Dyskurs publiczny, jako taki zawsze budził spore emocje, podobnie jak dyskurs o jego poziomie. Rozpoczęta dyskusja jest tego pulsującym dowodem. Pierwszym i najistotniejszym pytaniem, jakie należy w tym temacie postawić brzmi:, jakie znaczenie ma debata publiczna dla funkcjonowania państwa i poziomu świadomości i kultury obywatelskiej?
Po pierwsze, poziom debaty publicznej sensu largo to wypadkowa bardzo wielu zmiennych: poziomu intelektualnego polityków, dziennikarzy i społeczeństwa; rozwoju cywilizacyjnego i zamożności państwa; intensywności zainteresowania obywateli sprawami publicznymi; jakości prawa, poziomu otwarcia systemu politycznego; istnienia wspólnej strategicznej doktryny rozwoju państwa. Debata w sensie szerokim obejmuje wszystkich obywateli, również tych wykluczonych z dyskursu publiczno-medialnego. Ten rodzaj debaty nie może stać na relatywnie wysokim poziomie, albowiem wartość poszczególnych elementów nie jest wysoka. Trzeba powiedzieć wprost, debata medialno-publiczna stoi – o zgrozo – na wyższym poziomie niż debata szarych obywateli, w tym polityków i dziennikarzy po służbie. Pierwszym i najcięższym grzechem nas wszystkich jest zaniechanie dbania o kulturę języka, na co dzień w domu, na przystanku, pracy, restauracji itd. Drugi problem, to ogólnonarodowa zaszyta w głębi mózgu niechęć i podejrzliwość do siebie nawzajem. Jeżeli dodamy do tego gulaszu powszechne kombinatorstwo i brak szacunku do prawa odpowiedź na pytanie: dlaczego szeroko rozumiany dyskurs publiczny jest niskiej próby, staje się bardzo łatwa.
Po drugie, poziom debaty medialno-publicznej , a zatem debaty sensu stricte jest również niski, dlatego przede wszystkim, iż jest ona opanowana ideologicznie a nie merytorycznie. Każdą debatę przedziela linia demarkacyjna zwana „Grubą Karską”. W zależności od tego, po której stronie zostaniesz zakwalifikowany, twoja sytuacja w zależności o środowiska, w którym aktualnie przebywasz, jest zła lub dobra. Zbyt mało czasu upłynęło by móc mieć nadzieję na to, że w najbliższym czasie ów stan ulegnie zmianie. Środowiska pozostające wobec siebie w opozycji, nie mogą nawet dążyć do merytoryczności dyskusji, ponieważ oznaczałoby to odpływ elektoratu, który żąda wyrazistości i pryncypialności. Z drugiej strony, istnieją określone pola współpracy pozornie opozycyjnych sił politycznych, na których wspólny interes polityczny jest najistotniejszy. Niezależnie od przyjętej konfiguracji, dyskurs w sensie ścisłym, pozostaje na bardzo niskim poziomie. Proszę sobie przypomnieć jakąś dyskusję, w której ktoś udowodnił Tobie, iż ma rację – przyznałeś to? Nie sądzę. Dyskurs medialno-publiczny opiera się o dwie tytanowe zasady: za wszelką cenę Bronic i chronić sprzymierzeńców i druga: jeśli ktoś załapie cię za rękę, mów, że to nie twoja ręka. Obie te zasad okraszone są nad zasadą: Ja mam zawsze rację, ponieważ prawda, którą sam sobie definiuję jest po mojej stronie. W takiej sytuacji logika, argumenty, kultura języka nie mają znaczenia, ponieważ do wyższego celu mogę używać wszelkich środków nie zważając na obiektywne fakty.
Po trzecie, debata publiczna na wszelkich poziomach równa w dół. Kalumnia poprzedza kalumnię i jest zwiastunem następnej kalumnii, przy jednoczesnym i wzajemnym odbieraniu sobie moralnego prawa do zabierania głosu w debacie. Nie potrafimy wyznaczyć przestrzeni wspólnej, czy chociażby strefy zdemilitaryzowanej, co powoduje, iż funkcjonujemy w nieustannym konflikcie wartościowym, a zatem i semantycznym. Takie nastawienie spycha meritum na mielizny, pozostawiają na pełnym morzu wielkie czysto ideologiczne floty. Nie jesteśmy w stanie nawet tolerować faktu, iż różne grupy mogą wyznawać odmienne wartości i poważać różne autorytety. Istnieje powszechna dążność do wykreowania skutecznej dyfamacji wartości czy postaci niepasujących do naszego światopoglądu. Działa to na zasadzie: skoro nie uważasz Michnika za zdrajcę, sam jesteś zdrajcą; skoro nie bijesz ślepo w Lecha Kaczyńskiego jesteś tępym moherem; skoro dostrzegasz pozytywy Tuska jesteś ciemniakiem; skoro uważasz, że każdy, kto chce może słuchać rozgłośni Rydzyka, jesteś faszystą. Schemat przyznacie banalny, ale doskonale funkcjonujący w polskim powietrzu.
Po czwarte, to społeczne ubóstwo mentalne. Proszę zwrócić uwagę, jaką siłę rażenia miała akcja pt. „Dziadek z Wermachtu”. Jakie – żadne – znaczenie miał fakt, iż dziadek obecnego premiera został wcielony do wspomnianej formacji, na to, kim jest Donald Tusk? W komentarzach poniżej zapewne przeczytam wiele genialnych wyjaśnień. Jakie znaczenie ma fakt, iż ktoś nazywa się Wildstein? No żadne, chyba że byłby premierem z ramienia PO. Jakie reakcji można się spodziewać przypominając, iż Jezus Chrystus i jego matka byli Żydami. Co odpowie liberał z PO na pytanie: jak zakwalifikować ustawę hazardową lub powszechny zakaz palenia? Okazuje się, iż prostackie akcje działają tak jak przewidywali ich inicjatorzy. Okazuje się również, iż każde łgarstwo da się wytłumaczyć. To świadczy bardzo źle o kondycji mentalnej społeczeństwa, bardzo.
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka