Rozgadywacz Rozgadywacz
599
BLOG

Odpowiedzialność moralna - cz.1

Rozgadywacz Rozgadywacz Polityka Obserwuj notkę 3

 

Jest taka scena w książce Z. Nienackiego "Ja, Dago", w której główny bohater miał we władzy swojego największego wroga - kobietę sprośną i żądną władzy i raz jeden uległ swoim emocjom i zachował się w sposób można rzec "moralnie godny", tj. miast zwyczajnie ją zamordować, wypuścił na wolność. Kobieta, gdy tylko została uwolniona zbiegła do innego wroga Dago, sprzymierzyła się z nim i wszczeła wojnę, w której zginęły setki ludzi.

Pytanie więc stare jak świat - czy polityków można oceniać w kategoriach moralnych? Planuję napisanie dwóch tekstów na ten temat. Jeden będzie dotyczył popularnego u nas ostatnio pojęcia "odpowiedzialności moralnej" i postulatu usunięcia z życia publicznego osób, które ją powinny ponieść. Drugi będzie zawierał spojrzenie szersze, dotyczące zwłaszcza polityki zagranicznej. Przydałoby się jeszcze trzecie podejście, które dokonywałoby swoistej syntezy i odpowiadałoby na pytanie - czy należy różnicować oceny moralne zachowań w polityce wewnętrznej i zewnętrznej?

W ustroju demokratycznym obywatele są skłonni oceniać polityków pod kątem ich moralności, obejmującej zarówno życie prywatne, jak i publiczne. Sytuacja Senatora Krzysztofa Piesiewicza pokazuje, że tych dwóch sfer w epoce absolutnej wolności mediów nie da się od siebie oddzielić. Polityk, który ma kochankę, zażywa narkotyki, traktuje w sposób podły swoich pracowników naraża się na najcięższą karę - utratę głosów.

Podobny wydaje mi się mechanizm działania J. Kaczyńskiego, który obciążając swoich przeciwników "moralną odpowiedzialnością" za katastrofę smoleńską dąży przede wszystkim do wzmocnienia roli elektoratu, który w decyzjach politycznych kieruje się zwłaszcza oceną zachowań jednostkowych polityków. Politycy "moralnie odpowiedzialni" nie mają szans u tych wyborców, dla których polityka to przede wszystkim "walka ze złem". Nie da się ukryć, że ta postawa dominuje u polityków i wyborców konserwatywnych.

Na drugim biegunie mamy liberałów. Osoby, które skupiają się na swoim życiu osobistym i zawodowym i dla których rolą polityków jest przede wszystkim nie przeszkadzanie. Są oni w stanie wiele wybaczyć u swoich kandydatów, ale takie stwierdzenie to za mało. Oni przede wszystkim nie dostrzegają dylematów moralnych, które są stale obecne w dyskursie politycznym pierwszej grupy. Dla nich pojęcie "moralnej odpowiedzialności" nie istnieje. Ważny jest dystans i święty spokój. Reakcje Premiera Tuska i Prezydenta Komorowskiego pokazują to doskonale. W ich głosach pobrzmiewało coś w rodzaju "politowania" dla osób domagających się oceny moralnej zdarzeń związanych z katastrofą smoleńską oraz z sprawą krzyża, jako pewną konsekwencją. Podobnie cyniczny był (i jest) b. Premier Miller.

Jednocześnie elektorat, jeśli potraktujemy go podmiotowo, przepływa między tymi dwiema skrajnymi postawami. Najczęściej polega to na gwałtownym odbijaniu się od ściany. W 2003 r. wraz z aferą Rywina społeczeństwo odbiło się od ściany podejścia liberalnego. Dramatyczny obraz rozkładu państwa, naszkicowany przede wszystkim przez media, spowodował, że nagle postawy moralne zyskały na znaczeniu. W 2007 r. zadziałał mechanizm odwrotny, również spowodowany przede wszystkim przez media. Skala "walki ze złem" osiągnęła zenit, w związku z czym nastąpił odwrót do postaw liberalnych.

Co ciekawe, i sam się o tym teraz przekonałem, nie dyskutuje się tu o moralności polityków. Nie wiadomo do końca, czy J. Kaczyński akcentuje "moralną odpowiedzialność" dlatego, że to mu podpowiada jego kodeks etyczny, czy też dlatego, że potrzebne jest mu zmobilizowanie konserwatywnego elektoratu. W polityce nie ma to większego znaczenia. Istotne bowiem jest to, jak odczyta to społeczeństwo.

Rozgadywacz
O mnie Rozgadywacz

Ciekawy świata i ludzi. Wydaje mi się, że typ państwowca, który traktuje swoje życie jako pewną powinność wobec państwa i społeczeństwa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka