Ronald Lasecki Ronald Lasecki
1117
BLOG

Ronald Lasecki: Polakatolik wobec ekologii

Ronald Lasecki Ronald Lasecki Ekologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 41

Nie ma w polityce bardziej irytującej grupy niż tzw. „prawica katolicka”. Nie mam tu przy tym na myśli nielicznych autentycznych tradycjonalistów będących przy tym katolikami, lecz demoliberalnych wymoczków uważających się za prawicowców tylko dlatego, że są katolikami. Religijny integryzm tej grupy wyradza się zazwyczaj w płytkie doktrynerstwo – odległe zresztą na ogół od prawdziwego ducha religii chrześcijańskiej, ponadto zaś, stanowi usprawiedliwienie dla jej demoliberalnego oportunizmu politycznego.

Za twarze takiej „katolickiej prawicy”można by w naszym kraju uznać Marka Jurka, Tomasza Terlikowskiego, oraz ojca Tadeusza Rydzyka. Wszyscy trzej przekonują polskich katolików, że ci powinni politycznie pełzać przed Żydami i wysługiwać się Amerykanom. Znajdują dla tych wizji w polskich środowiskach katolickich szeroki posłuch, w zasadzie nie padają zaś przeciw nim słowa sprzeciwu, choć przecież autorytarna cywilizacja rzymsko-katolicka prezentowała historycznie odmienny wariant cywilizacji zachodniej, niż demoliberalna cywilizacja żydowsko-anglosaska.

Nie o tych fundamentalnych zagadnieniach ani nie o postaciach z politycznego świecznika chciałem jednak dziś napisać – w każdym razie nie o wymienionych wyżej postaciach z politycznego świecznika. Chodziło mi raczej o „masy” katoprawicowe, czy wręcz o „gówniażerię” katoprawicową, choć postawy w tych kręgach prezentowane, w skondensowanej aż do poziomu nawymiotnego formie, znaleźć można było w wypowiedziach i działaniach byłego już na szczęście ministra środowiska Jana Szyszki – zresztą, protegowanego wspomnianego o. Tadeusza Rydzyka, który – co znaczące - roztoczył też opiekę i udzielił fal swojej rozgłośni radiowej niejakiemu Jonny’emu Danielsowi, tajemniczemu żydowskiemu intrygantowi z USA.

Zamierzam zająć się twardogłowym (i antropocentrycznym w rzeczywistości) antyekologizmem katoprawicy, bliższym zresztą niż nauczaniu Kościoła katolickiego (a szczególnie Jego obecnego Papieża) prawicowo-liberalnej propagandzie „reaganomiki” i różnych protestanckich „teleewangelistów” z USA, dobudowujących do niej oprawę teologiczną. Przywołuje się w tej narracji słowa z Biblii o „panowaniu” człowieka nad przyrodą, interpretując je jako prawo do zrobienia z nią czegokolwiek – choćby nawet zupełnego jej zniszczenia lub doszczętnego wyjałowienia. Tworzy się też ontologiczną przepaść między człowiekiem a przyrodą, zarazem przyrodę ożywioną zrównując z nieożywioną, czy wręcz z ludzkimi artefaktami, tak więc np. zwierzęta z pieniędzmi.

Jest to oczywiście podejście zupełnie skrzywione przez z anglosaską i na sposób liberalny rozumianą „prawicowość”. Chrześcijaństwo rzeczywiście bliższe jest antropocentryzmowi niż kosmocentryczne pogaństwo, jednak szczególnie na gruncie katolicyzmu w ostatnich latach (jednak nie w oderwaniu od tradycji myśli katolickiej w ogóle) rozwinięto stosunek do przyrody bardziej organiczny niż w kręgach zamerykanizowanej mentalnie wolnorynkowej prawicy.

Człowiek nie jest w katolicyzmie „właścicielem” przyrody tak, jak rozumie się „prawo własności” w liberalizmie i w liberalnej cywilizacji jankeskiej. Rozumiana po katolicku własność rodzi też zobowiązania ze strony właściciela, nie jest zaś prawem do dowolnego „użycia i zużycia” własności. W przeciwnym razie, mąż który też ma wszak „panować” nad żoną, miałby prawo zrobić z nią co żywnie by mu się podobało, a przecież na gruncie chrześcijaństwa się czegoś takiego bynajmniej nie uzasadnia.

Z hierarchią zobowiązań moralnych łączy się hierarchia ontologiczna. Ontologia i antropologia katolicka są ontologią i antropologią hierarchiczną, przeciwnie niż liberalna i atomistyczna antropologia cywilizacji jankeskiej. Spajany autorytetem i miłością hierarchiczny i organiczny porządek rzeczywistości przedstawił najbardziej historycznie wpływowy filozof katolicki Tomasz z Akwinu.

W ontologii katolickiej człowiek zajmuje oczywiście wyższe miejsce niż zwierzęta, zwierzęta zaś wyższe niż rośliny, wreszcie rośliny wyższe niż przyroda nieożywiona. Związane jest to z faktem, że rośliny posiadają duszę wegetatywną, zwierzęta - duszę wegetatywną i zmysłową, ludzie zaś - duszę wegetatywną, zmysłową i rozumną (albo jak kto woli, elementy duszy: wegetatywny, zmysłowy i rozumny).

Inaczej zatem niż twierdzą postmoderniści – konsekwencjonaliści i utylitaryści etyczni podobni Peterowi Singerowi, większe zobowiązania moralne posiadamy wobec ludzi niż wobec innych elementów przyrody ożywionej. Nie znaczy to jednak, jak twierdzą z kolei twardogłowi pseudokatoliccy prawicowcy, że wobec zwierząt i roślin nie posiadamy żadnych powinności moralnych, przyroda ma zaś dla nas znaczenie jedynie o tyle, że powinniśmy racjonalnie gospodarować jej zasobami, które kiedyś moglibyśmy przerobić na żywność, narzędzie rozrywki, lub je w inny sposób spieniężyć.

W rzeczywistości wobec przyrody też posiadamy zobowiązania moralne wynikające z natury poszczególnych jej elementów i np. niszczenie bez powodu roślin lub bezzasadne zadawanie cierpień i zabijanie zwierząt jest w świetle religii chrześcijańskiej grzechem. Już jeden z bohaterów „Konopielki” Redlińskiego wykrzykuje wszak - „okaleczyć drzewo bez powodu – grzech straszliwy!”.

Z przedstawioną tu antropocentryczną katoprawicową symplifikacją wiąże się wyjątkowo głupi (i etycznie błędny) szantaż moralny w wykonaniu na ogół neoliberalnych ekonomicznie i antropocentrycznych filozoficznie „obrońców życia poczętego”ze stajni dawnego UPR (przykładem jest pani Kaja Godek) i środowisk inspirujących się myślą brazylijskiego publicysty Plinia Corrêa de Oliveiry. Otóż ilekroć środowiska te zetkną się z jakimiś inicjatywami ochrony środowiska naturalnego lub doskonalszej opieki nad udomowionymi przez człowieka zwierzętami i roślinami, tylekroć zaczynają grać swoją zdartą płytę, że jak to można w ogóle przejmować się jakimiś tam zwierzętami lub roślinami, skoro „mordowane są dzieci w łonach matek”.

Oczywiście to, że w Polsce legalne jest zabicie w pewnych okolicznościach człowieka w prenatalnym stadium jego życia to zgroza wołająca o pomstę do Nieba. Tak zwana „aborcja” powinna zostać całkowicie zdelegalizowana, a osoby zaangażowane w jej przeprowadzanie i podżegające do niej – powinny być karane. Co jednak kwestia ta ma wspólnego z zakładaniem np. hoteli dla roślin lub budową specjalnych tuneli dla drobnych zwierząt pod jezdniami i autostradami? Czy to, że zorganizujemy kampanię społeczną, by nie zostawiać psów przywiązanych w miejscach gdzie nie ma cienia, zaszkodzi w czymś „nienarodzonym dzieciom”?

Polski katolik-prawicowiec wykazuje tu zresztą jaskrawą obłudę, bowiem będąc „obrońcą życia poczętego” równocześnie jest zazwyczaj wolnorynkowcem i proamerykańskim „jastrzębiem”,wyśmiewającym każdą próbę socjalnego i ekonomicznego zabezpieczenia macierzyństwa i rodzicielstwa oraz popierającym każdą agresję USA i ich wasali przeciw „muzułmańskiej dziczy” lub innym ludom akurat napiętnowanym w telewizji jako „wrogowie wolnego świata”.

Polski katolik biadoli nad śmiercią kilkudziesięciu rocznie osób na prenatalnym etapie życia, nie przeszkadza mu jednak śmierć setek i tysięcy ludzi już urodzonych, ginących niemal codziennie od zachodnich bomb, kul i pocisków oraz w konsekwencji działania zachodnich koncernów na całym świecie. Polakatolik najczęściej agresje takie wręcz entuzjastycznie popiera, a co bardziej sfanatyzowani publicyści bluźnierczo wręcz przyrównują tchórzliwe bombardowania jankesów do średniowiecznych wypraw krzyżowych.

Katoprawicowa moralna obłuda pozwalająca polakatolikowi być obojętnym lub nawet entuzjastycznym wobec zabijania „dużych” ludzi, za to lać krokodyle łzy nad zabijaniem „małych” (tzn. nienarodzonych jeszcze) ludzi bije po oczach. Oczywiście mordowania dzieci w łonie matek też nie można lekceważyć, „dlatego że nie uporaliśmy się jeszcze z wojnami na świecie”, albo że „nie pokonaliśmy jeszcze głodu i nędzy na świecie”, jak chce lewica. Ważny jest każdy człowiek – i ten „duży” (już narodzony), i ten „mały” (jeszcze nie narodzony).

Tak jak jednak lewica neguje nasze moralne zobowiązania wobec ludzi „małych”, tak katoprawica przemilcza (a niekiedy otwarcie neguje, nie bacząc na sprzeczność tego z normami moralnymi swojej podobno religii) nasze zobowiązania wobec „dużych” ludzi. Tak jak zatem zobowiązanie do troszczenia się o życie ludzi nienarodzonych (co nie ogranicza się bynajmniej do zakazu „aborcji”, ale obejmuje też zobowiązanie do wszechstronnego zabezpieczenia macierzyństwa i rodzicielstwa – rzecz przekraczająca horyzonty dogmatycznie wolnorynkowego katoprawicowca) nie zwalnia nas od zobowiązania do troszczenia się o życie ludzi narodzonych, tak też troska o życie nienarodzonych nie zwalnia nas od zobowiązania do odpowiedniego traktowania przyrody – choć oczywiście wobec zwierząt i roślin mamy innego rodzaju zobowiązania, niż wobec ludzi - na jakimkolwiek by nie byli etapie życia.

Za propagandą, iż należy jakoby wyrzec się naszych (jako ludzkości) zobowiązań wobec przyrody, rzekomo w imię walki o „życie nienarodzonych” kryje się pospolita liberalna manipulacja, której celem jest wyłączenie przyrody spod zobowiązań moralnych jakie wobec niej nakłada na człowieka chrześcijaństwo, po czym poddać ją utylitarystycznemu uprzedmiotowieniu i typowej liberalnej eksploatacji. Zamerykanizowany mentalnie polakatolik łyka tę propagandę z łatwością, z jaką obżera się hamburgerami w barach McDonald’s i  spocony z wrażenia śledzi w telewizji „rozdanie Oscarów”.

Polski katoprawicowiec żyje mentalnie w epoce cywilizacji komiksowej i telewizyjnej, przedstawimy wobec tego poniżej specjalnie dla niego przygotowany graficzny schemat katolickiej ontologii antropocentrycznej i katolickiej ontologii kosmocentrycznej. Ta druga bliższa jest stanowi naszej dzisiejszej wiedzy o przyrodzie i miejscu człowieka w Kosmosie oraz wobec Boga. Człowiek jest częścią przyrody: nie stoi ponad nią, ale jest zaledwie jednym z jej elementów. Przyroda bez człowieka mogłaby bez problemu nadal istnieć. Człowiek bez przyrody istnieć nie mógłby.

Powtarzane często przez polakatolika demagogiczne pytanie, którym szantażować próbuje swych oponentów, mianowicie „czy ważniejszy jest człowiek, czy przyroda?” zwyczajnie nie ma sensu, gdyż człowiek poza przyrodą jest niemożliwy – jesteśmy częścią przyrody, podlegamy jej prawom i jest nam ona konieczna do życia. Prawidłowo postawione pytanie, to pytanie o porządek w naturze – rozpoznanie właściwej hierarchii i organicznych współzależności oraz powiązań pomiędzy poszczególnymi współtworzącymi ją elementami. Ten organiczny porządek negują liberalizm, kapitalizm i zbudowana na nich utylitarystyczna i pragmatyczna cywilizacja amerykańska.

image

Polakatolik tego nie rozumie, bo mózg ma wyżarty przez kreskówki o Kaczorze Donaldzie i Shreku, chipsy, Hollywood i coca-colę. Jeśli Kościół katolicki w Polsce nie zrobi porządku z katoprawicowym polakatolikiem, to przekształci się w religijny dodatek do wielkiego biznesu, jak protestantyzm w USA, moralnie uzasadniający kapitalistyczną chciwość i naftowe odwierty w rezerwatach przyrody. Gdy przyjrzeć się głównym katoprawicowym środowiskom w Polsce, już zresztą ewolucję w tym kierunku widać.

Ronald Lasecki

Publicysta obecny w niszowych publikatorach internetowych i papierowych, zwolennik tradycjonalizmu integralnego i propagator idei tożsamościowej. Zainteresowany filozofią polityczną i geopolityką.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości