Dorota Rabczewska twierdziła, że pod jej adresem ktoś wysłał maila z groźbą śmierci. Prokuratura, która najpierw miała problem z samą piosenkarką – bo ta nie składała wniosku o ściganie – teraz umorzyła śledztwo. Jak się teraz okazuje, artystka niesłusznie zapewniała, że policja zabezpieczyła komputer na który wysłano groźby.
Informacje Salon24 dotyczące Rabczewskiej
– Postępowanie zostało umorzone postanowieniem z uwagi na niewykrycie sprawcy przestępstwa. Postanowienie o umorzeniu dochodzenia nie jest prawomocne – informuje Salon24 prok. Mariusz Duszyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Od czerwca Prokuratura Rejonowa w Sopocie próbowała wyjaśnić sprawę gróźb, które tuż przed koncertem na Polsat Hit Festiwal otrzymała Dorota Rabczewska ps. Doda. Piosenkarka twierdziła, że na skrzynkę mailową jej adwokata została wysłana wiadomość, w której nieznana osoba groziła jej śmiercią. Treść maila była szokująca:
„Będziemy publikować o niej, co będziemy chcieli. Jest coś takiego w Polsce jak wolność słowa. A Pani Dorota Rabczewska zostanie z…a nożem na scenie dziś lub jutro na festiwalu w Sopocie (…).”
Doda w publikacji na Instagramie mówiła wtedy tak:
– Wracam z próby generalnej, wszystko super. Mniej super ma mój menedżment, bo jest właśnie na komisariacie policji. Niestety, dostałam pogróżki (…) zgłaszam sprawę na policję. (...) Nie będę tego bagatelizować. Nie jest to fajne, nie jest to miłe.
Później Doda żaliła się, że prokuratura nic nie robi w jej sprawie. Jak się szybko okazało – winna była sama piosenkarka.
– Dorota Rabczewska nie złożyła zawiadomienia w Prokuraturze Rejonowej w Sopocie. Zawiadomienie złożyła menedżerka Doroty Rabczewskiej na Komendzie Miejskiej Policji w Sopocie – tłumaczyła Salon24 prokurator Karolina Kurpisz-Skwarczak z Prokuratury Rejonowej w Sopocie. – Dorota Rabczewska nie stawiła się na policji celem złożenia zeznań i wymaganego przy tego rodzaju sprawach wniosku o ściganie.
Salon24 pomógł Dodzie
Bez wniosku o ściganie prokuratura i policja miały związane ręce i nie mogły formalnie prowadzić śledztwa. Dopiero po publikacji Salon24 Doda zjawiła się na komisariacie. W kolejnym wpisie w mediach społecznościowych twierdziła, że nikt jej nie poinformował, iż musi złożyć wniosek o ściganie.
W całej sprawie od samego początku było wiele znaków zapytania. Przede wszystkim groźby zostały wysłane na adres pełnomocnika, który de facto nigdzie publicznie się nie wypowiadał. To była jedna z wątpliwości, które sprawdzali policjanci. Podejrzewali oni, że wiadomość mogła być nieprawdziwa i była nawet wynikiem zakrojonej akcji mającej odwrócić uwagę od kłopotów piosenkarki. W tamtym czasie były mąż Dody odbywał tournée po mediach i udzielił kilku krytycznych wywiadów na temat Rabczewskiej.
Komputer zabezpieczony? Nie do końca
Uwagę śledczych zwróciła też sama Doda, która w mediach opowiadała historie, które jak ustalono się nie wydarzyły. Zaraz po występie w Sopocie piosenkarka udzieliła wywiadu dla kanału Shownews.pl. Mówiła tam tak:
– Komputer już jest zabezpieczony, mail jest zabezpieczony, IP zaraz będzie namierzane, więc nikt nie jest bezkarny ani anonimowy w sieci.
Prokuratura, pytana wtedy przez Salon24 o to, czy adwokat Dody przekazał swój komputer – bo to on otrzymał wiadomość o groźbach wobec piosenkarki – odpowiadała:
– Nie przekazał.
Wysłaliśmy prokuraturze nagranie, na którym Doda mówi o zabezpieczeniu komputera i ustalaniu adresu IP.
– Trwają czynności zmierzające do ustalenia wszystkich istotnych okoliczności sprawy. Szczegóły postępowania nie będą na tym etapie ujawniane – napisała nam wtedy prokurator Karolina Kurpisz-Skwarczak.
Ostatecznie policja nie ustaliła, skąd został wysłany mail z groźbami, i całą sprawę umorzono. Decyzja prokuratury nie jest prawomocna.
Zapytaliśmy pełnomocnika Doroty Rabczewskiej, czy złoży zażalenie. „Tak, zaskarżymy postanowienie.” – odpowiedział Salon24 mecenas Wdowczyk.
Redakcja
Inne tematy w dziale Rozmaitości