększenie szans Kaczyńskiego na zwycięstwo. Pytanie, kto dla SLD jest lepszy: Komorowski czy Kaczyński? Światopoglądowo na pewno Komorowski, choć obydwaj to konserwatyści; taktycznie – Kaczyński.
Zwycięstwo Kaczyńskiego zmniejsza stopień skutecznego rządzenia PO. W ruch pewnie poszłoby weto, a na zamieszaniu wśród znudzonych wojną polsko – polską wyborców mogłaby zyskać trzecia siła – lewica. PiS odzyskując prezydenturę wchodzi (przynajmniej w percepcji społecznej) w proces rządzenia. SLD może się do tego wyraźniej odnieść. Pokazać, iż jedynie lewica jest prawdziwą naturalną i nie uwikłaną w rządzenie opozycją. Jest też pewien konkret – Kaczyński w Pałacu Namiestnikowskim, to szansa na utrzymaniu status quo w mediach publicznych, co przecież w perspektywie wyborów parlamentarnych może być przesłanką ważną.
Wygrana Komorowskiego utrzymuje na polskiej scenie politycznej dychotomiczną logikę, w dalszym ciągu liczą się tylko dwa najpopularniejsze ugrupowania. Polaryzacja polityczna jeszcze bardziej się pogłębia, a najbardziej wyrazistą opozycją jest PiS. Na takiej sytuacji wygrywa PO albo PiS, albo obie partie naraz. Pozostali gracze tracą.
Istnieje spora cześć analityków, którzy twierdzą, iż niezależnie od tego – co zrobi Napieralski jego wyborcy i tak poprą Komorowskiego. To jednak pogląd daleko uproszczony. W stratyfikacji wyborczej nie ma tak prostych przełożeń. Wyborcy Napieralskiego mogą kierować się różnymi motywami. Spora ich cześć może być politycznie nieokreślona. Inni kierować się kryteriami socjalnymi, a tu zdecydowanie lepszą kartę ma Kaczyński. Pozostali brak deklaracji Napieralskiego, w kontekście drugiej tury wyborów zinterpretować, jako wyraz nieufności dla obydwu kandydatów i zbojkotować urny, albo jeszcze inaczej – odebrać ten fakt jako ciche poparcie dla Kaczyńskiego.
Dlatego jeżeli Napieralski wyraźnie nie przemówi do swoich wyborców, Komorowski może mieć problemy z przejęciem jego elektoratu. Jeżeli zaś przemówi, to na pewno nie za darmo. W polityce, bowiem nic nie ma za darmo.
Pytanie, co PO może Napieralskiemu dać? „Stołek” wicepremiera i rozszerzenie koalicji – odpada. PSL na taki wariant się nie zgodzi. SLD też nie ma w tym interesu. To byłby zbyt czytelny dla wyborców „handel”.
Jedyną atrakcyjną politycznie ofertą jaką Platforma mogłaby Napieralskiemu złożyć jest „fotel” marszałku Sejmu, notabene zwolniony po ewentualnym wyborze Komorowskiego na prezydenta… Bycie marszałkiem politycznie nic nie kosztuje, nazwa brzmi ładnie, kojarzy się dobrze, a wszystkiemu towarzyszy duży splendor. Napieralski pewnie chętnie poszedłby na taki układ i „sprzedał” w zamian za najważniejszą funkcję w parlamencie swoje wyborcze poparcie. Wzmocniłoby to jego pozycję w SLD i chyba w ogóle w Polsce. Jednak PO ze zrealizowaniem tego wariantu może mieć duży problem, gdyż na objęcie sejmowej schedy po Komorowskim „ostrzy już sobie apetyt” wielu prominentnych polityków Platformy. I jeżeli sam Donald Tusk nie zarządzi (co jest możliwe), iż trzeba tą prestiżową pozycję oddać Napieralskiemu to parlamentarzyści PO sami łatwo z niej nie zrezygnują.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka