Rozgadywacz Rozgadywacz
312
BLOG

Polityka zagraniczna partii

Rozgadywacz Rozgadywacz Polityka Obserwuj notkę 13

Na marginesie wizyty b. minister Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza w Stanach pojawiły się, dość paniczne, głosy o zdradzie państwa i podważaniu jego struktur przez partię opozycyjną. Abstrahując od frazeologii, należałoby te głosy rozumieć jako tezę, że państwo posiada jedną politykę zagraniczną, realizowaną przez rząd (ew. inne ośrodki władzy), a poparci rządu w tej dziedzinie stanowi wyraz odpowiedzialności i myślenia w kategoriach racji stanu.

Co ciekawe, podobne głosy mieliśmy, gdy w Polsce istniały dwa ośrodki władzy wykonawczej, tj. rząd i Prezydent (obecnie moim zdaniem tego podziału nie ma). Pamiętamy dywagacje konstytucjonalistów nt. interpretacji Konstytucji RP i prerogatyw Prezydenta, uwagi na temat spójności polityki europejskiej itp. Czy tak jest naprawdę.

Wybaczcie krótką dygresję historyczną. Historyczne pojmowanie suwerenności jako władzy absolutnej związane było z konkretną osobą. Bodin pisząc o suwerenie miał na myśli "Księcia", nie państwo jako strukturę terytorialną. Tak rozumiana państwowość wiąże się przede wszystkim z Traktatem Westfalskim z 1648 r., a w rozmieniu państwa narodowego z XIX w. Państwo suwerenne było jednolitym podmiotem w stosunkach zagranicznych - siłą rzeczy polityka zagraniczna władzy traktowana była jako jedyna emanacja racji stanu. Nawet wówczas, gdy po rewolucji francuskiej wprowadzono ideę suwerenności ludu, było to na użytek wewnętrzny, co możnaby na nasz użytek uprościć w ten sposób: w ramach państwa dokonujemy demokratycznego wyboru przedstawicieli, których rolą jest określenie celów państwa na zewnątrz. Jeśli ta polityka nam się nie podoba, wybieramy kogoś innego. Co więcej, jeśli państwo nie akceptowało idei suwerenności ludu, nie przestawało być suwerenne na zewnątrz.

W dzisiejszych czasach, a mam wrażenie, że wręcz dzieje się to na naszych oczach, uwagi powyższe w dużym stopniu straciły na aktualności. Demokracja wewnętrzna stała się, w mniejszym lub większym stopniu, sprawą międzynarodową. W skali high politics, państwa dokonują interwencji tam, gdzie uważają, że im interesom potrzebna będzie demokracja. W skali low politics mamy Amnesty International, OBWE i temu podobne organizacje monitorujące "postępy demokracji". Państwa nie są strukturą jednolitą na zewnątrz. Każdy rozsądny analityk sytuacji polskiej doskonale wie, że mamy dwie zwalczające siebie partie, które prezentują dwie radykalnie odmienne wizje polskie.

Dlatego nie podpisuję się pod głosami o zdradzie. Uważam, że zabieranie głosu w sprawach międzynarodowych, wizytowanie sojuszników politycznych w innych państwach, uzgadnianie z nimi wspólnych stanowisk, czy wręcz zabieganie o naciski w sprawach żywotnych z punktu widzenia danej partii, jest dla mnie wyrazem demokratyzacji polityki zagranicznej (na marginesie daleko to mniej niebezpieczne niż wszelkie międzynarodówki socjalistyczne). Nie zmienia mojej oceny przedmiot interwencji A. Fotygi i A. Macierewicza. To, że rzecz dotyczy żywotnej z punktu widzenia krajowego sprawy, jaką jest wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej, wręcz dodatkowo wzmacnia tezę o konieczności demokratyzacji polityki zagranicznej. Partia opozycyjna, która poniosła stosunkowo największe straty (nie pomnieszając strat innych), może i powinna oceniać działania rządu. A ograniczenie działalności opozycji do podwórka krajowego stanowiłoby, w moim przekonaniu, naruszenie współczesnych standardów demokratycznych.

Podsumowując, to, że Polska prezentuje różne stanowiska w polityce zagranicznej nie jest niczym nadzwyczajnym. I tak to rząd ma narzędzia prawne realizacji tej polityki. Nie ma jednak na pewno monopolu na polską rację stanu. To jest esencja demokracji.

 

Rozgadywacz
O mnie Rozgadywacz

Ciekawy świata i ludzi. Wydaje mi się, że typ państwowca, który traktuje swoje życie jako pewną powinność wobec państwa i społeczeństwa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka