rozum rozum
95
BLOG

Polski moje rozumienie

rozum rozum Polityka Obserwuj notkę 6

Czym jesteś moja ojczyzno dla mnie, jako jednostki zajmującej nie więcej niż metr kwadratowy twego najjaśniejszego ciała? Zrodzony z przymusu, jako Polak, wrzucony w kod językowy, kulturowy i emocjonalny narodu okaleczonego, pozbawionego pozytywizmu zbiorowego, pozbawionego przez ponad dwa wieki swego państwa, stałem się Polakiem z wyboru i usiłuję definiować Polskę i siebie, jako Polaka; staram się każdego kolejnego dnia na nowo i wciąż otrzymuję definicje niezadowalające – mnie niezadowalające.

Różnorakie koncepcje kształtowania narodu, jako przedmiotu inżynierii politycznej zawiodły. Człek wymknął się wszelakim systemom dzięki swej skomplikowanej w swej prostocie psychice. Z jednej strony lud, ergo masę traktować można rozmaitymi epitetami - niekoniecznie pochlebnymi, z drugiej strony jednostka, która może okazać się jednym pociskiem, który trafia prosto w mózg systemu. Z perspektywy astronauty krążącego w statku po orbicie, ziemia – być może – jawi się, jako uporządkowane mrowisko, ale lokalnością globalną raczej rządzi wypadkowa rozmaitych niezamierzenie połączonych zachowań. Rzecz jasna, jednostkowo – co do zasady - kierujemy wolą, ale – jak dotąd – nie udało się zastosować schematu pozwalającego na zrealizowanie programu chociażby światowego pokoju – postulowanego przez wszystkie kandydatki na miss świata i komunistów.  Człek tym schematom się nie kłania, wręcz cynicznie kpi z dorobku filozofów i dokonań polityków. Tym niemniej, nie poważam hipotez mówiących o totalnym chaosie, jako przyczynie każdego wyniku aktu człowieczego, a może również jego przyczynie. Formowanie się narodów było zachowaniem świadomym, choć należy podkreślić, iż mowa o świadomości formujących. Formowani byli w najlepszym przypadku półświadomi. Cechy wyróżniające poszczególne narody stanowią pośredni dowód na świadomość zbiorową jednostek funkcjonujących na określonym terytorium. Pośredni, ponieważ musimy pamiętać o świadomości jednostki, która nie jest w każdym przypadku oczywistością. Jeśli jednak przyjmiemy istnienie świadomości zbiorowej, to możemy stosować metodę komparatystyczną w celu klasyfikowania narodów. Trzeba przy tym opierać się o nauki empiryczne, w przeciwnym razie będziemy mogli stworzyć jedynie katalog stereotypów nieprzydatnych do poważnej rozmowy, choć niektóre stereotypy mogą być naukowo uzasadnione. We wskazywaniu cech narodowych należy przyjąć cechy występujące u większości populacji w określonym przedziale czasowym. Uszczegółowienie metody i sposobu winni opracowywać socjologowie.
Takiej metody na blogu zastosować nie sposób. Można jednak wyciągnąć wnioski z faktów powszechnie znanych, które postępowania dowodowego nie wymagają. Statystyki mówiące o: uśmierconych na drogach, prowadzących pojazdy mechaniczne pijanych, bezrobotnych, prowadzących działalność gospodarczą, studiujących, skazanych, rozwodzących się, urodzonych, zmarłych, czytających książki i gazety, a nawet rozumiejących komunikaty w nich zawarte itd. Na tej podstawie można prezentować generalizacje, które nie będą stanowić krystalicznego zbioru, ale mogą być pożyteczne. Zaniecham i tego zabiegu, ponieważ taki jest w stanie przeprowadzić każdy i uzyskać wyniki, który może być rozmaicie interpretowany. Zachęcam do takich zabiegów.
Ja odniosę się tego narodu w sposób najmniej właściwy – czysto subiektywny. Definiując  naród polski krążę po orbicie słowa „prawie”. Prawie byliśmy potęgą, prawie żeśmy zniknęli, prawie zajęliśmy pokonaliśmy Rosję, prawie wygraliśmy wojnę, prawie wprowadzono komunizm, prawie odzyskaliśmy wolność. Funkcjonujemy pomiędzy definicjami możliwymi do zastosowania, a fantasmagoriami, uświęcając te drugie. Co gorsze, te drugie wypisujemy na sztandarach określając siebie, jako zbiorowość. Krzywda, ofiara, boleść, szkoda, romantyzm, odwet, zmartwychwstanie. Uważam, że te słowa najlepiej oddają mentalność polską, Polaków, Polskę. Stawianie na piedestale martyrologii narodowej skutkuje tym, iż stajemy się jej zakładnikami. Nieustanne podkreślanie doznanych krzywd determinuje emocjonalną i agresywną retorykę stosowaną przez społeczeństwo, para-palamentarzystów jak i egzekutywę wobec tego, co nie nasze, obce, nieznane. W efekcie takich zachowań impregnujemy mit o bohaterstwie narodu, które wynika z jego słabości. Trzeba również pamiętać, iż opiewane bohaterstwo stało często na bakier z logiką, a poświęcone dobro przedstawiało wartość wyższą od bohatersko chronionego. Ten romantyczny heroizm był fundamentalnym elementem polskiej mentalności, która umiłowała sobie maksymę „Gloria Victis”. Pamięć o ofiarach nie musi jednak oznaczać apologii straty i klęski. Budowanie świadomej wspólnoty narodowej na kulcie klęski nie może się powieść, ale może przynieść doraźne korzyści polityczne tym, którzy na tym kulcie żerują. Powodzenie takich strategii jest możliwe, jeżeli istnieje grupowe przekonanie o prymacie kultu klęski nad pragmatyzmem i odpowiedzialnością.  Wyniki wyborów prezydenckich pokazują, iż co najmniej jedna czwarta społeczeństwa wierzy, iż ta iluzja jest prawdziwa.       
Trzeba również podnieść kwestię „należy się nam”. Powszechne „należy się nam” determinuje stagnację. Państwo miast się modernizować osiadło na mieliźnie jałowości intelektu społecznego. W wymiarze jednostkowym „należy się nam” dekodować należy na „daj mi”. Owe „daj mi” prowokuje do bierności, do oczekiwania na samoczynną od odmianę losu, a ta samoczynnie nigdy nie następuje. Stąd postawy roszczeniowe, wyzucie z odpowiedzialności za swe życie, pretensje do wszystkich za swe niepowodzenia i zawiść. Nie twierdzę, iż samo państwo nie ponosi odpowiedzialności za taki stan – oczywiście ponosi, ponieważ karmi się owym „daj mi” prezentując społeczeństwu nieliczone iluzje w trakcie kampanii wyborczych, których niespełnienie jest dla społeczeństwa zbawienne w sensie ścisłym. Państwo, ergo rządzące partie wiedzą, iż poziom intelektualny tegoż społeczeństwa jest żenująco niski, więc składają obietnice rozdawania nieswojego majątku, licząc – zresztą słusznie – na wyborczy sukces. Koło się zamyka. Mierni wybierają miernych, by trwać w wirtualnym spokoju, który mierność przemienia w normalność. Urodzeni by służyć, służą sądząc iż rządzą, choć praktykują niewolnictwo czynne. Ten proceder musi prowadzić ku przepaści, co niewątpliwie się dokona. Niewątpliwie.
Niedokończenie jest zamierzone. Dzieło samo się zwieńczy.
Pozdrawiam.
P.S.
Na boku pozostawiam problematykę patriotyzmu szeroko rozumianego, jako zachowanie przynoszące korzyść państwu, ergo obywatelom tego państwa, ponieważ dla mnie to kwestia nierodząca ani kontrowersji ani egzaltacji. Tylko sfrustrowany nieudacznik może przyznawać sobie moralne prawo odbierania innym osobom przymiotu patriota. Takich polemik ani nie podnosiłem ani w nich udziału nie brałem, gdyż uważam, iż są one płytsze niż kałuża przed mym domem.
 
rozum
O mnie rozum

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka