Niegdysiejsze pytanie Tomasza Lisa „Co z tą Polską?” chyba nie brzmiało dotąd tak głośno i wyraźnie. A przy okazji tak obłudnie. Wpisuje się ono, i chyba zawsze wpisywało w specyficzna troskę specyficznych ludzi. Troska sprowadzała się do obawy o Polskę jako własność określonej, dość wąskiej grupy ludzi. Specyfiką tej wąskiej grupy ludzi było zaś to, że umościli oni sobie w Polsce wygodne gniazda w miejscach, z których dużo widać i dużo można.
Pierwszym, który już w wolnej Polsce pokłócił się z demokracją dlatego, że pozwoliła ona sobie w swej prymitywnej prostocie nie uwzględniać zasług i wielkości swoich rzekomych ojców był ks. Józef Tischner, przywołując hellerowskiego homo sovieticus jako tłumaczenie sentymentu społeczeństwa do spadkobierców PZPR a niechęci wobec „autorytetów” z Unii Demokratycznej. Akurat jego spór z wola ludu trudno wpisywać w etos „właścicieli Polski” bo Tischner głupio ale szczerze i nie z myślą o sobie uważał, że zasługi dla demokracji powinny stawiać kogoś ponad jej regułami.
W tym roku „właściciele Polski” maja szczególnie ciężko. Nie tylko dlatego, że nic nie idzie po ich myśli. Chyba jeszcze bardziej dlatego, ze przestało iść po tylu latach spokoju.
Czemu ich reakcje są, jakie są, dając asumpt do pytań już nie o to co z Polska ale o to co z nimi i z ich szacunkiem do obywateli i do reguł demokracji, która dla nich rzekomo jest jak religia.
Kiedy mający wcześniej szanse wygrać wybory tylko w wyniku niemożliwego splotu wypadków z Komorowskim i ciężarną zakonnicą w roli głównej Andrzej Duda stał się faworytem, hamulce puściły Adamowi Michnikowi, który ogłosił w stosownych okolicznościach i stosownym otoczeniu, że nie „oddadzą (jak się domyślam on i jego podręczni), Polski gówniarzom”.
Gdyby nie lata ekscesów Michnika i jego ekipy pewnie zdumiałbym się, że ni w ząb nie pojmuje on na czym polega demokracja i że pod jej rygorem Polski nikt nie oddaje. Że demokracja inaczej określa prawo własności Polski i jej pakiet większościowy nie mieści się na Czerskiej. Ale widać doświadczenia „demokracji ludowej” pozostawiły w Michniku defekt zmuszający go myśleć, ze każda demokracja jest jakaś i takie pakiety jednak przewiduje.
Noe przypadkiem oczywiście na początku przywołałem pana Tomasza Lisa. Spodziewana decyzja „akcjonariatu większościowego” zaowocowała zachowaniem redaktora, które musi budzić zdumienie nawet u tych, którzy za wiele się po naczelnym „Newsweeka” nie spodziewali. Chcąc najkrócej opisać to szaleństwo muszę ucieć się do mocnego kolokwializmy, bo najtrafniej charakteryzuje to stwierdzenie „ a ch*j z dystansem i obiektywizmem” i dziesięć wykrzykników.
Tytułowe stwierdzenie Lisa z, a jakże „Gazety Wyborczej” „Mogą wygrać wybory, ale nie mogą nam zabrać Polski” zwraca uwagę przede wszystkim pewnością Lisa, że ma on cokolwiek do powiedzenia w kwestii dysponowania Polską. Jeśli komuś chce się sięgać po dialog między Lisem i Stasińskim, nich sobie sam sięga, ja nie linkuję. Zachęcam do lektury tych, którzy poszukują „krótkiego kursu historii NSDAP”. Per analogiam z naszą obecną sytuacją Tomasz Lis, zastrzegając oczywiście, że „Nie mówię, że to wprost hitleryzm”, przywołuje tyle nazwisk ze szczytów władzy III Rzeszy, że pierwsze co mi przyszło do głowy to podejrzenie redaktora o jakąś ukrytą fascynację nazizmem. Kiedy Lis całkiem poważnie mówi „Warto poczytać Hitlera i Goebbelsa z lat 30” trudno tak nie myśleć.
Oczywiście absolutna kląska Lisa w starciu z prawem Godwina nie stanowi ani wyjątku ani powodu do odczuwania przez Lisa wstydu we własnym środowisku. Bo nie jest on odosobniony a raczej doskonale wpisuje się w ten groteskowy trend. Wyjątkiem są raczej takie glosy jak choćby Karoliny Wigury z „Kultury liberalnej”, twierdzącej, że szukanie takich analogii nie jest ani uprawnione ani dopuszczalne.
Ale pan Tomasz swoje wie bo się zna.
W tle lisowej historyjki o bliskim upadku naszej „republiki weimarskiej” pojawia się watek wywalenia redaktora z telewizji publicznej. Być może istotniejszy niż Tomasz Lis chce przyznać. Nie pochwalałbym głosów, które to wywalenie postulują gdybym nie śledził publicznych wynurzeń Tomasza Lisa. Ale sledze i jestem jak najbardziej za. Nie ze względów politycznych bo upolitycznionych mediów nie chcę tylko dlatego, że jest on ogarniętym obsesją świrem, którego, nawiązując do głoszonych przez niego histerii antypisowskich, ze względów zdrowotnych należy otoczyć „kondonem sanitarnym”.
Pewnie czytelnicy zdziwią się, czemu tyle miejsca poświęcam Lisowi, Michnikowi, Stasińskiemu z ich przekonaniem, że Polska jest ich. Po prostu rozgadałem się bo taka moja natura. A zamierzałem tylko napisać, że ani Lisa ani Michnika pytać czy mi odda Polskę nie zamierzam i do niczego ich zgody nie potrzebuję. Polskę mam a moje prawo do niej jest ani większe ale też nie mniejsze niż ich. I to mam zamiar pokazać im w niedzielę 25 października.
I niech się schowają z e swym gomułkowskim „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”
Inne tematy w dziale Polityka