Wczoraj zaproponowałem dyskusję, która przerodziła się w dialog, najbardziej zwięzły z możliwych dialogów. Rzecz dotyczyła „Rzeczpospolitej” i jej historii. Dzienniki ów przeszedł swoje, koło historii przejechało się po nim niejednokrotnie, a dziś jednym z wiodących dziennikarzy „Rzepy” jest redaktor Igor Janke.

Oczywiście wpis miał tezę: nie żyjemy w bananowcu, żyjemy w państwie, które co prawda wymaga bardzo wielu reform, ale jednak w państwie bardziej prawym, niż w 1982 czy w 1989 roku. Sądzę jednak, iż postać Tadeusza Mazowieckiego, który nie jest postacią obojętną dla „Rzeczpospolitej” jest osobą naznaczoną, co pewne reakcje determinuje. Uważam jednak ów argument za marginalny.
Głównym kłopotem określonej grupy piszących i komentujących jest fakt transformacji pozytywnej. Ogólny zarzut apologetów IV wobec III RP brzmi: nie rozliczono komuchów, macie wszelakie patologie. Okrągły stół, gruba kreska, uwłaszczenie nomenklatury, brak lustracji to grzechy, przez które jesteśmy tacy marni, zapyziali, nieumiejący, nieaktywni, zaciśnięci w szczękach i tacy jak pani, która mówiła: SUPER PARTIA KURWO!
Moim zdaniem za zamiany odpowiada każdy z nas, w swej części. Czekanie na wielką zmianę, na cud, to stygmat jednostki niezdolnej do małych zmian, a co dopiero do wielkich reform. Jasne, lepiej powiedzieć: co ja mogę, w tym kraju nic nie można, to PRL bis. Tylko, że to ułuda. To kapitulacja i śmierć.
Można dać się porwać słowom: wybierzcie nas; będzie dostatnio i sprawiedliwie i panować będzie praworządność. Niestety, rysowanie tak banalnych obrazów przyszłości jest dosyć uwłaczające dla osób, które rzeczywistość recenzują rozumowo.
Każda transformacja, jako taka, niesie korzyści jednym, a krzywdę drugim. Kto płaci ten wydaje, nie dziwi nic. Kreowanie banalnych zniekształceń to moje główne zarzuty, zarówno wobec komunistów, neosocjalistów religijnych, jak i quasi liberałów, bo partii liberalnej w Polce jeszcze niema. Mimo iż, funkcjonujemy w europejskim quasi demokratycznym demoludzie, rzeczywistość się zmienia, tylko że przy naszej bierności. Przykład „Rzeczpospolitej” pokazuje, że zmieniać można bardzo dużo. Nikt mi nie wmówi, iż redaktorzy: Janke, Wildstein i Ziemkiewicz, są odgórnie sterowani, mimo nie do końca „patriotycznej”. struktury właścicielskiej gatezty. Sęk w tym by nie mówić, o tym co trzeba robić, ale by robić. FYM robi „POLIS” i jest, inni też robią i też jest. Da się!
Permanentne gderanie o niemożności i wszechogarniającym układzie, który na nic nam nie pozawala należy włożyć między nieczytane bajki. To, że państwo nasze nosi wiele znamion socjalizmu – nie moja wina. Wszystko jednak robię, by mały pierwiastek rzeczywistości zmieniać, a jest to możliwe.
Pozdrawiam.
P.S.
przeczytaj:
Inne tematy w dziale Polityka