Ronald Lasecki Ronald Lasecki
697
BLOG

Ronald Lasecki: Pałac Naczelnikowski

Ronald Lasecki Ronald Lasecki Architektura Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

W środowisku PiS (i szerzej post-”Solidarności”) regularnie powraca pomysł wysadzenia lub wyburzenia Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie, który kręgom tym kojarzy się z „sowiecką dominacją”. Zarazem, minister kultury w rządzie PiS, Piotr Gliński zapowiedział przeznaczenie 320 mln. zł. na budowę dwóch kolejnych muzeów żydowskich w Warszawie. Jasno pokazuje to, że rząd PiS to nic więcej jak amerykańsko-syjonistyczna agentura wpływu.

Dylematy tożsamości

Przejdźmy jednak do samego PKiN-u. Czy rzeczywiście kojarzy się on dziś z „sowiecką dominacją nad Polską”? Został co prawda wybudowany jako „dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego” ale już po roku usunięto z jego nazwy imię Józefa Stalina a w kolejnych dekadach w świadomości zarówno mieszkańców Stolicy jak i przyjezdnych utrwalił się raczej jako symbol współczesnej Warszawy, będąc jedną z jej najbardziej rozpoznawalnych budowli. Osobom dorastającym już po upadku komunizmu lub w jego ostatniej dekadzie w ogóle nie kojarzy się ze słusznie minionym ustrojem.

Generalnie zresztą, pomniki i budowle publiczne mają to do siebie, że zazwyczaj szybko tracą swoją założoną treść ideologiczną i światopoglądową, nabierając znaczeń nowych lub stając się co najwyżej szacownymi pomnikami historii. Wystarczy wspomnieć obecną siedzibę Prezydenta RP, która jeszcze w XIX w. nosiła imię Pałacu Namiestnikowskiego i była rzeczywistym symbolem dominacji rosyjskiej nad naszym krajem. „Pałacem Namiestnikowskim” nazywano ją zresztą nieoficjalnie jeszcze do końca ubiegłego wieku, a biorąc pod uwagę stosunek władz III RP i szczególnie obecnej głowy państwa do USA, całkiem do rzeczy byłoby mówić tak nadal. Jakby jednak nie było, nikt o wyburzeniu Pałacu Prezydenckiego nie mówi – i bardzo dobrze.

Przypadek PKiN-u komplikuje fakt, że ani władze PRL, ani władze III RP nie miały pomysłu na jego sensowne zagospodarowanie. PKiN był swoistym „zsypem” w którym lądowały różne muzea, sale koncertowe, prywatne szkoły wyższe, trzeciorzędne urzędy i tym podobne przypadkowe instytucje. Po '89 zeszpeciły go też kapitalistyczne reklamy i postmodernistyczne podświetlenie. Nadaniu najwyższemu budynkowi w Polsce wyraźnej tożsamości i znaczenia nie sprzyjała nawet jego absurdalna i beztreściwa nazwa. Nieumiejętność wykorzystania PKiN, stosownego do jego centralnej pozycji w tożsamości i krajobrazie współczesnej Warszawy a także samych jego fizycznych rozmiarów, są symbolem ideowej i moralnej pustki zarówno władz PRL, jak i III RP.

Walory strategiczne

Predyspozycje PKiN ma tymczasem nieprzeciętne: usytuowanie w centrum Stolicy; pozycja najwyższego budynku w Polsce; rozległe podpiwniczenie i możliwość podziemnego skomunikowania ze strategicznymi punktami i ciągami komunikacyjnymi Warszawy; solidne, grube mury o dużych walorach obronnych – nieporównanie większej wartości niż szklano-plastikowy szmelc wznoszony po ‘89 roku. PKiN to nie tylko najwyższy, ale też prawdopodobnie najsolidniejszy i jeden z potencjalnie najbezpieczniejszych budynków we współczesnej Warszawie. Niewątpliwie też, nawet pomimo zaniedbania zarówno samego PKiN jak i jego otoczenia przez władze najpierw komunistycznego a dziś też demoliberalnego reżymu, pozostaje on najbardziej monumentalnym i majestatycznym budynkiem dzisiejszej stolicy Polski.

Siedziba władcy

Czasem, w różnych środowiskach „mesjanistycznych”(w rzeczywistości są to karierowicze próbujący podpiąć się pod PiS) pojawiają się głosy, by PKiN poświęcić Najświętszej Maryi Pannie i zwieńczyć figurą maryjną. To zupełny absurd i takie przedsięwzięcie byłoby jedynie wyrazem topornego etatystycznego konstruktywizmu. Katolickim sercem Polski jest Jasna Góra i znajdujący się tam obraz Czarnej Madonny. To Częstochowa jest centrum polskiego kultu maryjnego i w ogóle centrum polskiego życia religijnego. Jako taka powinna być traktowana zarówno przez Kościół katolicki, jak i przez państwo polskie. Z drugiej strony, przerabianie politycznej stolicy państwa na jeden wielki kościół czy też jedną wielką kaplicę to oczywiście droga na manowce. Polska to coś więcej niż klęcznik czy podnóżek dla papieża. Głowa państwa polskiego to ktoś więcej niż ministrant na Mszy u prymasa. Polska posiada już swoje tradycyjne ośrodki religijne, nie posiada jednak wyrazistego politycznego centrum władzy.  

Wnioski nasuwają się same: PKiN to idealna siedziba najwyższych władz Polski. Tak jak klasztor na Jasnej Górze pasuje do roli naturalnego centrum religijnego naszego kraju, tak PKiN pasuje do roli jego naturalnego centrum politycznego. Przyznajmy jednak, że zakwaterowanie tam demoliberalnego prezydenta lub rządu byłoby czymś głęboko nienaturalnym. Bylejakość i miernota władz demoliberalnych kontrastowałaby jaskrawo z ogromem i majestatem Pałacu. Osadzenie w nim polityków demoliberalnych byłoby swoistą profanacją. Pałac mógłby się stać siedzibą władz Polski jedynie wówczas, gdy nasz kraj uwolniłby się od demokracji liberalnej i geopolitycznej podległości USA. Gdyby „Polska była Polską” a nie „wschodnią flanką NATO”, powinno znaleźć to symboliczny wyraz w przeniesieniu siedziby głowy państwa do odpowiednio zaadaptowanego Pałacu, co odpowiadałoby potędze i chwale Polski odrodzonej.

W Polsce odrodzonej

Ustrój Polski odrodzonej powinien być wariantem platonizmu politycznego. Powinna to być „polska szkoła platonizmu politycznego”, do której dotychczasowych osiągnięć należy niewątpliwie opracowany jeszcze przed wojną przez Bolesława Piaseckiego model Organizacji Politycznej Narodu. Była to i pozostaje do dziś najbardziej dopełniona i spójna wewnętrznie alternatywa dla demokracji i liberalizmu. Jedynym, czego w niej zabrakło, to figura autorytarnego przywódcy zorganizowanej hierarchicznie w OPN wspólnoty politycznej. Idea takiego przywództwa wzbogacona o rys militarny, niepodległościowy i organizatorski jest jak najbardziej obecna w polskiej tradycji politycznej. Wyraża się w figurze Naczelnika znanej już od czasu Powstania Kościuszkowskiego, w bliższych nam czasach wcielanej zaś przez ruch piłsudczykowski.

Polska tożsamościowa, która zmienić wówczas powinna nazwę z „Rzeczypospolitej Polskiej” na „Państwo Polskie” - by zdystansować się od zgubnych dla naszego kraju i historycznie skompromitowanych idei republikanizmu, parlamentaryzmu i demokracji, przyswoić nam zaś powinna idee platonizmu politycznego, statokracji i państwocenryzmu, łączyłaby odwołania do dwóch najbardziej energicznych współczesnych polskich tradycji politycznych: narodowo-rewolucyjnej i niepodległościowo-aktywistycznej. Niedostatki i słabości dotychczasowej polskiej tradycji politycznej w odrodzonym tożsamościowym Państwie Polskim zostałyby przezwyciężone, przez przetworzenie tych tradycji w duchu idei autorytetu, dyscypliny, hierarchii, myślenia strategicznego, organizacji i twórczości.

Na czele polskiej wspólnoty politycznej zorganizowanej wedle zasad polskiej szkoły platonizmu politycznego stałby zatem Naczelnik. Siedzibą dla niego, odpowiadającą randze rewolucji ducha i odrodzenia politycznego dokonywanych pod hasłem Antyliberalnego Przełomu, musiałby być PKiN, który przemianować się wówczas powinno na Pałac Naczelnikowski. Byłby on oficjalną siedzibą naczelnika i węzłowych dla Państwa Polskiego resortów jak departament wojny, spraw zagranicznych, bezpieczeństwa państwowego, jak i oczywiście centralna siedziba OPN.


Orzeł mocarstwowy

Pałac Naczelnikowski powinien być oczywiście zwieńczony figurą orła. Stosownie do idei moralnej i politycznej odnowy Antyliberalnego Przełomu powinien to być jednak orzeł wyrażający aspiracje mocarstwowe Polski odrodzonej. Do zaprojektowania figury takiego orła konieczny byłby geniusz na miarę Stanisława Szukalskiego. Trudno wypowiadać się na ten temat samemu nie będąc artystą, ale dla oddania ducha w jakim taki projekt powinien zmierzać, można by przywołać przykład rzeźby Josepha Wackerlego z grafiki poniżej:


image



Park Naczelnikowski

Wokół Pałacu Naczelnikowskiego nie mogłoby oczywiście być miejsca na obecne tam dziś parkingi, budy dworcowe, chaos trawników, ławek i betonu. Pałac to także dziś samo serce Warszawy. Jedną z podstawowych idei tożsamościowych jest idea zakorzenienia. Otoczenie Pałacu powinno być dla wszystkich je odwiedzających miejscem przyjaznym i pozytywnie się kojarzącym. Zarazem, musiałoby być miejscem cichym i dostojnym - odpowiednio do godności siedziby głowy państwa. Naturalne wydaje się być założenie wokół Pałacu wielkiego ogrodu miejskiego. Serce Warszawy powinno być zielone. Warszawiacy i wszyscy odwiedzający mogliby odpocząć tam w ciszy i spokoju. Spełniona by została idea zakorzenienia i identyfikacji. Piękno i majestat przyrody dopełniałyby majestatu władzy i prestiżu jej piastunów.

Wielkie ogrody w centrum miasta mają swoją urbanistyczną tradycję. Wystarczy wspomnieć na nowojorski Central Park i ogrody tradycyjnie zakładane w sąsiedztwie siedzib władców i arystokracji w Europie. Park Naczelnikowski w Warszawie byłby oczywiście bliższy tradycji tych drugich, nie zaś matecznikiem przestępczości jak ten pierwszy. Sąsiedztwo siedziby najwyższych władz Polski czyniłoby Park Naczelnikowski najbezpieczniejszym i najbardziej reprezentacyjnym miejscem w Stolicy. Byłaby to oaza ciszy pomiędzy ruchliwymi arteriami Alei Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej. Nie tylko zielone serce, ale też zielone płuca Warszawy.

Uprzątnąć otoczenie Pałacu

Obecne sąsiedztwo urbanistyczne PKiN również nie odpowiada randze, jaką powinien cieszyć się Pałac. Środowiska poststyropianowe roją niekiedy nadal o „zabudowaniu”Pałacu wieżowcami. To również świadczy o faktycznej afiliacji postsolidarności, w której oczach stanem naturalnym byłoby zaśmiecenie centrum stolicy kraju biurami i siedzibami międzynarodowych korporacji, zagranicznego kapitału, oraz apartamentowcami dla plutokratów i wielkomiejskiej szumowiny. Polska tożsamościowa będzie państwem ludowym i w centrum jej Stolicy nie będzie miejsca dla kapitalistycznej hołoty i korposzczurów.

Wszystkie szklano-plastikowe modernistyczne i postmodernistyczne biurowce i wieżowce w sąsiedztwie Pałacu powinny zostać zburzone. To samo tyczy się obecnego budynku Dworca Centralnego. Po zewnętrznych stronach ul. Świętokrzyskiej, Jana Pawła II i Marszałkowskiej stanąć powinny monumentalne secesyjne kamienice, jak te już stojące po zewnętrznej stronie al. Jerozolimskich. Do kasacji nadaje się nie tylko cała pierzeja zachodnia ale też zupełnie nieudane socrealistyczne założenie tzw. „ściany wschodniej”. Dworzec Centralny należałoby odbudować może nawet i na jego obecnym miejscu, ale wedle architektonicznych wzorców przedwojennego Dworca Wiedeńskiego.

Muzea i hotele

W kamienicach wokół arterii okalających Park Naczelnikowski siedzibę powinny znaleźć będące wizytówką stolicy Polski muzea i hotele. Wśród nich, oczywiście Muzeum Narodowe. Koniecznie też Muzeum Słowiańszczyzny dla podkreślenia rodzimej identyfikacji naszego kraju. Ale również Muzeum Europejskie dla zaznaczenia, że dziedziczymy wszystko to, co było dobre w tradycji Europy. Można by również pomyśleć o Muzeum im. Jana Pawła II dokumentującym wierność naszego kraju katolicyzmowi – ale też, zgodnie z ideą uprawianego przez Papieża-Polaka ekumenizmu, obecność na naszych ziemiach i wkład w polską tożsamość rodzimej wiary słowiańskiej, obrządku cyrylometodiańskiego, prawosławia, islamu, judaizmu, karaimizmu, nurtów chrześcijaństwa wyrastających z Reformacji.

Nazwy hoteli symbolizować powinny rolę Polski jako geograficznego centrum Europy i położenie na Nowym Eurazjatyckim Szlaku Lądowym oraz Nowym Bursztynowym Szlaku (inicjatywy proponowane przez Chiny w ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku). Musiałby zatem być Hotel Europejski dla przybyszów z Dalekiego Wschodu. Musiałby też być Hotel „Eurazja” dla zachodnich Europejczyków szukających kontaktów na Wschodzie. Musiałby wreszcie być Hotel „Sarmatia” podkreślający nasze związki z Wielkim Stepem, którego kraje odzyskałyby należną sobie pozycję centrów handlu i cywilizacji w świecie, który w przypadku przebiegunowania przez Chiny globalnej gospodarki z morskocentrycznej na lądowocentryczną, powróciłby do stanu równowagi po pięciu wiekach sztucznego zawyżania roli peryferyjnych państw morskich.  

Walory ochronne

Jak już wspomniałem, PKIN posiada w porównaniu z dzisiejszym budownictwem ogromne walory strategiczne ze względu na masywność konstrukcji, solidność murów, użyte do budowy materiały. Niezależnie od tego, jak rozległe i jak skomunikowane są rzeczywiście jego podziemia, łatwo byłoby je rozbudować i połączyć z ważnymi węzłami komunikacyjnymi i strategicznymi punktami w mieście. W przypadku wyburzenia istniejących i zakazu wznoszenia nowych wieżowców i biurowców w sąsiedztwie Pałacu, które zagospodarowano by pod park, istnieje możliwość stworzenia pod kwartałem zajmowanym przez Pałac i dzisiejszy Plac Defilad rozległego kompleksu podziemi i schronów, które mogłyby w razie potrzeby pomieścić centrum decyzyjne państwa i jego najcenniejsze zbiory sztuki ze znajdujących się w sąsiedztwie muzeów.

Nie jestem zwolennikiem koncentrowania wszystkich resortów i urzędów w stolicy. Polska tożsamościowa powinna być państwem zdecentralizowanym, sieciowym, o dynamicznej i elastycznej architekturze politycznej i instytucjonalnej. Poszczególne resorty i urzędy powinny być rozproszone po różnych ośrodkach miejskich kraju. To samo tyczy się ośrodków naukowych i gospodarczych. Warszawa nie powinna być miastem-molochem, wysysającym życie ze wszystkich ziem Polski. Ze względu na prestiż władzy i sprawność podejmowania decyzji resorty siłowe powinny mieć jednak swoje siedziby w tym samym miejscu co siedziba Naczelnika i Pałac Naczelnikowski bardzo dobrze by się do tego nadawał.

Symbol eurazjatyckiej tożsamości Polski

W Polsce Tożsamościowej dzisiejszy PKiN zyskałby wreszcie należną sobie rangę jako główny ośrodek władzy państwowej i siedziba Naczelnika. Już dziś będąc symbolem Warszawy, zasłużenie stałby się symbolem całej Polski. Byłaby to Polska odrodzona w swej tożsamości i wpisana w odrodzony eurazjatycki ład geoekonomiczny i geopolityczny narastający wokół Chin i ich projektu Nowego Jedwabnego Szlaku. Ład pluralistyczny i policentryczny, o raczej autorytarnej i konserwatywnej kulturze politycznej, w którym demokracja, liberalizm ani kapitalizm nie byłyby już bynajmniej obowiązującym standardem, nam zaś nikt by już nie dyktował (bo takiego dyktatu byśmy nie tolerowali) jaką mamy prowadzić politykę historyczną, jak organizować swoje sądownictwo i dowodzenie siłami zbrojnymi, z kim wolno nam handlować, ani czy tolerować na ulicach manifestacje seksualnych zboczeńców.

Pałac Naczelnikowski byłby symbolem eurazjatyckiej tożsamości Polski. Jako taki, jest dziś ideą przyszłościową, a nie kłopotliwym reliktem stalinizmu. Jako taki, ma też potencjał symbolu niepodległościowego. Znienawidzony jest dziś bowiem przez wszystkich tych, którzy w ubiegłych dziesięcioleciach walczyli o poddanie naszego kraju pod kolonialną zależność od USA, dziś zaś bezwstydnie kupczą Polską, chcąc zyskać uznanie i legitymizację w Waszyngtonie.

Komuniści wybudowali Pałac, ale nie mieli pomysłu co z nim zrobić. To wyraz moralnej i intelektualnej impotencji komunizmu. Wyraz jego duchowej pustki. Demoliberałowie, zamiast Pałac wypełnić ideą polską, wyprzedali go na biura kapitalistycznym krętaczom, najbardziej zideologizowanych z nich zaś Pałac tak mocno uwiera, że chętnie zburzyliby go a na jego miejscu wybudowali muzea Żydów, resztę terenu sprzedając zachodnim bankom pod wieżowce.

Tożsamościowcy polscy na ten ideowy nihilizm i intelektualną pustkę nomenklatur rządzących naszym krajem przez ostatnie siedemdziesiąt lat powinni odpowiedzieć koncepcją Pałacu Naczelnikowskiego jako symbolu nowej, kontynentalnej i eurazjatyckiej tożsamości Polski. Tożsamości, wyrażającej się ideą Antyliberalnego Przełomu i odbudowania naszej wspólnoty politycznej na zasadach platonizmu politycznego, autorytetu, zakorzenienia, twórczości i solidarności.

Ronald Lasecki


Publicysta obecny w niszowych publikatorach internetowych i papierowych, zwolennik tradycjonalizmu integralnego i propagator idei tożsamościowej. Zainteresowany filozofią polityczną i geopolityką.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości