rossonero rossonero
3816
BLOG

KAPITAN AREK

rossonero rossonero Rozmaitości Obserwuj notkę 55

 

 
 
Do czasu tragicznego dnia 10 kwietnia 2010 roku – niewielka część społeczeństwa znała tego człowieka. Dopiero smoleńska hekatomba sprawiła, że jego nazwisko wryło się w pamięć niemal każdego Polaka. Dowódca rządowego Tupolewa 154M, kapitan pilot Arkadiusz Protasiuk.
 
Przyszły dowódca marzył o lataniu od najmłodszych lat. Jednak nawet rodzicom przyznał niemal w ostatniej chwili, gdy przyszło wezwanie na badania lekarskie, niezbędne dla kandydatów do Liceum Lotniczego w Dęblinie – że chce zostać lotnikiem. Uczniem, a później studentem był wzorowym. Zaraz po skończeniu szkoły wyższej trafił do 36 specpułku. Gdy ukończył niezbędne kursy – zaczął wozić najważniejsze osoby w państwie.
 
Latanie było największą, choć nie jedyną pasją Arkadiusza Protasiuka. Był człowiekiem niezwykle wszechstronnym. Skończył politologię na Uniwersytecie Warszawskim, a także integrację europejską i bezpieczeństwo narodowe na Wojskowej Akademii Technicznej. Niewiele mówi się o tym, ale kapitan był też ratownikiem Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Protasiuk biegle mówił po angielsku i rosyjsku. Popularne tutki odprowadzał i przywoził z remontów w Rosji. Zdarzało się, że podczas tych remontów pełnił rolę tłumacza.
 
Praktycznie już od samego momentu katastrofy rozpoczął się medialny i polityczny, rosyjsko-polski lincz na kapitanie. Była mowa o kilku podejściach do lądowania, była mowa o presji ze strony, a to prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a to generała Błasika. Różnej maści dziennikarze prześcigali się w kuriozalnych doniesieniach o debeściakach (albo słaby charakter, presja, albo kozakowanie – jakoś pożyteczni idioci zdecydować się nie mogli), o kłótniach z generałem. Wszystko to okazywało się później kłamstwem.
 
Po śmierci uczyniono z Protasiuka jednego z głównych kozłów ofiarnych tragicznych wydarzeń z 10 kwietnia ubiegłego roku. Szczytem kuriozum była jedna z telekonferencji z MAK-owskimi ekspertami, kiedy padło w stronę dziennikarzy pytanie jednego z ruskich oficerów – czy jest ktoś, kto chciałby lecieć, na przykład na Olimpiadę do Soczi z tak marnie wyszkoloną załogą i tak słabym kapitanem? Dowiedzieliśmy się wówczas także, że nawet gdyby w smoleńskim kurniku robiącym za wieżę siedziałyby szympansy (!) – do katastrofy i tak by doszło.
 
Piszący te słowa nie miał wówczas i do dziś nie ma wątpliwości. Z załogą w składzie Protasiuk, Grzywna, Ziętek, Michalak – poleciałbym wszędzie i w każdych warunkach.
Bo ta załoga, wbrew temu, co o się niej mówiło, była niezwykle zgrana. Ci piloci nie tylko tworzyli zespół w samolocie, ale także poza służbą. Wspólne wypady na narty, wspólne gry w piłkę nożną. Dość powiedzieć, że dowódca i drugi pilot lotu PLF 101 znali się 21 lat – byli rówieśnikami i w jednym roku zaczęli edukację w dęblińskim Liceum Lotniczym
 
***
 
Kiedyś przyjdzie taki czas, że spotkam się z kapitanem i resztą załogi. I głęboko w to wierzę, że do tego momentu piloci zostaną w pełni zrehabilitowani, że znajdą miejsce w panteonie wielu polskich bohaterów. Bo kapitan Arek wraz z załogą zrobił wszystko, aby ocalić pasażerów prezydenckiej delegacji z 10 kwietnia 2010 roku.
 
***
 
Dziś, 13 listopada 2011 roku, Arkadiusz Protasiuk skończyłby 37 lat.
 
 

 

***

 

http://www.pomniksmolensk.pl/news.php?readmore=884

 

Wciąż walczymy o was, tak jak Wy w dniu 10.04.2010 – walczyliście do samego końca.

rossonero
O mnie rossonero

...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości