Nieszczęśliwa kontuzja redaktora Janke ożywiła dyskurs o kondycji publicznej służby zdrowia. W jednym z komentarzy redaktor stwierdził, iż co prawda teoretycznie popiera wizję prywatnych czystych szpitali i profesjonalnej ich obsługi, ale według niego nie da się tego zrobić.
W naszym państwie bardzo wiele rzeczy nie da się zrobić, o wiele więcej niż się da. Długotrwałe procedury legislacyjne, wszechobecna i skostniała administracja plus jakość polityków daje uczciwie uzasadnioną obawę o wprowadzenie jakiejkolwiek racjonalnej reformy.
Falsyfikacją zasadniczą, są twierdzenia o hipotetycznej prywatyzacji służby zdrowia. Projekt PO w najdalej idącej wersji dopuszczał możliwość skomercjalizowania szpitali, których udziałowcem większościowym musiałaby być jednostka samorządu terytorialnego. Gdyby nawet w przyszłości stworzono możliwość sprzedania tego majątku, to i tak nie moglibyśmy mówić o prywatyzacji służby zdrowia, a jedynie o wyzbyciu się infrastruktury. Państwo nadal miałoby obowiązek wykonywania wszystkich zadań publicznych z zakresu służby zdrowia, ponieważ taki obowiązek nakłada nań prawo.
O prywatyzacji zadania publicznego – np. z zakresu służby zdrowia – w sensie ścisłym (statycznym) możemy mówić wyłącznie wówczas, gdy państwo rezygnuje z jego wykonywania. Oznacza to, na gruncie prawa polskiego, zmianę konstytucji, a następnie bardzo wielu ustaw. W sensie praktycznym oznacza to rezygnację prawno formalną państwa z dbania o nasze zdrowie. To wymagałoby konsensusu społecznego w założeniu, iż dorosły człowiek odpowiada sam za siebie i swoje dzieci. W tym sensie redaktor Janke ma rację – takiego stwierdzenia od Polaków nie ma co oczekiwać. Całą resztę w dłuższej perspektywie da się zrobić. Niestety owa sfera mentalno-społeczna wydaje się determinować efekt hipotetycznych wysiłków w tym kierunku, co nie znaczy, że nie powinniśmy być teoretycznie i praktycznie do tego przygotowani.
Powtórzę raz jeszcze, nikt do dnia dzisiejszego nie zaproponował projektu prywatyzacji służby zdrowia. Nikt, bowiem, nawet nie zająknął się o prywatyzacji ubezpieczeń zdrowotnych, a to właśnie jest podstawa całego procesu. Obecnie mamy do czynienia ze skrajną postacią systemu socjalistycznego, w którym obywatel jest zmuszony do płacenia państwu za opiekę zdrowotną, ergo państwo sądzi, iż dorosły człowiek nie potrafi zadbać o siebie. Podobna dyskusja trwała na początku lat 90. odnośnie sprywatyzowania ubezpieczeń samochodowych. Lewicowe środowiska biły na alarm, iż w niedługim czasie będziemy płacić o wiele więcej, a likwidacje szkód będą trwać w nieskończoność, a sam system upadnie raz dwa. Tak się jednak nie stało.
Prywatyzacja służby zdrowia oznaczałby oddanie zdrowia obywatelowi, albowiem teraz tylko teoretycznie i filozoficznie jest on właścicielem swego zdrowia. Państwo dysponując naszym zdrowiem uzależnia mentalnie wielu obywateli od siebie. W ten sposób uzależnione masy głosują na tych, którzy gwarantują im coś za nic. Oczywiście państwo może obiecywać i nawet dawać bardzo dużo, ponieważ nie daje swojego, swojego nie ma. Jest to system zamknięty i doskonały, ale upokarzający dla człowieka, jako dla istoty potrafiącej myśleć logicznie. To system leczenia narkomana coraz większymi dawkami heroiny.
Kończąc stwierdzę, iż redaktor Janke nie ma racji w sensie formalnym, ale ma w sensie społecznym. Dopóki będziemy społeczeństwem mentalnego niewolnictwa, dopóty będziemy skazani na publiczną, niewydolną, nieprofesjonalną służbę zdrowia. Nadzieja w tym, iż ów system sam się załamie w bardzo niedalekiej przyszłości.
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka