Zostałem najechany …
Czy raczej „naleciany” … :)
W moim ogródku zadomowiła się banda wróbli …
Ptaki bywają u nas codziennie ponieważ karmnik wisi cały rok … Z przekąskami i wodą …
Jednak wróble do tej pory nie zaszczycały nas swoją obecnością …
I kiedy się zjawiły to od razu w sile plutonu :)
Okupują karmnik , kapią się w mini oczku wodnym i czynią tak okropny harmider że zdezorientowane psy co chwilę zaglądają na taras sprawdzając co się dzieje …
Szajka tych małych skurczybyków wprowadziła tyle życia i ruchu do naszego „obejścia” że to aż nieprawdopodobne …
I choć nie wiem gdzie mieścił się ich rejon operacyjny do tej pory … To mam wszelkie powody podejrzewać że w okolicy Rynku lub jakiego McDonalda … Bo cwaniaki nie boją się wcale … i na systematyczne patrole moich psów reagują niespiesznym podfrunięciem na płot lub krzak … i zanim pies zniknie za drzwiami … już są na dole :)
Na nas wcale nie zwracają uwagi … czy raczej wręcz przeciwnie … Jak pojawiamy się w ogródku zlatują się migiem i z ciekawością graniczącą z wymuszeniem osaczają nas żebrząc o żarcie :)))
Ciekawe bo dotąd … A mieszkamy tu już trzeci rok … Nie było tu wróbli. Mieszkamy w mieście choć na jego spokojnych peryferiach … Dziki , sarny czy jeże … owszem. Te się pojawiają. A … I bażanty :)
Ale wróbli nie było …
Fajnie że są … Okolica ożyła … Drzewa są pełne ich ćwierkania i świergotu …
Ruch i zamieszanie które robią ścigając się po terenie , załatwiając swoje wróblowe porachunki cieszy oko :)
Zdawać by się mogło … że to niby nic istotnego … Ale powiem Wam … Mała rzecz a cieszy :)
Inne tematy w dziale Rozmaitości