Dziś rozpoczyna się kongres PiS, jutro PO. Wybór miast kongresowych – Chorzów i Sosnowiec – nie jest przypadkowy (symboliczny); niby jeden Śląsk, ale w rzeczywistości dwa różne światy: prosocjalistyczny, industrialny, ale w sumie propolski Sosnowiec i Chorzów – nie chciałbym zaryzykować słowa proniemiecki.
W obydwu przypadkach wybór miast kongresowych uważam za niefortunny, ale przemyślany. Posługując się analogią: Sosnowiec jest w pewnym sensie odpowiednikiem współczesnej Gdyni; Chorzów to coś takiego jak w Trójmieście Sopot, miasto proestablishmentowe, kurort dla elit.
W Chorzowie, Donald Tusk może się czuć jak u siebie w domu; podobnie Jarosław Kaczyński w Sosnowcu.
Kiedyś kolega, notabene z Dąbrowy Górniczej, opowiadał mi, jak w 1988 r., podczas meczu reprezentacji olimpijskich Polski i RFN na Stadionie Śląskim, część kibiców Ruchu Chorzów miała rzekomo gwizdać, gdy do piłki dochodziła polska drużyna.
Sosnowiec to z kolei jeden z największych bastionów PRL, matecznik Edwarda Gierka; dziś to uprzemysłowione miasto mogłoby się stać stolicą PPS-u.
Na marginesie: połączenie w ramach PiS afiliacji PPS-owskiej z ND-cką uważam za wizerunkowy majstersztyk. Jest to dokładnie coś przeciwnego niż obecnie Polska potrzebuje.
Przewiduję na przyszłość kilka wariantów rozwoju sytuacji politycznej w Polsce.
Ucieczka z peletonu. To metafora kolarska. PiS odjeżdża na stromym wzgórzu (kryzys) od grupy kolarzy, z kilometra na kilometr uzyskuje coraz większą przewagę, wygrywa kolejne lotne premie (referenda i wybory samorządowe w miastach), w końcu samotnie dojeżdża do mety, i po morderczym wyścigu tryumfuje.
Pościg. PiS odjeżdża, uzyskuje nawet solidną przewagę. Jednak do mety jest jeszcze daleko. W PO następuje przegrupowanie sił – lider pozostaje ten sam, ale dochodzą nowi, głodni sukcesu, partnerzy. Poprawia się jakość rządzenia i wizerunek poszczególnych ministrów.
PO zaczyna odrabiać straty, przewaga PiS topnieje. Długie prowadzenie w sondażach męczy partię Kaczyńskiego. Psychicznie zazwyczaj bardziej wyczerpuje ucieczka niż pogoń.
Walka o zwycięstwo rozgrywa się na finiszu. Platforma dopada PiS na ostatnich metrach.
Kontratak układu. To scenariusz przebiegający wg klasycznej formuły: „gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta”. Formalnie nie wygrywa ani PiS ani PO. Faktycznie zaś zwycięstwo odnosi establishmentowy substytut PO.
Sondażowa progresja PiS powoduje, że czynnik, który Jarosław Kaczyński nazywa "układem", konsoliduje się i wyprowadza skuteczny kontratak. Jego ucieleśnieniem może być Europa+ albo coś podobnego do niej; na pewno nie SLD.
W ten sposób wyborcy o lewicowym schemacie kulturowym (lewicowym stylu życia), ale nie socjaliści, zyskują nową polityczną formułę, która jeszcze lepiej pasuje do ich oczekiwań niż wcześniej PO.
Prawdziwa gra toczy się za plecami PiS. Tam też jest największy potencjał politycznej dynamiki.
Lewicowy podmiot najpierw uzyskuje próg 20. proc., później 23. Kluczowym, przełomowym momentem jest wyprzedzenie w badaniach sondażowych albo w realnych wyborach samorządowych, PO. Wówczas w Platformie wszystko zaczyna się sypać, dopełnia się proces ostatecznej destrukcji partii Donalda Tuska.
W końcu salonowa lewica (nazwa umowna i porządkująca dyskusję) staje się drugą siłą polityczną w Polsce, zaczyna ścigać PiS i dogania go na samym finiszu.
Moim zdaniem wszystkie warianty są prawdopodobne, ale najbardziej realny jest trzeci, w którym "układ" kontratakuje.
Czy możliwa jest koalicja PiS-SLD?
Taki alians jest obecnie testowany i sprawnie działa w wielu samorządach. Zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Leszek Miller są graczami pragmatycznymi, wybiorą rozwiązanie najbardziej skuteczne.
Poza tym, będzie to koalicja spójna programowo – obydwie formacje odwołają się do grup społecznych, skrzywdzonych w ferworze procesu transformacji po 1989 r.
Wbrew pozorom, istnieje również duża wspólnota myśli i poglądów pomiędzy funkcjonariuszami aparatu obydwu partii. Działacze PiS oraz SLD posiadają podobne wyobrażenia na temat sposobów uczestnictwa w polityce – członkom obydwu ugrupowań (co zresztą jest normą dla całej polskiej polityki) chodzi w pierwszej kolejności o tzw. „stołki”; uwypuklają oportunistyczne oraz celebryckie wymiary polityki.
Odwracając pytanie: czy możliwa jest koalicja PO-SLD?
Jeżeliby próbować wyciągać globalne wnioski na podstawie lokalnego przykładu Elbląga, to z zawarciem tego typu mezaliansu, realnie mogą wystąpić spore trudności.
Wprawdzie czołowi politycy SLD werbalnie deklarują negatywne emocje wobec PiS-u, ale jest to zachowanie spektakularne – bardziej na pokaz niż rzeczywiste.
Najbardziej istotne będą preferencje członków aparatu oraz wyborców SLD. Tu zaś sytuacja nie jest jednoznaczna. Wydaje się, że nad antypatiami PiS-owskimi (czasami są to nawet sympatie), góruje niechęć w stosunku do PO.
Ta sytuacja jest nieczytelna. PiS w ogóle jest ostrożny w sprawie perspektyw tworzenia przyszłych koalicji. Co oznacza milczenie?
Chciałbym w trakcie aktualnego kongresu PiS uzyskać jasną oraz stanowczą deklarację Kaczyńskiego (o ile zdrowie pozwoli mu na wzięcie udziału w tym politynczym evencie), że nie wejdzie w alians z SLD.
Generalnie należy rozważać również czwarty – pozaparlamentarny – scenariusz, że mianowicie, na fali jesiennych strajków oraz masowych protestów poparcie w społeczeństwie zyskają związki zawodowe, a później wraz z Pawłem Kukizem, zdołają zbudować jakąś popularną formację polityczną, podobną do niegdysiejszego AWS-u, ale z wieloma nowymi elementami.
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka